Zawodowe inwestowanie to ryzykowny biznes, zwłaszcza, kiedy mówimy o inwestycjach w branżach związanych z nowymi technologiami – choć potencjalne, milionowe zyski są kuszące, nigdy nie wiemy jak dany projekt zostanie odebrany przez użytkowników i czy dany pomysł odniesie sukces.
Boleśnie przekonali się o tym inwestujący w okresie tzw. bańki internetowej. W latach 1995-2001, inwestorzy płacili grube pieniądze za każdy biznes związany z internetem, licząc że dynamicznie rozwijająca się sieć przyniesie szybki zwrot i da zarobić wielokrotność inwestycji. Wystarczyło posiadać jakikolwiek pomysł na internetowy biznes i zwrócić się o pomoc do jednego z dużych funduszy inwestycyjnych. Kursy takich małych spółek szybko szły do góry, inwestorzy widząc wzrosty kupowali akcje, co zwiększało ich cenę…spirala sama się nakręcała. Wszystko to doprowadziło do sporego załamania rynku w sierpniu 2001 – indeksy spółek internetowych poszybowały w dół (m.in. Yahoo, ze 118 dolarów do… 4, czy spółki Microstrategy z 3500 dolarów do…również 4), w konsekwencji czego spora część biznesów upadła. W Polsce ofiarą tego kryzysu stał się m.in. portal Arena.pl, czy też konkurencyjny Ahoj.pl. Dlaczego o tym piszę? Bo historia lubi się powtarzać i w mojej opinii, właśnie jesteśmy świadkami drugiej bańki internetowej, tym razem związanej z usługami internetowymi i aplikacjami mobilnymi.
Każdego dnia czytam, że jakaś nowa, oparta o mobile usługa została wyceniona na tyle i tyle. Albo zyskała dofinansowanie w wysokości X milionów dolarów. Problem jest taki, że rzadko jedno i drugie odzwierciedla rzeczywistą wartość firmy i możliwość uzyskania zwrotu z inwestycji. Przykłady można mnożyć – od początku istnienia Shazam zyskał 125 milionów dolarów i w tej chwili wycenia się jego wartość na 1 miliard dolarów. Co tam jest takiego (oprócz milionów użytkowników, ale sam użytkownik nie oznacza zarobku), co pozwala na marzenia o zwrocie z inwestycji? Nie wiem. Program jest bez reklam i nie bardzo jest miejsce gdzie je umieścić, sama aplikacja jest bezpłatna – ba, Shazam przynosi straty rzędu 9 milionów dolarów miesięcznie. Miesięcznie! I nigdy, przez 13 lat nie osiągnął zysku! Kto wykłada te pieniądze?
Żeby daleko nie szukać – nie służący do niczego sensownego i popularny wśród nastolatków Snapchat, tylko dlatego, że ma 100 milionów użytkowników (podobnie jak Shazam), został wyceniony na 7-10 miliardów dolarów. Do tego zainwestowano w niego już około 70 milionów dolarów. Jakie są szanse na zwrot z tej inwestycji? Moim zdaniem żadne. Podobnie jak Shazam, aplikacja jest darmowa, nie ma w niej reklam i nie bardzo jest miejsce gdzie je umieścić.
Kolejny przykład? Tinder. Niewielkie szanse na zarobek. Podejrzewam, że podobna sytuacja dotyczy np. Evernote (choć ten teoretycznie zarabia na abonamencie premium, to podobny Springpad już został zamknięty) czy Pocket, czyli właściwie całej światowej, mobilnej czołówki.
