Grę przetestowałem na tablecie Kiano Elegance 9.7″ 3G, z 10-calowym ekranem o rozdzielczości 1024 x 768 px, 1 GB RAM i 4-rdzeniowym Rockchipem RK3188 o częstotliwości taktowania osiągającej 1,6 GHz. test urządzenia możecie przeczytać na tabletManiaKu.
Nic z tych rzeczy
Flappy Bird to kolejna gra bez fabuły. Wcielamy się w postać ptaka, który nie do końca jeszcze umie latać. Na tym kończy się wątek fabularny, o ile kiedykolwiek się zaczął.
Leć, ptaszku, omijaj rury i leć
Panowie ze studia .GEARS dość lakonicznie opisali grę w sklepie, ale mimo to ta cieszy się olbrzymią popularnością, stając się viralem odbijającym się szerokim echem w prawie wszystkich mediach społecznościowych. Polecają ją gwiazdy, znajomi, a powoli zaczyna się już nawet tworzyć o niej memy. Wypadałoby poszukać przyczyny.
Bez owijania w bawełnę można stwierdzić, że to gra dla masochistów, ale od której praktycznie nie da się odejść. Przywodzi mi na myśl, niegdyś uważanego za najtrudniejszą grę wszech czasów, flashowego QWOPa, w którym prawie każde podejście kończyło się fiaskiem, ale jednak próbowało się i próbowało.
Po pierwszym dotknięciu przycisku „Play” niczego nieświadomy gracz idzie wprost na rzeź. Oto leci sobie ptaszek, a obok niego widnieje grafika, która nakazuje nam dotknąć ekranu. Prawie każdy, któremu pokazałem tę grę tej próby nie przeszedł – ofiary Flappy Birda dotykały ekranu raz i dziwiły się dlaczego ptak od razu spadł na ziemię. Już wiedzą, że nie będzie łatwo.
Podejmują więc kolejne desperackie próby rozgryzienia o co tutaj w ogóle chodzi, ale nadal przegrywają tuż po pierwszej bramce lub jeszcze przed nią. Zazwyczaj wtedy, po kilku minutach, pojawiały się komentarze: „Ta gra jest bez sensu”, „Co to ma być”, „Czemu to jest takie trudne?”, „Dlaczego on nie umie latać?”, „To jest jakieś głupie”, a po nich była już tylko rezygnacja – „Nie chce mi się, weź to”.
I tutaj pojawia się problem. Okazuje się, że gry nie można wyłączyć i to nie przez jakieś problemy ze sprzętem, optymalizacją czy czymkolwiek innym. Nagle zaczyna się seria „ostatnich razów”, czyli ciągłe powtarzanie sobie, że to już na pewno ostatni raz, po którym następuje kolejna próba, która podobno również jest ostatnią – i tak w kółko. Z tego transu może wyrwać dopiero jakiś silniejszy przypływ woli lub wyrwanie tabletu czy telefonu z ręki.
Naszym jedynym zadaniem jest opanowanie specyficznego sterowania i przelatywanie przez bramki w postaci rur ograniczających pole manewru do dość wąskich przesmyków. Lecimy tak w nieskończoność. Według samego opisu gra mogła by się wydawać dziecinnie prosta, ale w żadnym wypadku tak nie myślcie! Nastawienie się na ciężki bój pomoże łatwiej znosić ciągłe porażki.
Celem jest zawsze dolecenie jak najdalej, a za przekroczenie odpowiednich granic dostajemy adekwatne medale. Pierwszym kamieniem milowym będzie zdobycie brązowego medalu – po ominięciu co najmniej dziesięciu rur. Dalej, od 20-tu wzwyż jest srebro, od 30-tu złoto, a platynę za 40 punktów. Nie wyobrażam sobie jeszcze, w jaki sposób ktoś potrafi być na tyle opanowany by osiągnąć wynik bliski 100, ale jak się okazuje, jest to możliwe.
Próbowałem wynieść coś z lektury poradników do Flappy Bird. Wskazówki są takie, by starać się przede wszystkim zachować spokój po przekroczeniu bariery 20 punktów – łatwo im mówić. Po trzydziestym punkcie podobno warto zacząć mrugać – obraz będzie wam się już najprawdopodobniej rozmywał z racji tego, że do tej pory ani razu nie mrugnęliście. Najważniejsze by ciągle grać i grać, a w końcu staniecie się lepsi. Po zdobyciu platyny jesteście gotowi do konkurencji o najwyższe noty.
Jak twierdzi twórca, Dong Nguyen, gra jest łatwiejsza na Androidzie niż iOS – przynajmniej w tym stadium rozwoju. Ułatwieniem jest też gra na tabletach względem telefonów – na dużym ekranie łatwiej ocenić odległości, a przy okazji mniej skupiamy się na kontrolowaniu wyniku.
