Otwartość Androida umożliwia producentom smartfonów głęboką ingerencję w ten system, przez tworzenie specjalnych nakładek. A te potrafią całkowicie odmienić oblicze zielonego robota, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Czym w efekcie są nakładki: złem koniecznym czy dobrodziejstwem?
Android ma wiele twarzy – wie o tym chyba każdy, nawet gdy nie jest specjalnie zainteresowany branżą mobilną. By się o trafności tej tezy przekonać, wystarczy przejść się do pierwszego lepszego sklepu z elektroniką i spojrzeć na różne smartfony pracujące pod kontrolą tej samej wersji Androida – ten sam widok (mówiąc ogólnie) czeka nas tylko wtedy, gdy weźmiemy do ręki urządzenia od tego samego producenta. Z czego to wszystko się bierze jest dla nas rzeczą oczywistą – wielu producentów ,,przykrywa” oprogramowanie od Google własnymi nakładkami systemowymi. Opinie o nich bywają skrajne, dla mnie jednak nie są one tak złe, jak je niektórzy malują.
Po co producentom nakładki?
Nakładek na Androida jest wiele, ale każda z nich została stworzona w bardzo podobnym celu – jej zadaniem jest wyróżnienie smartfonów konkretnego producenta wśród innych urządzeń. Każda z nich ma swoją własną i rozpoznawalną nazwę, każda z nich (mniej lub bardziej) zmienia wygląd systemu od Google, każda z nich cechuje się unikatowymi funkcjami, bo nawet gdy poszczególni producenci kopiują rozwiązania konkurencji, to przy okazji udoskonalają je w swoim stylu. Można powiedzieć, że nakładka jest wizytówką firmy.
50 twarzy Androida
Nakładki producentów zmieniają wygląd zielonego robota i to w wielu stylach. Wyglądem mogą różnić się ekrany główne, ekran blokady, pasek powiadomień, belka z ustawieniami, ikony, widżety etc., jednym słowem wszystko. Opisywanie szczegółów zajęłoby wieki, ale jedno trzeba z całą pewnością powiedzieć – każdy może znaleźć coś dla siebie. Ale nie tylko sam wygląd jest ważny, lecz także wiele dodatkowych funkcji.
Nakładki funkcjonalnością biją czystego Androida
Może nie wszyscy zgodzą się z powyższym stwierdzeniem, jednak moim zdaniem tak właśnie jest. Wystarczy wziąć pierwszy przykład z brzegu – porównanie funkcjonalności LG G3 i Motoroli Nexus 6, biorąc na cel rozwiązania ułatwiające wykorzystanie potencjału dużych ekranów. Gdy w zeszłorocznym flagowcu Koreańczyków znajdziemy funkcję dzielenia ekranu czy aplikacje QSlide, tak w Nexusie 6… nie znajdziemy praktycznie nic.
Okazuje się więc, że dzięki nakładce w lepszy sposób można wykorzystać potencjał dużych wyświetlaczy (a ciężko teraz spotkać urządzenie flagowe o topowej specyfikacji i małym ekranie). Korzysta na tym głównie użytkownik, który dzięki rozbudowanej wielozadaniowości może w końcu zacząć naprawdę wykorzystywać potencjał coraz mocniejszych procesorów i zwiększającej się ilości pamięci operacyjnej RAM.
Funkcje obecne w nakładkach są często obce czystemu Androidowi – bywa, że Google wzoruje się na rozwiązaniach znanych z modyfikacji dokonanych przez innych. Wsparcie dla czujnika biometrycznego, zaawansowane tryby oszczędzania energii, kontrola aplikacji działających w sieci, rozbudowane opcje personalizacyjne, tryb obsługi jedną ręką, planowane włączanie i wyłączanie telefonu, wybudzanie telefonu podwójnym stuknięciem w ekran – to tylko część z nich, że nie wspomnę o takich drobnostkach, jak przycisk umożliwiający wyłączenie wszystkich pracujących w tle aplikacji, który ciągle jest obcy ,,czystemu” Androidowi.
Wszystkie te funkcje są mniej lub bardziej potrzebne, a spora część z nich bardzo ułatwia życie i to nie tylko osobom mniej doświadczonym. Sam jestem w gronie osób, która ceni sobie funkcjonalność nakładek.
Warto również pamiętać o wielu aplikacjach użytkowych, których nie znajdziemy nawet w sklepie Google Play. Najważniejszymi z nich są chyba odtwarzacze muzyki (jak kultowy już Walkman od Sony), aplikacje aparatu (aplikacja od LG kładzie na łopatki natywną apkę Androida), galerie zdjęć czy menadżer plików. Oczywiście zawsze można znaleźć aplikacje o zbliżonych funkcjonalnościach, jednak znam wiele opinii mówiących o wyższości niektórych apek producentów nad jakimikolwiek zamiennikami. Ważne, by znać umiar i nie pakować ich zbyt wiele, bo to może spowolnić smartfony z Androidem. A przynajmniej tak się niektórym wydaje, lecz nie zawsze jest to regułą, a na dodatek coraz rzadziej spotykaną.
