Brakuje Wam czasem transferu? Mi tak. Jest to coś na wskroś irytującego, co umiejętnie potrafi przyprawić o ból głowy. Transfer jak transfer, można dokupić. Tyle, że płacąc operatorowi ponad sto złotych chciałbym jednak czuć się w tej materii nieco pewniej.
Nocka. Cisza, spokój, wszyscy śpią. A Ty, drogi użytkowniku hulasz sobie po sieci z wykorzystaniem mobilnego internetu, który masz do dyspozycji w ramach swojego regularnie opłacanego abonamentu. Mam fajną aplikację od mojego dostawcy telewizji. Po zalogowaniu tuzin fajnych filmów i seriali. A może YouTube? No ja chętnie. Niestety, jako że pierwsze 10-15 dni nowego cyklu abonamentowego jest już za mną, muszę uważnie patrzeć na każdy wykorzystany megabajt. Niby jest lejek, nawet rozsądnie skomponowana oferta gdy jestem w zasięgu sieci LTE, ale jednak niepewność cały czas mi towarzyszy.
Na dobrą sprawę, nie jestem w stanie wykazać winowajcy. Czy może to ja surfuję po sieci zbyt dużo? A może to operator, który cały czas utrzymuje dla mnie taką a nie inną ofertę abonamentową z tak niewielką ilością gigabajtów jest winnym tego całego zamieszania? Wydaje mi się, że wina leży gdzieś po środku. Na dobrą sprawę nie pamiętam, kiedy ostatnio zmieściłem się w tych siedmiu czy ośmiu gigabajtach danych, podejrzewam że był taki epizod gdzieś okolicami kwietnia i maja. Gdy jednak – jako szanujący się miłośnik seriali – dokręcę śrubę, to akcja wywołuje określoną reakcję: SMS ostrzegawczy to mój chleb powszedni. Można powiedzieć, że w tej materii żyję na krawędzi. A gdy już jestem zmuszony ograniczyć wideo z telefonu, to jest czas aby pomyśleć, co z tym fantem zrobić.
Mniej niż 10 GB transferu danych to dla mnie era przedpotopowa. Na mojej liście pomysłów, która znacząco wpłynie na komfort takich użytkowników jak ja bardzo wysoko znajduje się pomysł, który zakładałby systematyczne weryfikowanie rynku przez sieć, powiedzmy że raz na pół roku i – jeśli tylko płacisz, drogi kliencie odpowiednio wysoką sumkę – automatyczne dodawanie kolejnych gigabajtów. Można nazwać to nagrodą za lojalność, można aktem łaski, można rozwojem sieci. Nie obchodzi mnie to. Byle było. Kusi mnie także wizja dopuszczenia użytkowników do przedłużenia umowy nieco szybciej, aniżeli ma to miejsce obecnie. Wtedy migracja na nowsze, w założeniu obfitujące w większe ilości transferu pakiety przebiegałaby bardzo naturalnie.
Dopytując o kilka rzeczy, które musiałem osobiście wyjaśnić w salonie, jakoś tak od słowa do słowa przedstawiłem swoje pomysły sympatycznej pani reprezentującej mojego operatora. Pokiwała ze zrozumieniem po czym zaproponowała dokupienie relatywnie drogiej, niezbyt opłacalnej paczki danych. Gdzieś w trakcie naszej rozmowy zapytała się jeszcze czy nie prościej byłoby dla mnie, żebym znalazł sobie darmowe Wi-Fi. Ameryki nie odkryła. Po prostu w miejscu gdzie zazwyczaj spędzam osiem godzin dziennie, nie ma tego luksusu. W sumie to nie wiem, czy chciałem wtedy po prostu wyrzucić z siebie te wszystkie żale związane z tym relatywnie ważnym aspektem mojego życia czy też może liczyłem na jakąś ofertę spod lady. Zderzenie z rzeczywistością było jak zwykle bolesne.
Obecnie pozostało mi jeszcze jakieś 10-15% mojego nominalnego pakietu danych. YouTube i VOD poszły w odstawkę. I siedzę w nocy i czytam o ofertach przedpłaconych na internet mobilny. Bo mam dość mojego obecnego abonamentu i dziwnych paczek danych, które w mojej opinii są po prostu zbyt małe, aby mogły sprostać użytkownikom aktywnie wykorzystującym dobrodziejstwa, jakie przyniósł nam internet. Byle do pierwszego dnia nowego cyklu rozliczeniowego, czyli gdzieś tak do 27 września.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.