Każdy właściciel urządzenia mobilnego zna kilka aplikacji, które służą mu codziennie. Są jego pierwszym wyborem; pobiera je na każdy zakupionym smartfonie tudzież tablecie internetowym. Programy te można zaliczyć do wielu kategorii – jedne pomagają w edukacji, drugie służą do informowania o najważniejszych wydarzeniach z kraju i ze świata, trzecie są świetne do tworzenia wszelkich notatek.
Ja również mam swoich ulubieńców, dlatego chciałbym Wam przedstawić siedem aplikacji, bez których po prostu nie mogę się obejść. A jaka jest Wasza złota siódemka? Piszcie w komentarzach.
Wszystkie aplikacje z poniższego zestawienia można uruchomić na tablecie PLUG 10.1, wyposażonym w ekran LCD, wydajny dwurdzeniowy procesor i 1 GB pamięci operacyjnej RAM. Specyfikacja jest wystarczająca do płynnego działania większości gier dostępnych na system Android. Więcej na temat urządzenia przeczytacie w maniaKalnym teście tabletu.
Dropbox
Najpopularniejszy na świecie serwer w chmurze musiał znaleźć się w moim podsumowaniu. Nie ma dnia, w jakim nie korzystałbym z Dropboxa. Automatyczna synchronizacja wszystkich wykonanych fotografii przy pomocy smartfona jest u mnie obowiązkowa. Do tego dochodzą inne korzyści, jak na przykład specjalna aplikacja dla systemu Windows oraz Google Android. W moim przypadku mam do dyspozycji 2,75 GB całkowitej przestrzeni dyskowej – to mało, zważywszy na oferty konkurencji. Ale co z tego? Dropbox jest wszędzie. Ze świecą szukać programów użytkowych, które nie oferują synchronizacji z wirtualnymi serwerami Dropbox’a. Doskonale zdaję sobie sprawę, iż niespełna 3 GB prędzej czy później zostaną zapełnione. Wtedy istnieje jeszcze opcja umożliwiająca zakup dodatkowych gigabajtów.
Dropbox wybrałem także ze względu na szybką edycję dokumentów tekstowych. Nie ma najmniejszego problemu żeby po uruchomieniu PLUG’a przystąpić do zmiany kilku lub kilkudziesięciu nawet linijek tekstu w pliku .DOC. Rzeczony tytuł znajdziecie zarówno w sklepie Google Play, jak i App Store.
Endomondo
Nie ma nic przyjemniejszego od uprawiania sportu. Wysiłek fizyczny wywołany przez ukochaną dyscyplinę jest nie do zastąpienia. Ja gram w piłkę nożną, ale żeby grać dobrze, muszę trenować. Każdy sportowiec wie, że kondycja fizyczna jest niezbędna, mimo iż zdobycie jej wiąże się między innymi z kilometrami przebiegniętymi na treningach. Aby czynność ta była przyjemniejsza i sprawiała wyraźną satysfakcję, korzystam z mobilnej aplikacji Endomondo. Słyszał o niej chyba każdy, ponieważ wielu ludzi nie wyobraża sobie treningu bez szczegółowych informacji na jego temat.
A to właśnie oferuje program Endomondo – szczegółowe statystyki. Wykorzystując moduł GPS, aplikacja samodzielnie wyznaczy przebytą trasę i poda nam jej szacowaną odległość. Na podstawie czasu w jakim byliśmy aktywni fizycznie przybliży też ilość spalonych kalorii i płynów wydalonych z organizmu. Bardziej zaawansowani użytkownicy mogą zdecydować się na zakup wersji Premium, która oferuje znacznie więcej. Pytanie tylko, czy faktycznie warto? W moim mniemaniu Endomondo ma motywować właścicieli smartfonów do poprawiania swoich wyników poprzez pokazywanie informacji na temat treningu – to, że (przykładowo) liczba spalonych kalorii jest inna niż w rzeczywistości mnie nie interesuje. Ważne, żeby piąć się górę i przezwyciężać własne słabości. Endomondo dostępne jest tu oraz tu.
Facebook to fenomen na skalę światową. Od stworzenia w 2004 roku stał się najchętniej odwiedzaną witryną społecznościową, która łączy ludzi. Setki milionów zarejestrowanych użytkowników, miliardy opublikowanych przez nich zdjęć i jeszcze więcej napisanych komentarzy. Liczby, jakimi pochwalić się może założyciel oraz obecny CEO Facebook’a, Mark Zuckerberg, zasługują na gromkie brawa.
Znalezienie w dzisiejszych czasach nastolatka nie posiadającego własnego profilu na FB graniczy z cudem – mnie również oczarowała wizja komentowania zdjęć najbliższych znajomych i klikania magicznego przycisku „Lubię to!”. W rzeczywistości wygląda to nieco inaczej niż na bilboardach reklamowych (np. irytujący spam), ale koniec końców, konto mam. Jak my wszyscy. To całkiem normalne, że odwiedzam społeczność Facebook’a poprzez aplikację zainstalowaną na tablecie z system Android. Umożliwia ona przyjemne i komfortowe przeglądanie najważniejszych informacji publikowanych na tablicy oraz podziwianie kolejnych fotografii dodawanych przez przyjaciół. To nie wszystko, ponieważ panowie producenci zadbali o implementację desktopowego systemu komentarzy – nie ma problemu, żeby dzielić się swoimi spostrzeżeniami bezpośrednio z urządzenia mobilnego. Popularnego „lajkowania” również nie zabrakło.
