Chiny oficjalnie ogłosiły powstanie cyberoddziałów, które wejdą w skład Chińskiej Armii Ludowo – Wyzwoleńczej. Na stworzenie tzw. granatowej online-armii wydano ponad 1,5 miliona dolarów. Odziały będą stacjonować w południowej części kraju – w prowincji Guangdong.
Państwa Zachodnie już niejednokrotnie oskarżały Chiny o organizowanie cyberataków na ich serwery. Jedną z najgłośniejszych spraw tego typu był z pewnością atak na serwery Google. Władze Chińskiej Republiki Ludowej postanowiły zatem jedynie zalegalizować odział hakerów, który istniał od dawna. Co ciekawe, chińskie Ministerstwo Obrony zapewnia, iż głównym celem cyberarmii jest ochrona państwa przed atakami, a nie ich inicjowanie.
Oddziały tego typu posiada wiele państwa na świecie – m.in. Stany Zjednoczone, Izrael, czy kraje należące do Unii Europejskiej. Jednak o wspomnianych cyberarmiach stosunkowo rzadko się mówi (ciekawe, czy to dobry znak?). W przypadku Chińczyków sprawa wygląda trochę inaczej – zwłaszcza, że ich hakerzy mogą liczyć na praktycznie nieograniczone wsparcie finansowe, świetne zaplecze technologiczne i światowej klasy specjalistów (pamiętam, że w ubiegłym roku przy atakach na Google pracowali specjaliści ściągani z krajów byłego ZSRR). Myślicie, że wkraczamy już na poważnie w etap cyberwojen?
Źródło: Time
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.