Dziś oficjalnie zadebiutowały tegoroczne flagowce od Google. Są to niewątpliwie najlepsi przedstawiciele linii Nexus w historii, ale jednocześnie z kilku powodów trudno mi popaść w zachwyt. Dlatego są tak pełne paradoksów?
LG Nexus 5X i Huawei Nexus 6P to niewątpliwie dwa świetne urządzenia. Oba są wyposażone w topowe w tej chwili podzespoły, mogą pochwalić się świetnymi aparatami (tylko gdzie się zgubiła optyczna stabilizacja obrazu?) i mnóstwem funkcji, mając jeszcze w zanadrzu dwa niepodważalne atuty – czystą i najnowszą wersję Androida i (co oczywiste) wsparcie dłuższe niż pozostałe tegoroczne flagowce konkurencji (choć patrząc na ostatnie poczynania Sony to kto wie…). Jednak kilka cech obu tych urządzeń powoduje, że mimo niewątpliwej chęci ,,przytulenia” któregokolwiek z nich, warto się nad tym porządnie zastanowić.
Małe jest piękne, a ramki w szczególności
Czy sam się z tym zgadzam czy nie, dla większości gsmManiaKów rozmiar jest najważniejszy. A właściwie nie tylko sam rozmiar, a odpowiednio dobrane ramki. Więc mimo tego, że sam należę do nurtu ceniącego ramy jak z barokowych obrazów (pod warunkiem, że są ono bogato zdobione, czytaj: oferują wodoodporność, głośniki stereo – których w Nexusie 5X niestety zabrakło – czy ulokowane na nich przyciski funkcyjne Androida), tak większość z was zdecydowanie preferuje odpowiedni stosunek przekątnej wyświetlacza do rozmiaru całego urządzenia. I na tym polu tegoroczne Nexusy polegają z kretesem.
Większy z nich (czyli ten, u którego stworzenie mniejszych ramek jest teoretycznie łatwiejszym wyzwaniem) ma prawie 16 centymetrów wysokości przy ekranie o przekątnej 5,7 cala. Jest on przez to o ponad pół centymetra wyższy od Samsunga Galaxy Note 4, i to mimo posiadania przez tego drugiego identycznego ekranu, wcale niemałych ramek i przycisków nawigacyjnych pod ekranem. Co prawda Google na konferencji pochwaliło się, że Nexus 6P ma lepszy stosunek wielkości wyświetlacza do rozmiarów całego urządzenia od iPhona 6s Plus, ale czy ktokolwiek uważa, że jest to parametr naprawdę godny pochwały? Ja tak nie sądzę, bo co, jak co, ale iPhone’y ramki od zawsze mają ,,kobylaste”' i to nie jest żaden punkt odniesienia. Lepszym punktem odniesienia niech będzie porównanie Nexusa 5X od LG z ich innym dzieckiem, tj. LG G3, który mimo posiadania ekranu o przekątnej o 0.3 cala większego, niż młodszy kuzyn (chyba to będzie najlepsze określenie), jest nadal od niego niższy. Czy tylko mi tutaj coś nie pasuje?
Moce obliczeniowe. Niby do przodu, a ciągle w miejscu
Tegoroczne Nexusy są wyposażone w dwa flagowe na ten rok procesory od Qualcomma, tj. Snapdragona 808 (który mimo początkowego przeznaczenia stał się flagowy przez LG i Motorolę) i Snapdragona 810, czyli niegdysiejszego bohatera afery grzewczej. Co do tego pierwszego procesora, to nie ma się co oszukiwać – wydajnościowo jest on na poziomie Snapdragona 801, który jest tak naprawdę tylko podkręconym Snapdragonem 800 i dzięki temu w prosty sposób możemy dojść do konkluzji, że pod względem wydajności obie generacje Nexusów 5 niewiele różni, szczególnie w obliczu tej samej ilości pamięci operacyjnej RAM. A taka sytuacja mało kogo popycha do zmiany…
Trochę inaczej wygląda sprawa Nexusa 6P, który jest duchowym następcą Nexusa 6. Flagowiec Google pochodzący od Motoroli odznaczał się jedną cechą, która bardzo różniła go od zdecydowanej większości konkurencji – pracował pod kontrolą Snapdragona 805, który w przypadku tego urządzenia nie działał pod wpływem thermal throttlingu, dzięki czemu oferował stałą wydajność wtedy, gdy było to potrzebne. Jego następca ma w zanadrzu Snapdragona 810, który teoretycznie jest od niego wydajniejszy, ale praktycznie jest ,,duszony”, by zapobiec problemom z nadmiernym przegrzewaniem. Co prawda dzięki gruntownym badaniom Pawła wiemy, że urządzenia wyposażone w problematyczny procesor nie ulegają nadmiernemu przegrzewaniu, ale jednak odbywa się to kosztem ograniczenia jego wydajności. A w tej sytuacji nie waham się stwierdzić, że długofalowo Motorola Nexus 6 będzie wydajniejsza od Huawei Nexus 6P. Po raz drugi okazuje się, że wzrost mocy obliczeniowych nie jest mocnym argumentem.
Ceny są zaporowe, bo i debiut jest późny
Największym wrogiem nowych Nexusów jest czas. Debiut w miesiącach jesiennych teoretycznie oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze, za plecami ma się debiut tegorocznych konkurentów, dzięki czemu mamy czas poznać ich mocne i słabe strony. Po drugie, w przeświadczeniu większości użytkowników produkty jesienne są konkurentami dla tych z wiosny tego samego roku, nie tej następnej. Nikt nie wierzy w ,,zabójców przyszłorocznych flagowców”, dlatego tegoroczne Nexusy konkurują z takimi urządzeniami, jak Samsung Galaxy S6. LG G4 czy HTC One M9, co determinowane jest m.in. ich bardzo zbliżoną specyfikacją techniczną. Jednak one mają tą przewagę, że zadebiutowały na tyle wcześniej, że rynek zdążył zredukować ich ceny do akceptowalnego poziomu. Nexusy nie mają tego komfortu, przez co są więźniami perspektywy – bo oferują to samo co konkurenci, ale przy wyższej cenie. A gdy chodzi o pieniądze nikt nie patrzy na przeszłość, ale na tu i teraz – i w tej perspektywie Nexusy przegrywają z konkurencją.
Nexusy 2015 niewątpliwie są świetne…
… ale to chyba nie wystarczy. Jak widzicie przeszkód na drodze mają one wiele, a koło ratunkowe jest w zasadzie tylko jedno – czysty Android z długoterminowym wsparciem. Jednak czy jest to atut, który utoruje Nexusom drogę na szczyt? Szczerze wątpię. Bo mimo tego, że jest to świetny sprzęt, to nie warto o niego kruszyć kopii.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.