Historia znana chyba już przez większość, bo bardzo na czasie. On zakochuje się w systemie operacyjnym, imitującym ludzkie zachowanie. To główna oś fabularna dobrze ocenianego filmu „Ona”. Wiele wskazuje, że podobny scenariusz już niebawem może wydarzyć się w rzeczywistości.
Czy sztuczna inteligencja (SI) pewnego dnia rozwinie się do takiego stopnia, że zniszczy życie na naszej planecie? Nie jest to niemożliwe, choć zanim to faktycznie nastąpi, współczesne „duchy w maszynie” najprawdopodobniej pozbawią nas wszelkich relacji interpersonalnych i jeszcze bardziej odseparują emocjonalnie. Zresztą, daleko w przyszłość wybiegać nie trzeba – TO dzieje się już dzisiaj. Wystarczy spojrzeć na to, ile czasu każdy z nas spędza w Internecie (pomijając sprawy zawodowe), a ile na rozmowie z inną osobą, tyle że z krwi i kości. Skoro dzisiaj Facebook, YouTube i mnóstwo przeciekającego między zerami i jedynkami „chłamu” tak mocno odciąga nas od rzeczywistości, to co stanie się, gdy Internet w końcu zyska własne „ja”? By się przekonać wcale nie będziemy musieli czekać 100-200 lat…
Porozmawiaj ze mną
Na tegorocznym mundialu brylował James Rodriguez, a branżę IT wkrótce szturmem może wziąć J.A.E.S.A, czyli asystent głosowy budzący jednoznaczne skojarzenia z Samanthą z filmu „Ona”. J.A.E.S.A powstaje na pecety, smartfony z Androidem i iOS-em, i choć nie ma (jeszcze) tak ciepłego głosu jak zniewalająca Scarlett Johansson, to pod wieloma względami swoją filmową matkę może przebić.
J.A.E.S.A powstała, by sprawiać wrażenie prawdziwego człowieka – będzie można porozmawiać z nią praktycznie na każdy temat – wysłucha, doradzi, uspokoi. Przeanalizuje dla nas projekt biznesowy czy suchy raport finansowy, ale także sprawdzi repertuar kin oraz zarezerwuje hotel nad morzem. W przeciwieństwie do innych, popularnych imitacji SI, J.A.E.S.A będzie dobrą rozmówczynią także tematów bardzo prozaicznych. Wyciągnie wnioski z poprzednich rozmów, zapamięta fakty, a nawet w pewnych okolicznościach – przewidzi przyszłość.
Asystentkę nauczymy indywidualnych komend głosowych, słów-kluczy, a ponadto powierzymy jej kontrolę nad domem, dzięki dedykowanym aplikacjom. Osoby czekające na J.A.E.S.A w wersji męskiej mogą odetchnąć z ulgą – taki wariant również jest przygotowywany. Już teraz wiadomo, że komercyjna wersja „najbardziej zaawansowanego asystenta głosowego” powstanie, gdyż twórcy zebrali na Kickstarterze kwotę pieniędzy, którą zakładali. J.A.E.S.A powinna trafić na rynek jeszcze w 2014 r. i być stale rozwijana. Ktoś zapyta: „komu potrzebna taka forma komunikacji?”, ale patrząc na wrodzoną potrzebę człowieka do anonimowości i akceptacji, J.A.E.S.A może mieć znacznie więcej zalet, niż te widoczne na pierwszy rzut oka.
I nie chodzi tu o stworzenie doskonałej maszyny zaspokajającej cielesne potrzeby, a raczej o wyzwolenie się z emocjonalnych łańcuchów. Wyobraźmy sobie niedoszłego samobójcę, który już chciał skończyć ze swoim życiem, ale odwiodła go od tego J.A.E.S.A, u której znalazł, przynajmniej syntetyczną akceptację. Takie rozwiązanie może mieć rację bytu u osób zagubionych w emocjonalnym labiryncie, z roboty-psycholodzy prawdopodobnie staną się podstawowym wyposażeniem świata przyszłości.
