Testujemy Casio WSD-F10 – pierwszy smartwatch japońskiego producenta wyposażony w system Android Wear. Czy zegarek spełnił pokładane w nim nadzieje? Postanowiłem to sprawdzić.
Zakup sportowego czasomierza to nie lada wyzwanie. Tym bardziej w dzisiejszych czasach, kiedy wymagania użytkowników są coraz większe. Nasze zestawienie najlepszych multisportowych zegarków rozwieje Wasze wątpliwości. Tymczasem na świeczniku ląduje Casio WSD-F10 – zegarek, który pojawi się na rynku na początku 2017 roku.
Dane techniczne
Specyfikacja Casio WSD-F10
Dane podstawowe | |
Producent | Casio |
Model | WSD-F10 |
Wymiary | 61 x 56 x 15.7 mm |
Waga | 93 g |
Ekran | |
Typ | LCD, rozdzielczość 320x300 |
Kluczowe podzespoły | |
Bateria | ładowanie przewodowe |
Łączność | |
WiFi | TAK |
GPS | brak |
Bluetooth | TAK |
Smartwatch Casio WSD-F10 będzie dostępny na polskim rynku od 2017 roku, a jego cena wyniesie równowartość ok. 2300 zł.
Wyposażenie, design i ergonomia
We wnętrzu kartonowego pudełeczka znaleźć można smartwatch Casio WSD-F10, ładowarkę (przewód jest zbyt krótki i co rusz wypada z zegarka, przerywając proces ładowania) oraz instrukcję obsługi, tak więc nic ponad standard, który znamy z innych smartwatchy. No może, nie licząc ładowarki, która zastąpiła zwykły kabelek USB.
Casio WSD-F10 jak przystało na outdoorowy czasomierz prezentuje się naprawdę nieźle, choć jak dla mnie urządzenie jest zbyt duże i masywne. Warto zauważyć, że smartwatch wykonano ze stali nierdzewnej, toteż jest odporny na wszelkie czynniki zewnętrzne – od wysokich temperatur, przez pył po uszkodzenia mechaniczne, a nawet wodę, o czym opowiem później. Takiego czołgu na nadgarstku jeszcze nie miałem – 93 g robi swoje, przez co w czasie aktywności urządzenie co rusz daje o sobie znać. Dla formalności: wymiary zegarka wynoszą 61 x 56 x 15.7 mm.
Smartwatch posiada kolorowy wyświetlacz LCD 1.32” o rozdzielczości 320×300 pp. Dobrze spisuje się zarówno w pełnym słońcu, jak i po zmroku. Zegarkiem steruje się za pomocą dotyku oraz 3 wspierających klawiszy funkcyjnych (znajdują się z prawej strony urządzenia (App – wybór dowolnej aplikacji; Tool – funkcje outdoorowe; ponadto jest też guzik odpowiadający za powrót do ekranu głównego). Te jednak działają dość opornie, stąd nadużyciem byłoby pisanie, że są ergonomiczne – w żadnym wypadku.
Sam pasek można z łatwością dopasować do nadgarstka – wygodnie leży i nawet w czasie dłuższej aktywności nie przeszkadza. Co innego, zegarek jako całość. W każdym razie, producent daje możliwość dobrania koloru do własnych preferencji. Do wyboru są następujące warianty: czarny, zielony, czerwony i pomarańczowy. Ten ostatni wpadł w moje ręce.
System, synchronizacja, aplikacja/platforma internetowa
Casio WSD-F10 wyposażono w system Android Wear, a samo urządzenie jest kompatybilne ze smartfonami z systemem Android i iOS. Niestety w wypadku tego drugiego, funkcjonowanie zegarka jest mocno okrojone, bowiem o ile można liczyć na wsparcie aplikacji Android Wear, to na Casio Moment Setter + już nie… tym samym traci się dostęp do wielu użytecznych funkcji.
Aby uzyskać połączenie smartwatcha z telefonem wystarczy połączyć je ze sobą za pośrednictwem Bluetooth 4.1, a następnie zwieńczyć synchronizację przy pomocy apki Amdroid Wear. Jeśli chodzi o łączność również nie sposób nie wspomnieć o obecności Wi-Fi. Gotowe. Ostatnie przymiarki i można korzystać z urządzenia. W mgnieniu oka pojawia się informacja z Google Now, która proponuje szereg usług Google – od map, przez kalendarz i skrzynkę pocztową.
Jak wspomniałem wcześniej, pełną funkcjonalność (opcje multisportowe wraz z podstawowymi pomiarami treningu) zapewni aplikacja Casio Moment Setter +, która dostępna jest jedynie w Google Play. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony – tym bardziej jako entuzjasta produktów z symbolem nadgryzionego jabłka. Wielu użytkowników będzie musiało obejść się smakiem.
Co więcej, Androidowcy mogą korzystać również ze wsparcia, takich aplikacji jak: Casio MOMENT LINK, MyRadar, ViewRanger czy Runkeeper, których nikomu przedstawiać nie trzeba.
