Zanim powstał Angry Birds, mieliśmy już grę o sympatycznych stworzonkach. Doczekaliśmy się nowszych części gier z serii Worms, ale w sercach graczy pozostały przede wszystkim dwa epizody – Worms 1 i 2. Nic dziwnego, że przeżywają one drugą młodość na platformie mobilnej. Ostatnio pojawiła się gra, która niejako ma kontynuować tradycję – Worms 3. Co zostało? Jakie nowości? Sprawdźmy.
Worms 3 przetestowałem na tablecie Kiano Elegance 9.7 3G z ekranem o rozdzielczości 1024 x 768 px, 1 GB RAM i 4-rdzeniowym Rockchipem RK3188 o częstotliwości taktowania osiągającej 1,6 GHz. Test urządzenia możecie przeczytać na tabletManiaKu.
Skrótem, czyli wideorecenzja Worms 3
Robaki znowu w akcji
Worms jako seria obchodzi w przyszłym roku swoje dwudzieste urodziny. Dotychczas uważaliśmy niezbyt udane Worms 3D za oficjalną trzecią część gry, tym bardziej, że później pojawił się twór zwany Worms 4: Mayhem. Team 17 widać obecnie nieszczególnie chce się do tych dwóch gier przyznawać, bowiem pokazał Worms 3 – nowy tytuł, który ma chyba być bezpośrednią kontynuacją dawnych hitów.
Wprowadzono sporo nowości – od grafiki po rozgrywkę. Sama podstawa pozostała jednak bez zmian – mamy planszę, robaki i mnóstwo broni. Trzeba to tylko odpowiednio połączyć, aby otrzymać pełną rozwałkę.
Przypomnijmy, na czym opiera się gra w Worms. To turowa gra strategiczna, w której do walki stają zespoły żądnych krwi robaków. Po planszy poruszamy się w lewo i prawo, a celownikiem ruszamy w górę i w dół. Ponadto możemy skakać i przede wszystkim korzystać z najbardziej wymyślnych broni, jak skunks czy napalm. Poruszamy się po planszy, którą nasze ataki ciągle niszczą – można ją dosłownie zrównać z ziemią. Wygrywamy, kiedy na planszy nie pozostanie już żaden robak z drużyny przeciwnej.
Standardowo już, możemy stworzyć swój własny zespół. Wybierzemy dla niego nazwę, nazwiemy każdego Worma z osobna, a na koniec ustalimy cechy charakterystyczne – czapkę, okulary, zarost, głos, grób czy taniec zwycięstwa. Jest i nowość – klasy postaci. Przy tworzeniu drużyny, dotykając jednego z robaków zmienimy jego wygląd, a zarazem przypiszemy mu w ten sposób określoną funkcję. Możemy tym sposobem określić kto jest naukowcem, kto od ciężkiego sprzętu, kto zwiadowcą, a kto zwykłym żołnierzem. Stworzymy w ten sposób określone, bardziej lub mniej skuteczne formacje, w których każda postać ma inne umiejętności.
Wormsy dostały kilka nowoczesnych funkcji jak choćby trofea czy asynchroniczny multiplayer. Trofea odblokowujemy wykonując określone zadania i jak zwykle docenią je głównie ci, którzy lubią kończyć gry na 100%. Ciekawiej prezentuje się jednak multiplayer. Nie musimy bowiem szukać gracza, który, podobnie jak my, postanowił rozegrać mecz w sieci, a gra sama znajduje jednego z użytkowników i każe wykonać nam pierwszy ruch – rozstawić robaki. W tym momencie możemy zostawić grę i oczekujemy na odpowiedź rywala. Zaburza to może rytm gry, ale pozwala toczyć pojedynki online niemal w dowolnej chwili, a możemy w ten sposób grać nawet ze znajomymi z Facebooka czy Google+, nie zmuszając ich przy tym do całonocnych sesji.
Poza trybem dla wielu graczy, możemy bawić się lokalnie. Tutaj mamy miks starych i nowych sposobów rozgrywki. Jest kampania dla jednego gracza, szybka gra z losowymi ustawieniami, mecz treningowy, Body Count, czyli swego rodzaju survival i najbardziej lubiany chyba przez wszystkich Pass 'N' Play. W trybie tym zagramy nawet z czwórką przyjaciół, przekazując sobie co turę tablet tudzież telefon. Zabawy jest z tym tyle, ile w poprzednich częściach, a zabrać można wszędzie.
Nowością są też karty specjalne, które kupujemy w paczkach za pieniądze zdobyte w grze. Jeśli zapaliła wam się czerwona lampka, to uspokajam – tej waluty nie można dokupić za prawdziwe pieniądze. Jedyne mikropłatności, jakie tu występują to w pełni opcjonalne pakiety strojów z określonych państw i broń zwana złotym osłem.
Grafika i dźwięk
Zmiany widać też w szacie graficznej. Na całe szczęście twórcy pozostali przy dawnej konwencji, jednak teraz jest to tak zwane 2,5D. Środowisko gry stworzono bowiem na bazie modeli 3D, ale wyświetlany jest identycznie jak najpopularniejsze części Wormsów. Plansze, po których się poruszamy to nadal płaska grafika, ale w tle zauważymy już poruszające się, trójwymiarowe obiekty, jak choćby koparkę na wysypisku śmieci.
Dźwięki nie zmieniły się wiele względem tych, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Mocno okrojone są głosy postaci, gdzie kiedyś mogliśmy wybierać z mnóstwa opcji, a teraz jest ich raptem 15. Podczas walk przygrywają w tle różne utwory, ale te raczej denerwują. Dawniej mieliśmy przecież same bębny pojawiające się w określonych sytuacjach i wystarczyło to w zupełności.
Podsumowanie i ocena
Worms 3 na pewno mocno opiera się o najlepsze części gry, ale ewolucja poszła daleko do przodu. Boję się tylko o to, czy czasem nie za daleko. Pojawiły się nowe funkcje, nowa broń, są też i stare, lubiane elementy, jak choćby gra w stylu Hot Seat. Jest też unowocześniona szata graficzna, możliwość personalizacji wyglądu robaków, a największą siłą tej gry jest asynchroniczny multiplayer, w którym możemy walczyć z graczami z całego świata.
Odczuwam jednak pewien przesyt. Rysunki broni są zbyt szczegółowe, zbyt kolorowe i zbyt wypieszczone. Tła na planszach wprowadzają pewien chaos, a losowe elementy, po których możemy chodzić, jak np. wiertarka, to nie pasujące do niczego rendery. Wydaje mi się, że problem nie leży tylko w najnowszej odsłonie Worms. Po prostu Worms 2 i pochodne były tak dobrze przyjęte przez graczy i tak dobrze zapadły im w pamięć, że czego Team 17 już nie wymyśli, prawdopodobnie nigdy więcej nie osiągnie takiego sukcesu jak Armageddon, czy World Party.
Młodsi gracze może docenią Worms 3 i będą się nimi cieszyć. Stara gwardia skorzysta tak naprawdę tylko na multiplayerze – w Appstore i Play wciąż możemy kupić Worms 2: Armageddon i, szczerze mówiąc, wolałbym grać właśnie w niego.
Worms 3 kosztuje 14,65 zł w Google Play i w obecnej promocji 1$ na Appstore, wybór pozostawiam Wam.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.