Grę testowałem na tablecie GOCLEVER ARIES 785 dysponującym ekranem o przekątnej 7,85 cala (rozdzielczości 1024 x 768 pikseli), 1 GB RAM, czterordzeniowym procesorem i 8 GB wbudowanej pamięci. Test urządzenia możecie przeczytać na tabletManiaKu.
Kolejna inwazja zombie
Kampania Pixel Gun 3D rozpoczyna się w momencie, kiedy nasz bohater budzie się ze snu usłyszawszy za oknem jakieś dziwne dźwięki. Jak się okazuje przed domem są zombie, które oczywiście należałoby zabić. Każdy etap przyniesie krótką, komiksową historyjkę na temat rozwoju wydarzeń w świecie gry – z jednej dowiemy się, że choroba zombie objęła prawie cały świat, z innej, że jest jeszcze kilka ocalałych, którzy walczą o przetrwanie.
Kwadratowy FPS
Pixel Gun to raczej typowy shooter, w którym przyjdzie nam zabić hordy przeciwników na dziesiątkach różnych map. Obecnie w grze znajdują się dwa światy – pierwszy z nich to Pixel World, drugi ukryty, odkryjemy po zdobyciu 25 gwiazdek. Trzeci świat pojawić ma się wkrótce. W każdym świecie zmierzymy się z około dziesięcioma etapami. Rozgrywka w zasadzie ogranicza się ciągle do tego samego – biegamy po mapie i zabijamy zombie, żeby jednak nam się to zbytnio nie znudziło, możemy to robić w czterech trybach – na nieco innych zasadach.
Pierwszym trybem jest oczywiście kampania. To właśnie w niej czekają na nas wspomniane dwa światy, w nich poszczególne etapy, a wszystko wiążą komiksowe historyjki odkrywające fabułę. Misje w kampanii rozgrywane są według prostego schematu – na mapie jest określona liczba wrogów – musimy zabić wszystkich, najlepiej wykonując wszystkie trzy dodatkowe zadania, by dostać trzy gwiazdki. Określona liczba gwiazdek odblokowuje kolejne etapy i światy, a więc warto zbierać ich jak najwięcej.
Kolejnym trybem jest Survival, czyli klasyczne „przetrwanie”. W takiej grze z reguły idziemy po prostu po rekord – trzeba przetrwać jak najwięcej fali wrogów, a naszym jedynym wsparciem są pojawiające się punkty zdrowia, amunicja i nowa broń.
W Pixel Gun, myślę, że mimo wszystko najważniejsze są tryby Multiplayer, czyli Deathmatch i Cooperative – przez Internet lub WLAN. Grę można przejść, ale ciągłe zabijanie coraz trudniejszych, choć z grubsza podobnych, potworów na dłuższą metę jest nudne. Co innego, kiedy wchodzimy w interakcję z prawdziwymi graczami – wtedy gra staje się o wiele ciekawsza. Ciężej przecież przewidzieć co zrobi drugi gracz, niż od góry zaprogramowany bot, w dodatku zawsze idący prosto na nas.
Deathmatch to jak zwykle pojedynki „każdy na każdego” – kto pierwszy osiągnie założoną liczbę zabójstw wygrywa. Wybieramy jedną z map i oto jesteśmy w samym sercu konfliktu. Taka gra nadal wygląda jak kampania, ale wróg jest już znacznie bardziej wymagający, a to zmusza nas do myślenia.
Cooperative znów zrzesza graczy, ale teraz przeciwnik jest gdzie indziej – ramię w ramię walczymy z botami w trybie Survival, starając przetrwać jak najdłużej jako grupa. W trybie współpracy znalazł się też Team Battle, czyli Deathmatch, ale w którym walczą gracze podzieleni na grupy – liczą się tylko zabójstwa przeciwników. W menu wyboru trybu gry możemy też zauważyć, że w produkcji jest jeszcze tryb walk z bossami.