Przyznam, że tylko raz się pomyliłem w mojej ocenie – w momencie, gdy Facebook wchodził na giełdę, otwierałem szeroko oczy ze zdziwienia widząc wycenę na poziomie 100 miliardów dolarów, czyli kwoty, która pozwala na kupienie wszystkiego, łącznie z kilkoma mniejszymi państwami czy planetami. Przez jakiś czas triumfowałem, widząc jak kurs po debiucie drastycznie leci w dół i czytając żale rozczarowanych inwestorów. Jednak dzięki kilku rozsądnym inwestycjom, między innymi w WhatsUp czy OculusRift, Facebookowi udało się odbić od dna i w tej chwili triumfuje, z akcjami o wartości mniej więcej 220 miliardów dolarów. Z perspektywy czasu nie dziwi mnie to, bo pracując w branży mediów społecznościowych przekonałem się jakie kwoty inwestuje się w reklamy na „fejsie”, zwłaszcza przy tak ograniczonym zasięgu, jaki teraz serwuje nam społecznościowy gigant, firma Marka Zuckerberga już dawno wyszła poza branżę. Ale Facebook, jest też jednym z niewielu przykładów firm, które mają „coś” co można zmonetyzować – w tym przypadku użytkowników i przede wszystkim – powierzchnię reklamową.
- Zobacz również | Facebook jako choroba, czyli patologie w Social Media
Byłem kiedyś na rozmowie o pracę, w firmie, która chwaliła się wprowadzeniem na rynek rewolucyjnej aplikacji. Do tego, znalazł się inwestor, który wyłożył na nią 2 miliony złotych (była to wtedy jedna z największych, o ile nie największa inwestycja w aplikację mobilną w naszym kraju). Dziwiłem się temu od początku, bowiem podobnych programów było wtedy na rynku kilka i zastanawiałem się, czy to może ja po prostu czegoś nie dostrzegam. Wydaje mi się, że decyzje o zainwestowaniu takiej sumy pieniędzy powinny być poprzedzone odpowiednimi analizami rynku, badaniami, stworzeniem biznesplanu – tymczasem tu gołym okiem było widać, że sukcesu nie będzie – o ile sam program był fajny, to szanse na jego monetyzacje i zarobienie na usłudze – żadne. Pieniądze poszły na biuro w atrakcyjnej lokalizacji, służbowe samochody i inne fajne rzeczy – tymczasem program jak nie odniósł sukcesu, tak już raczej nie odniesie i nie ma chyba szans, że inwestycja się zwróci. Z miejsca potrafię wymienić wiele lepszych i mniej ryzykownych biznesów, które można rozkręcić za 2 miliony złotych – być może ktoś dał się uwieść urokowi branży mobile i liczył na zwielokrotnienie tej kwoty. Naiwnie.
Nie twierdzę, że na branży mobilnej nie idzie zarobić – wręcz przeciwnie, uważam, że wciąż czekają tutaj fortuny i przykłady osób, które takie fortuny zdobyły można mnożyć – Flappy Birds czy Monument Valley, to świetne success stories. Tylko no właśnie – osób.
Prawda jest uniwersalna i taka jak w każdym biznesie – największy zarobek mamy, gdy nie musimy się nim dzielić z dużą liczbą osób i nie ponosimy dużych wydatków – Monument Valley to inwestycja rzędu 850 tysięcy dolarów. Zysk na czysto? 5 milionów! Flappy Birds w okresie swojej świetności przynosił deweloperowi 50 tysięcy dolarów tygodniowo. W obu przypadkach, zyski te będą zapewne rosły m.in. z reklam w aplikacji. Niemniej jednak, analizując niektóre (negatywne) przypadki, które podałem w tekście, zastanawiam się kiedy dojdzie do „krachu” na rynku aplikacji i cała bańka z zainwestowanych milionów pęknie. Bo pytanie nie brzmi czy, tylko kiedy niektóre osoby zapragną odzyskać chociaż część funduszy? No i jeszcze w jaki sposób się to stanie – czy w krótkim czasie będziemy świadkami spektakularnych upadków, po których już nic na rynku mobilnym nie będzie takie same, czy też przez dłuższy okres czasu będziemy obserwować jak przeinwestowane usługi znikają z naszych telefonów?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.