Czy są telefony jednoznacznie piękne i świetnie wyposażone? Wydaje mi się, że tak. Kilka tegorocznych urządzeń zdaje się potwierdzać tę tezę. Problem na jaki napotykają użytkownicy to żelbetonowa ściana z napisem „cena”, która w naszych warunkach ekonomicznych zmusza wiele osób do szukania kompromisu między marzeniami a rzeczywistością. Tylko…czy ten jest możliwy do osiągnięcia?
Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność dyskutować z typowym Januszem smartfonów, takim gościem który twierdził że w Wielkiej Brytanii mają już iPhone’a 8 i Samsunga Galaxy S11. Dyskusja dotyczyła tego, czy mając mocno okrojony budżet lepiej kupić telefon globalnego producenta i tym samym dopłacić nieco pieniędzy za logo, czy też może warto dać szansę wynalazkom z Państwa Środka, które dopiero pracują na swoją renomę.
HTC 10, Samsung Galaxy S7 EDGE, Sony Xperia X Performance czy flagowy iPhone, to marzenia wielu osób. Trudno jednak czasem spiąć domowy budżet w taki sposób, aby pozwolić sobie na zakup drogiej zabawki do dzwonienia i obsługi internetów za ponad trzy tysiące złotych. Umówmy się, operator też nie zawsze staje na wysokości zadania i wiele osób jest zmuszonych do szukania rozwiązań pośrednich.
Wielu producentów umiejętnie próbuje wstrzelić się w tę niszę, oferując urządzenia nieco tańsze, jednocześnie wyróżniające się przy tym dość dobrą specyfikacją. Parę lat temu za taką firmę aspirującą do miana A-Brandu – czyli marki rozpoznawalnej globalnie – było Huawei, które boleśnie przekonało się na naszym rynku, że potrzeba czegoś więcej, niż kawałka plastiku z szybką, aby liczyć się w tej rozgrywce. Huawei poszło po rozum do głowy i obecnie rodzina P oraz Mate to doskonale wykonane telefony, a sama chińska korporacja jest już trzecim największym graczem na świecie, który systematycznie zwiększa swój zasięg w Europie, w tym i w Polsce.
Co jednak, jeśli ktoś chce kupić naprawdę tanie urządzenie firmy, która poza rynkiem regionalnym jest w sumie nikomu nie znana. Czy warto? Co by skłoniło Was do zakupu myPhone’a czy urządzenia firmy Kruger&Matz, czyli dwóch firm z naszego rodzimego rynku? Raczej wątpię, że ktoś na sali powiedziałby o że kusi go marka sama w sobie. Przeważa cena oraz precyzyjne dopasowanie produktu do grup docelowych. MyPhone ma w swojej ofercie kilka fajnych naprawdę tanich smartfonów dla wszystkich tych, którzy chcą nieco zaoszczędzić. Tak samo, jak Kruger&Matz, który do tego może dorzucić model Live3+ z imponującą baterią, która pozwala na niemal tydzień pracy na jednym cyklu ładowania. Obydwie firmy nie organizują globalnych premier urządzeń. Po cichu robią swoją robotę i gdyby szerzej wgłębić się w rynek, to nagle okaże się, że ich udział w polskim rynku jest większy, niż wielu zagranicznych korporacji. I wcale mnie to nie dziwi.
Zawsze zostaje nam jeszcze „trzecia droga”, czyli zakup wynalazków z Chin. Pod pojęciem „wynalazku” nie chodzi mi oczywiście o firmy które mają już swoją rozpoznawalność, jak Xiaomi czy ZTE. Mam na myśli te małe, nieraz wyrastające niczym grzyby po deszczu firmy, które wypuszczają dostępne w sprzedaży wysyłkowej klony popularnych urządzeń. Jak nie patrzeć, zwyżkująca ilość tego typu smartfonów jasno sugeruje, że ich telefony także się sprzedają. I coraz to mniej osób interesuje się takimi detalami, jak wysyłka gwarancyjna do Chin. W ciągu ostatnich kilku lat nasza globalna wioska skurczyła się tak bardzo, że możemy już niemal mówić o jednym wielkim podwórku, w ramach którego paczka z Państwa Środka potrafi dotrzeć do Polski w 3-4 dni robocze. Wiele osób przystaje na ten czas, mając w perspektywie setki zaoszczędzonych złotówek.
Smartfonowy Janusz, od którego rozpocząłem ten wpis usiłował przekonać mnie do tego, że tylko urządzenia z segmentu A-Brand dają mu to, czego oczekuje od smartfonów. Mówił coś o niezawodności, lansie i personalizacji. Gdzieś po tych słowach po prostu się wyłączyłem. A po powrocie do domu poszukałem trochę w internetach i naprawdę, kondycja takich firm jak nasz rodzimy MyPhone czy Kruger&Matz dała mi do myślenia. Co musi się stać, aby przełamać monopol wielkich, globalnych korporacji? Tak naprawdę wydaje mi się, że ten proces już się rozpoczął, a za sprawą globalnej dostępności podzespołów takich jak procesory, optyki aparatów czy ekranów wykonanych w danej technologii, każdy gracz który po prostu szanuje klientelę ma szansę na sukces.
Trzeba jednak pamiętać o tym, że za jakiś czas może dojść do sytuacji, kiedy te wszystkie obecne firmy z B-Brandów staną się pełnoprawnymi A-Brandami i cena za urządzenie z logo takiej firmy zacznie szybko rosnąć. Co wtedy? Byłbym spokojny. Na sto procent znowu znajdzie się ktoś ambitny, kto postanowi stworzyć ciekawy projekt w – początkowo – niższej cenie, który będzie różnił się od kosztujących majątek flagowców głównie logo i kilkoma detalami. Jak dla mnie na dziś dzień te różnice już powoli zaczynają się zacierać. A dla Was?
Ceny w sklepach
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.