Dodatkową funkcją, właściwie motywującą do bicia rekordów są tutaj wyniki połączone z kontem Google Plus. Po pobiciu rekordu możemy go porównać z naszymi znajomymi i sprawdzić, czy już królujemy, czy jeszcze nie. Nie warto jednak mierzyć się ze światowym topem, bo oblegają go sami cheaterzy, którzy jakimś magicznym sposobem uzbierali wszyscy po równo 2 147 483 647 punktów. Mówią, że jak dobry w czymś byś nie był, zawsze znajdzie się w Internecie japońskie dziecko, które i tak robi to lepiej. Może to one, wtedy wycofuję się z oskarżeń o korzystanie z niedozwolonych pomocy.
Gdzie jest Mario?
Graficzną część gry utrzymano w modnym obecnie stylu 8-bitów, czy bardziej gier z GameBoya Advance. Flappy Bird nawiązuje do GameBoya w zasadzie bardziej, niż by się wydawało, bowiem rury są niemal żywcem podprowadzone z Super Mario Advance. Jest to też w sumie trochę zastanawiające, dlaczego musimy omijać akurat zielone rury, a nie drzewa czy murki. Może z pięćsetnej rury wyjeżdża włoski hydraulik zajadający się spaghetti, kto wie.
Ścieżka dźwiękowa ogranicza się jedynie do kilku raczej monotonnych efektów dźwiękowych, a w niej znowu słychać zapożyczenie z Mario – przelatując przez bramki słychać dźwięk zebranej przez Mario monety. Chociaż o tyle dobrze, że nie słychać w grze żadnej muzyki – jaka by nie była, wywoływała by raczej negatywne emocje.
Oprawa audiowizualna jest całkiem przyjemna dla oka, ale nie można oprzeć się wrażeniu, że to gra trochę „z odzysku”. Niby niewiele, ale przy ogólnie tak mało zróżnicowanej pozycji nie da się przejść obok tego wszystkiego obojętnie.
Akcja na jedno tapnięcie
Ptaszkiem sterujemy w bardzo prosty sposób – dotykając ekranu sprawimy, że „podskoczy”, ale zaraz potem zacznie spadać. Trzeba więc w określony sposób dotykać ekranu by utrzymywać lub dostosowywać wysokość. Warto zachowywać odstępy pomiędzy kolejnymi podskokami, ale nie można przespać też sytuacji, kiedy następna bramka jest sporo wyżej niż poprzednia.
Flappy Bird wznosi się znacznie wolniej niż opada, dlatego też trzeba odpowiednio wcześnie rozpoczynać wchodzenie na wyższą wysokość i wykazać się refleksem przy spadaniu. Rury są jednak stosunkowo gęsto ustawione, więc we wszystkim trzeba brać poprawkę na odległość od nich.
Sterowanie potrafi doprowadzić do szału, w którym będziecie mieli ochotę po prostu rzucić telefonem o ścianę. To właśnie ono jest też głównym celem ataków rzeszy sfrustrowanych graczy, którzy dają najniższe oceny w sklepach z aplikacjami.
Potrafi doprowadzić do szału, ale jest tak samo uzależniająca
Fenomen Flappy Bird jest trochę niezrozumiały. Dlaczego tyle osób gra w grę, która jest w stanie doprowadzić na skraj załamania nerwowego i zamienić telefon w leżące na ziemi kawałki plastiku? Niby tego nie rozumiem, a jednak sam jestem jednym z tych szaleńców.
Jedynym wyjaśnieniem może być to, że sukces okupiony krwią, potem i łzami znaczy więcej niż osiągnięcie, które nie wymagało aż takiego poświęcenia. Co to jednak za osiągnięcie? Wirtualny medal, jakieś punkty, jakiś rekord? Po co to komu? Przecież znoszenie męczarni psychicznych, dla tak nieznaczącej nagrody nie ma sensu. A jednak.
Obawiam się tylko, że Flappy Bird posiada datę ważności. Oferuje tyle, by zatrzymać na dłuższą chwilę, ale przez tak intensywne doznania jej potencjał może szybciej się wypalić, a znudzeni gracze masowo zaczną przechodzić na inne tytuły. Warto więc pograć w momencie, kiedy możemy jeszcze powalczyć ze znajomymi.
Gra dostępna jest za darmo na iOS, Androidzie, a niebawem trafi także na Windows Phone. Zajmuje tylko 800 kB więc powinna zmieścić się na smartfonach wszystkich generacji – o ile wyposażone są w jeden ze wspomnianych systemów.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…