Nasz bohater wychodzi na co raz to wyższe rangi poprzez zdobywanie doświadczenia; dla trybów multiplayer możemy wybrać odpowiednią skórkę dla postaci, a w sklepie Google Play dostępny jest też cały Skin Editor, w którym zrobimy własną postać – choć za to trzeba już zapłacić ponad 6 złotych.
Jeśli bardzo chcemy to i w samej grze wydamy też trochę prawdziwych pieniędzy – w sklepie kupimy broń palną, ręczną, na specjalne okazje (możemy okładać kogoś na przykład choinką) i przedmioty premium. Za wszystko płacimy wirtualnymi pieniędzmi, jednak zdobywa się je bardzo powoli – dlatego też koło stanu konta ciągle widnieje „+”, pod którym możemy dokupić pakiety monet za prawdziwe pieniądze. Tanio jednak nie jest, najtańszy pakiet 15 monet kosztuje 0,99 dolarów, a najdroższy – 2000 monet – aż 99,99 dolarów. Większość przedmiotów w grze kosztuje 50-100 monet.
Jak w Minecrafcie – feria pikseli i sześcianów
Grafika na pewno ma swój styl i fanów Minecrafta przekonywać nie trzeba. Wszystkim innym może wydać się nieco… klockowata. Wszystko jednak zbudowane jest tak jak świat Minecrafta, czyli z samych sześcianów-klocków, których tekstury to mocno pikselowane grafiki. Może i ma to swój urok, ale mnie to do końca nie przekonuje.
Dźwięki to głównie elektroniczna muzyka z naleciałościami dubstepu, ale w obniżonej jakości. Podobnie prezentują się też odgłosy broni, na szczęście każdy jest inny. Ogółem, świat gry wydaje się trochę pusty, ale może taki miał być.
Narzucone z góry
Bardziej zaawansowane FPSy przyzwyczaiły mnie do tego, że mogę sobie wybrać sposób sterowania. Tutaj jest on niestety odgórnie ustalony i zmienić możemy jedynie czułość obracania. Nie potrafię przyzwyczaić się do stałej gałki, jako że zazwyczaj gram na „pływającym dżojstiku”, czyli gałce, która pojawia się tam, gdzie dotknę ekran. Trochę może to niestety przeszkadzać przyzwyczajonym do innego sterowania.
Widok obracamy właściwie dotykając gdziekolwiek na ekranie, choć mamy też na to wydzielone miejsce wokół którego rozmieszczony jest przycisk przeładowania, strzału i skoku. Jak to w przypadku dotykowych gier bywa, do wszystkiego da się przyzwyczaić, jednak zawsze to lepiej, kiedy w grze odnajdujemy się od razu.
Przede wszystkim dla zapalonych Minecraftowców
Sama gra jako taka rewelacyjna nie jest. Owszem, prosta, ale trochę w dłuższej mierze nudna i wymagająca od nas ciągle tego samego – jedyną trudnością jest tutaj coraz więcej potworów, które na nas nacierają i coraz trudniej je zabić. Główną siłą Pixel Gun są raczej tryby gry wieloosobowej, które są całkiem przyjemne, ze względu właśnie na tę prostotę i mapy, na których łatwo znaleźć przeciwników, ale w zasadzie prawie to samo oferują inne gry multiplayer.
Jeśli kochacie Minecrafta, ale uważacie, że 24 złote za wersję Pocket to za dużo, sprawdźcie Pixel Gun. To zawsze ten sam świat, dostępny za darmo, choć bez możliwości tworzenia – no chyba, że mówimy o skinach postaci. Inni mogą raczej potraktować tę grę jako ciekawostkę – oczywiście może was wciągnąć, ale gwarancji na to wam nie dam.
Gra w wersji Lite jest dostępna za darmo w sklepie Google Play; AppStore oferuje jedynie wersję Pro, która i w sklepie Apple i Google kosztuje około 3 złote.
Każdy z najważniejszych elementów składowych został oceniony w skali od 1 do 10 punktów, gdzie 1 prezentuje poziom bardzo słaby, 5 jest odpowiednikiem standardów rynkowych, a 10 jest notą najwyższą. Średnia ocen stanowi ocenę całkowitą.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…