Można rzec, iż pełna funkcjonalność z komputerowej wersji portalu Facebook została zamknięta w aplikacji. A zatem warto udać się do sklepu Play, App Store lub Windows Phone Store, prawda?
Deezer
Deezer to usługa pozwalająca na dowolne streamowanie muzyki bezpośrednio na komputer, smartfon lub tablet internetowy. Po czternastodniowym okresie testowym wystarczy zapłacić 19,99 zł miesięczne żeby uzyskać dostęp do konta Deezer Premium +, które dla mnie na nowo zdefiniowało pojęcie „słuchać muzyki”. Korzystając z płatnej subskrypcji mogę cieszyć się ulubionymi piosenkami gdziekolwiek jestem – wystarczy zsynchronizować z urządzeniem mobilnym interesujące nas utwory, aby odtwarzać je wszędzie. Bez względu na to czy mamy aktywne połączenie internetowe, czy też nie.
Co zauważyłem? Niezwykle imponująca liczba ponad dwudziestu pięciu milionów piosenek dostępnych w asortymencie serwisu Deezer nie zawiera wszystkich kawałków, które chciałem przesłuchać. Największą bolączką jest brak najgłośniejszych hitów śpiewanych przez zespół The Beatles – to zaskakujące, zważywszy na prezentowaną przez nich jakość i bogatą historię. Brak mi również niektórych piosenek Anny Jantar – „Przetańczyć z Tobą chcę całą noc” znajdziemy wyłącznie w wykonaniu polskich biesiad weselnych. Generalnie jednak jestem zadowolony.
Warto także dodać, że każda zsynchronizowana piosenka będzie wyświetlała okładkę albumu z jakiego pochodzi. Aplikację Deezer znajdziecie na wszystkich wartych uwagi platformach mobilnych, tj. iOS, Google Android, Windows Phone.
Gmail
Bez Gmaila jak bez ręki. Poczta internetowa stworzona przez korporację Google jest dla mnie idealna. Korzystam z niej nieprzerwanie od kilku dobrych lat, dlatego nie wyobrażam sobie przesiadki na usługi konkurencji. Mobilna aplikacja przygotowana przez giganta z Mountain View pozwala czytać i wysyłać wiadomości elektroniczne w pełnym komforcie, ponieważ jej prędkość oraz płynność stoi na najwyższym poziomie.
Producent zadbał o wsparcie dla wielu kont, możliwość szybkiej archiwizacji oraz usuwania wątków a także oznaczanie ważnych dla nas korespondencji. Co ważne, podpis i czcionka ustawiona na komputerze osobistym będzie wyświetlana w wiadomościach bezpośrednio na urządzeniu mobilnym. Słowem? Mój ideał. Gmail dostępny jest na urządzenia z Androidem oraz iOS.
Feedly
O Feedly pisałem już przy okazji naszej maniaKalnej recenzji opublikowanej kilka miesięcy temu. Po informacji o zamknięciu Google Readera, ludzie z branży dziennikarskiej rozpoczęli masowe poszukiwania sensownej alternatywy, którą znaleźli w Feedly. Aplikacja ta łączy w sobie cechy klasycznego czytnika RSS, jak i elektronicznej gazety (np. Flipboard’a). Po przypisaniu do własnego konta kilku stron internetowych, każdy wpis na nich publikowany będzie pojawiał się w Feedly. Ekran główny pomieści osiem tematów, ale nic nie stoi na przeszkodzie żeby ruchem palca przejść do kolejnych/starszych.
Kiedy już zdecydujemy się na przeczytanie konkretnego artykułu pojawi się ekran przedstawiający zazwyczaj wstęp oraz fotografię umieszczoną przez autora. Pod nimi znajdziemy przycisk umożliwiający przejście do witryny internetowej, na jakiej ów materiał został opublikowany. Teraz, po kilkunastu tygodniach korzystania z rzeczonego tytułu ciężko mi wyobrazić sobie przegląd Internetu bez agregatora newsów. Odwiedzanie kilkunastu portali w poszukiwaniu artykułów zajmuje wiele wolnego czasu, który można przeznaczyć na inne zajęcia. A z Feedly tego czasu nie marnujemy. Aplikację znajdziecie w Google Play oraz App Store.
Długo zastanawiałem się do czego potrzebna mi aplikacja Instagram, zwłaszcza na tablecie internetowym z Androidem. Odpowiedz znalazłem dopiero przy aktywnym korzystaniu z wirtualnego serwera Dropbox. Tandem ten zapewnia niezwykłe możliwości, ponieważ wystarczy cyknąć fotkę, zsynchronizować ją i przejść do najważniejszej czynności – prostej, szybkiej i przyjemnej edycji.
Instagram jest bardzo intuicyjnym programem. Dzięki niemu na każdą wykonaną fotografię możemy nałożyć jeden z przeszło dziesięciu filtrów. Panowie producenci przygotowali dla nas także narzędzie służące do zmniejszania ostrości. Jakby tego było mało, po ostatniej aktualizacji Instagram wzbogacił się o system kręcenia filmów, jakie również można poddać obróbce. Fotki po „zabiegu” prezentują się fenomenalnie, o czym pewnie zdążyliście się przekonać za pośrednictwem serwisu Facebook, na którym można bez przeszkód publikować własne prace. Instagram znajdziecie w App Store oraz Google Play.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.