W akcji
Zegarek pracuje pod dyktando Android Wear, a to oznacza, że dostajemy wszystko, co w przypadku standardowych smartwatchy. Na ekranie smartwatcha można w łatwy sposób sprawdzić powiadomienia, aktualną pogodę, zaplanowane spotkania, odczytać e-maile lub przychodzące wiadomości tekstowe. Wszystko odbywa się bez przeszkód. Co więcej, kiedy smartwatch jest podłączony do smartfona, można z jego pomocą odpisać na wiadomość, wysłać do kogoś SMS-a lub maila, korzystając z kontaktów i dyktowania głosowego. Jedynym “ale” jest fakt, że nie można prowadzić rozmów, co akurat jakoś bardzo nie dziwi. Można też dowolnie zmieniać tarcze zegarka. Poza tym, wszystko działa bez większych zastrzeżeń. Co ważne, wszystkie funkcje dostępne są również dla entuzjastów Apple.
Skoro to outdoorowy smartwatch, nie mogło zabraknąć funkcji dedykowanych aktywnym – jednak te bardzo rozczarowują, tym bardziej, biorąc pod uwagę cenę 2300 zł, która przy oferowanej funkcjonalności wydaje się wręcz kosmiczna.
Tradycyjnie na pierwszy ogień leci szeroko rozumiana aktywność dobowa. Tutaj nie mam większych zastrzeżeń. Smartwatch współpracuje z Google Fit i innymi aplikacjami, o których wspomniałem wcześniej – monitoruje, takie parametry jak: pokonane kroki, przebyty dystans czy spalone kalorie. Standardowo mamy również dostęp do dziennego i tygodniowego celu oraz monitora snu.
Najlepsze jednak zaczęło się, gdy wyruszyłem na trening, bowiem okazało się, że smartwatch nie ma modułu GPS. Tak, dobrze przeczytaliście… – Casio WSD-F10, który kosztuje 2300 zł został pozbawiony jednej z najważniejszych funkcji, od której aktywni są wręcz uzależnieni. Na domiar złego na 11 km odcinku urządzenie wskazało ok. 11600 kroków, Polar M400 wyposażony w GPS pokazał 10737 kroków, a więc prawie 1000 różnicy – w przeliczeniu to prawie 1 km!
No dobra, to może chociaż pulsometr poradził sobie lepiej? Gdyby jeszcze w ogóle był dostępny! Rozumiem, że japoński producent celował w osoby, które lubią wędrówki po górach, jednak ciężko wyobrazić sobie pomiar aktywności fizycznej bez podstawowych narzędzi. Brak pulsometru? To kpina!
Za sprawą aplikacji użytkownik ma możliwość korzystania z funkcji przypisanych do różnych aktywności. Do dyspozycji jest m.in. piesza wędrówka, jazda na rowerze czy wędkarstwo. Ponadto szereg sensorów zapewni całkiem niezły przegląd informacji o wspinaczce. Do dyspozycji użytkowników jest: kompas, barometr, wysokościomierz, żyroskop i akcelerometr. Po GPS-ie ani śladu…
Smartwatch spełnia wymogi standardu MIL-STD-810G, co oznacza, że jest zgodny z wojskowymi standardami wytrzymałości. Niestraszny mu pył, deszcz, kurz, pot i skrajne temperatury. Smartwatch posiada klasę wodoodporności na poziomie 5 ATM, co uchroni przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, jak również pozwolić pływać w basenie. Trzeba przyznać, że taka klasa wodoszczelności wśród „mainstreamowych” smartwatchy stanowi nie lada gratkę.
Ponadto na uwagę zasługuje także tryb oszczędzania energii, który po uaktywnieniu, zmieni kolorowy wyświetlacz w monochromatyczny i tym samym wydłuży czas pracy akumulatora na pojedynczym cyklu ładowania nawet do miesiąca – wybaczcie, nie mogłem trzymać sprzętu tak długo, by to sprawdzić. Przyjmijmy, że to prawda. Zresztą czas pracy na baterii jest jednym z największych atutów urządzenia. Jednak z drugiej strony, biorąc pod uwagę cenę, jaką przyszło za to zapłacić (brak GPS i brak pomiaru tętna), nie do końca jestem usatysfakcjonowany. Na pełnych obrotach zegarek pracuje ok. 2 dni, co nie jest już tak imponującym wynikiem…
Podsumowanie i ocena
Najnowszy smartwatch Casio to propozycja dla osób, które lubią survivalowe wypady i oczekują od sprzętu podstawowych narzędzi przydatnych w górskiej wspinaczce. Cała pozostała część osób aktywnych będzie zawiedziona. Casio WSD-F10 to jedna z najdroższych zabawek na rynku – w porównaniu do urządzeń z tej samej półki cenowej, bardzo odstaje. Moja rada: dobrze przemyślcie zakup.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.