Nakładki ,,przymulają” Androida? Niekoniecznie
W meandrach internetu można znaleźć wiele opinii mówiących o wyższości czystego Androida nad jakąkolwiek nakładką systemową, głównie pod względem szybkości i sprawności działania. Argument ten pada przede wszystkim w czasie porównań Androida z Windows Phone czy iOS, gdy obrońcy zielonego robota starają się wykazać, że ten działa płynnie przede wszystkim na Nexusach. A nie jest to do końca prawda.
Nie chce tym samym powiedzieć, że urządzenia z linii Nexus nie chwalą się stabilnym i płynnym działaniem. W określonych sytuacjach rzeczywiście tak jest, ale pod jednym podstawowym warunkiem – oprogramowanie musi być dopracowane przez Google. Najłatwiej można to było zauważyć w ciągu ostatniego roku, gdy Android Lollipop w wersjach 5.0.x potrafił ,,przymulić” każde urządzenie. Późniejsze wersje cechowały się znacznie lepszą optymalizacją i dzięki temu Nexusy zaczęły nowe życie. Podobna zasada obowiązuje także smartfony z Androidem, które są rzekomo obciążone nakładką systemową producenta.
Obecność nakładki systemowej nie musi z miejsca oznaczać lagów czy gorszej płynności działania. Jeśli jest ona odpowiednio zoptymalizowana, a producent nie przesadził z naszpikowaniem jej niepotrzebnymi funkcjami, to smartfony mimo jej obecności mogą pracować płynnie i szybko, nawet gdy nie należą do najwyższej możliwej półki. To nie są czasy LG L3, Samsunga Galaxy Trend czy Sony Xperii E i mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo na co dzień obcowałem z takimi urządzeniami, jak LG G2 mini, Sony Xperia M2, LG Spirit czy Samsung Galaxy J5(!) i mogę stwierdzić, że działają one naprawdę nieźle, a nie są przecież topowymi smartfonami.
Nakładki nie mają wad?
Mają, ale nie są one tak złe, jak się niektórym wydaje. Przede wszystkim obecność nakładki siłą rzeczy wymusza pewne opóźnienia aktualizacji, ponieważ producent potrzebuje czasu, by dostosować oprogramowanie od Google. Poza tym czysty Android nie oznacza jednocześnie długich i szybkich aktualizacji, choć to bardzo często spotykane zjawisko. O fragmentacji Androida pisałem jakiś czas temu, więc pozwólcie proszę, że w tej materii nie będę się powtarzał.
Czasami bywa i tak, że producent decyduje się naszpikować swoją nakładkę ogromną liczbą dodatkowych funkcji, co czyni ją ociężałą i prowadzi do braku płynności działania. Najlepszym tego przykładem jest Touchwiz od Samsunga, który powodował spowolnienia na tak świetnie wyposażonych smartfonach, jak Galaxy S4 czy Galaxy S5. Jednak nie wszyscy producenci decydują się na tak daleko idące modyfikacje, bo odpowiedniki tych urządzeń ze stajni innych producentów działały na tych samych podzespołach znacznie lepiej – jak np. HTC One M7 oraz One M8.
Na szczęście nawet Samsung potrafi pójść czasem po rozum do głowy, dlatego odchudził swoją nakładkę, dzięki czemu działa ona lepiej niż kiedykolwiek i mogą to potwierdzić użytkownicy nowszych smartfonów pracujących pod kontrolą Androida 5.1.1 Lollipop (no, może nie wszystkich). Jednak większość producentów jest bardziej zachowawcza, bo stara się przede wszystkim poprawić niedoskonałości czystego Androida, głównie z myślą o mniej zaawansowanych użytkownikach zielonego robota.
A co z czystym Androidem?
Gdy brałem do ręki jakieś urządzenie z czystym Androidem (konkretnie Nexusa 5 na KitKacie i Motorolę Moto G 2 gen. na Lollipopie) miałem nieodparte wrażenie, że jest on pomyślany głównie pod maniaKów, którzy chcą i wiedzą jak dostosować wszystko pod swoje potrzeby. Jednak większość użytkowników chce mieć podane wszystko na tacy i to dla nich zostały stworzone nakładki.
Najważniejsza w tym wszystkim jest możliwość wyboru, której nie da nam Windows Phone czy iOS. Nie chcę tym samym wywołać międzysystemowej wojny, po prostu system od Google jest bardziej otwarty od pozostałych, co samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe. I właśnie dlatego możliwość wyboru jest tak cenna dla Androida, bo stanowi jego główną siłę.
A jak komuś on nie odpowiada, to zawsze można wybrać coś innego, prawda?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.