Mózg niepotrzebny
Wybieranie głosowe to pomysł stary jak świat, zwłaszcza gdy przyjrzymy się bliżej funkcjom, jakie spełniał smartfon na przestrzeni dziejów. Praktycznie od momentu powstania telefonów komórkowych wiele z nich miało dostęp do wybierania głosowego. Funkcja ta oferowała możliwość nawiązania połączenia przez wypowiedzenie nazwy, która wcześniej została nagrana przez użytkownika i przypisana do konkretnego numeru telefonicznego. Pojawienie się na rynku smartfonów z systemami operacyjnymi – iOS i Android – wymusiło naturalną ewolucję tej lekko archaicznej funkcji.
Znów zaskoczyło Apple. Siri być może nie jest pierwszym na świecie asystentem głosowym, ale na pewno jest tym, który unaocznił społeczeństwu, że ten sposób komunikacji z elektroniką jest możliwy. Podobny, pionierski zmysł giganta z Cupertino dał o sobie znać przy okazji premiery pierwszego iPada. Zanim nie pokazano go światu, ludzie pukali się w głowę, że przecież „tabletów” nikt używać nie będzie. Apple po mistrzowsku wypromowało iPada i zachęciło konkurentów do inwestycji w ten segment urządzeń. Przed erą iPada tablety pojawiały się gdzieś w „branży”, ale w świadomości konsumentów zaistniały dopiero dzięki Apple. Tak samo było z Siri.
I mimo iż Siri nie jest najlepszą z dostępnych asystentek głosowych, to na wielu płaszczyznach przeciera szlaki dla projektów takich jak Cortana czy wspomniana już J.A.E.S.A. Interakcja z Siri zbliża się do poziomu prawdziwej „rozmowy”, i mimo iż komendy muszą być wypowiedziane precyzyjnie, nie jest to sucha recytacja regułek. To pokazuje, że wcale nie trzeba budować sztucznego mózgu, by stworzyć „prawdziwą” sztuczną inteligencję. Wystarczy odpowiednio (niewyobrażalnie wręcz) duża baza danych i gotowość maszyny do odpowiedzi na każde możliwe pytanie. Kluczowe może być rozwijanie technologii, która powołała do życia superkomputer IBM Watson. Jeżeli maszyna nauczy się odpowiadać na twierdzenie pytaniem je poprzedzającym, wówczas zyska coś, co można nazwać mianem „sztucznej inteligencji”.
Babskie gadki
Siri można uznać za iskrę, która rozpaliła ideę komunikacji ze smartonami u innych producentów z branży IT. Firma Dextera szybko odpowiedziała cyfrowym głosem Irisa (Intelligent Rival Imitator of Siri). „Niedoskonały”, to chyba najczęściej powtarzające się słowo do opisu Irisa. Program nie potrafił dodać 50 do 20, ale dysponował encyklopedyczną wiedzą z zakresu historii i kultury. Aplikacja powstała z myślą o Androidzie, ale nie można nazwać jej mianem przełomowej. Swoje elementarne braki nadrabiała świetnym poczuciem humoru.
Teraz gigant z Mountain View ma Google Now, czyli inteligentnego asystenta, będącego rozszerzeniem wyszukiwarki internetowej. Google Now może odpowiadać na pytania, wykonywać proste polecenia w systemie oraz wyświetlać wskazówki, które uzna za cenne dla użytkownika. Google Now przypomni nam np. o odlocie zarezerwowanego samolotu lub pokaże pogodę dla danej lokalizacji. Ta ostatnia funkcja jest dostępna poprzez zbieranie informacji o użytkowniku. Wciąż jednak nie jest to SI rodem z filmu „Ona” lub choćby złowrogi HAL-9000 z rewelacyjnej „Odysei kosmicznej”.
S Voice to z kolei osobisty asystent wbudowany w smartfony Samsunga z linii Galaxy (od Galaxy S III i Note II), który może wykonywać podstawowe komendy głosowe użytkownika i wyszukiwać informacje w Internecie. Przy użyciu tej aplikacji nawiążemy połączenie telefoniczne, otworzymy konkretną aplikację, ustawimy status na Twitterze lub Facebooku czy sprawdzimy pogodę. Samsung S Voice najprawdopodobniej nigdy nie rozwinie się do poziomu morderczej sztucznej inteligencji, ale jako dodatkowa funkcjonalność smartfonów Galaxy sprawdza się nieźle.
Przez długi czas za Siri i Google Now był Windows Phone. Mimo iż smartfony wyposażone w system operacyjny giganta z Redmond można było sterować przy pomocy komend głosowych, nie było w nich pełnoprawnego asystenta głosowego. Stan rzeczy zmieni się i to bardzo – prace nad zaawansowanym modułem rozpoznawania mowy zwanym Cortana trwają w najlepsze. Nazwa Cortana nie jest przypadkowa – pochodzi od imienia SI z gry „Halo”. Microsoft ma nadzieję, że dzięki zaawansowanym funkcjom, w które Cortana będzie wyposażona, zdetronizuje i Siri, i Google Now. Dzięki wsparciu serwerów Bing i TellMe, usługa ma być namiastką inteligentnej aplikacji. W przeciwieństwie do innych tego typu systemów, Cortana ma uczyć się zachowań i przyzwyczajeń użytkownika, dzięki czemu korzystanie ze smartfona będzie płynniejsze. Asystentka głosowa może trafić także na inne platformy Microsoftu – desktopowego Windowsa czy konsolę Xbox One. Zapowiada się fenomenalnie, choć póki co trudno mówić o jakichś konkretnych datach. Niektóre źródła podają, że finalna Cortana będzie gotowa jeszcze w 2014 r., inne wspominają o 2016 r.
Krok przed innymi
Poszukiwania odpowiedzi na pytania związane z rozwojem sztucznej inteligencji powinno się przeprowadzać w laboratoriach naukowych, takich jak Instytut Technologii w Tokio. To właśnie tam, profesor Osamu Hasegawa stworzył robota Hiro, zaopatrzonego w SOINN (Self-Organizing Incremental Neural Network), coś na kształt robotycznej „wolnej woli”. Maszyna obserwuje swoje otoczenie i uczy się rozwiązywać stawiane przed nią problemy. Gdy poprosimy robota o nalanie wody z dzbanka do szklanki, ten przeszuka zasoby Internetu i dowie się, jakie czynności powinien podjąć. Hiro zapamięta raz wyszukane dane i w przyszłości będzie w stanie wykonać je bez chwili zawahania.
Ale zanim na świecie pojawią się prawdziwe, myślące maszyny pokroju Terminatora czy HAL-a z przytoczonej już „Odysei kosmicznej” minie jeszcze sporo czasu. Aby jakąkolwiek maszynę uznano za „myślącą” musi przejść ona tzw. test Turinga. Opracowany w 1950 r. przez brytyjskiego matematyka, Alana Turinga, ma za zadanie ocenić czy nasz rozmówca jest maszyną, czy człowiekiem. Wygląda on jak zwyczajna rozmowa w języku naturalnym z pozostałymi stronami, w której jednak sędziowie starają się wychwycić niuanse człowieczeństwa lub ich brak, a maszyny zachowują w sposób zbliżony do ludzkiego.
Niedawno głośno było o Eugene Goostmanie, który zabłysnął na Turing Test 2014, konkursie zorganizowanym z University of Reading w 60. rocznicę śmierci Alana Turinga. Goostman zachowywał się jak typowy, lubiący słodycze i mający świnkę morską, trzynastolatek z Odessy, który w istocie był jednak zaawansowanym programem komputerowym. Maszyna przekonała sędziów konkursu, że jest człowiekiem. Nie wszystkich, a 33% oceniających, co zgodnie z obowiązującymi zasadami, jest ilością wystarczającą, by test Turinga uznać za zdany. Wcześniej niektóre programy (Cleverbot w 2011 r. czy Goostman z roku 2012) zbliżały się do granicy wyznaczonej przez Turinga, ale dopiero teraz udało się ją przekroczyć. Co tak naprawdę to oznacza?
Przyszłość świata znana z literatury i filmów science-fiction na razie nam nie grozi. Głównym zarzutem przeciwników testu Turinga są kontrowersje związane z definicją inteligencji maszynowej. Wszystkie maszyny, nawet te najbardziej skomplikowane, są w stanie zdradzić swoje pochodzenie w skomplikowanych zadaniach matematycznych. „Prawdziwa” sztuczna inteligencja musi nie tylko wykazywać emocjonalność i subiektywizm podejmowanych decyzji, ale i wykazywać zdolność do oszukiwania. Na pytanie o dokładny wynik działania typu 123456789 x 987654321, SI celowo musiałaby skłamać lub popełnić błąd. Być może za kilka lat, maszyny będą w stanie maskować swoją zero-jedynkową maszynę.
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.