Google, bez specjalnej fety i bankietów, 29 sierpnia opublikowało darmową aplikację Crowdsource dla użytkowników Androida. Jednak sam fakt, że Crowdsource jest za darmochę, nikogo nie dziwi, bo gdyby ktoś miał płacić, to byłoby to z pewnością Google. Komunikaty nachalnie wyświetlające się w apce wmawiają nam, że korzystając z niej robimy dobre uczynki. A tak naprawdę wyręczamy leniwych pracowników Googla.
O aplikacji Crowdsource wiele mówi już sama nazwa. Nawiązuje oczywiście do idei crowdsourcingu, która swoimi korzeniami sięga osiemnastowiecznej Anglii. Wtenczas rząd brytyjski ogłosił nagrodę w wysokości od 10 do 20 tysięcy funtów dla każdego obywatela, który opracuje praktyczną metodę dokładnego określania długości geograficznej statku.
Dziś crowdsourcing jest chętnie wykorzystywany przez korporacje z uwagi na jego psychologiczną właściwość. Gdy społeczność angażuje się w bezwarunkową pomoc, nabiera złudnego przeświadczenia, że współtworzy markę. Tym samym, poświęcając czas dla googlowego Crowdsource, nie dość że pozwalamy mu zaoszczędzić na pracownikach, to jeszcze się do niego przywiązujemy, a więc umacniamy jego pozycję i zwiększamy zyski.
Na koncepcji crowdsourcingu w dużej mierze opiera się Wikipedia, która tak bardzo mnie wciągnęła, że zostałem awansowany przez jej administratorów na stanowisko redaktora. Wikipedia jednak różni się od megafirmy z Mountain View tym, że bazuje tylko na dobrowolnych wpłatach od darczyńców. Jej pełnoetatowi pracownicy utrzymują z nich siebie i serwery, ale nie są milionerami. Fundamenty Wikipedii zaś, tworzą wolontariusze, który znają się na jakiejś dziedzinie i chcą o niej pisać; chcą przyczyniać się do zgromadzenia sumy ludzkiej wiedzy w jednym miejscu. A Google? Google ma kapitał własny rzędu 100 miliardów dolarów i stanowi doskonały obraz typowego przedsiębiorstwa kapitalistycznego, które robi wiele dobrego, a jeszcze więcej złego.
Crowdsource wita nas pytaniem „W czym chcesz pomóc?”. Do wyboru mamy:
Pierwsze dwa punkty są w zasięgu ręki wszystkich z nas. Aby się ich podjąć, wystarczy posługiwać się językiem ojczystym. Do kolejnych wymagana jest znajomość przynajmniej jednego języka obcego. Naturalnie, nie musimy niczego potwierdzać, ani udowadniać. Google nie przychodzi do nas z odpowiednikiem testu FCE sprawdzającego biegłość w angielskim. Tak więc tylko nasze sumienie może oponować, abyśmy kłamliwie nie zaznaczyli, że operujemy np. językiem suahulli (tym używanym w Kenni, Kongu, Tanzanii i Ugandzie).
To budzi pewne obawy, czy aby na pewno Crowdsource polepszy jakość usług oferowanych przez Google. Może być tak, że starannie udzielone odpowiedzi przez ludzi, którzy faktycznie chcą pracować dla dobra ogółu, zostaną przyćmione morzem niechlujstwa i trolli.
Aplikację pobierzesz za darmo w Sklepie Play.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
"Marsz aktualizacyjny" producenta Nothing trwa w najlepsze. Tym razem smartfon jego submarki doczekał się najnowszego…
Debiut serii Samsung Galaxy S25 jest coraz bliżej. W przyszłym tygodniu poznamy nowe flagowce na…
Kultowy RPG właśnie trafił na Steam z 90% rabatem. Ten pozwoli wam zaoszczędzić przy zakupie…
Microsoft ostrzega przed masowym oszustwem na WhatsApp. Tym razem chodzi o niebezpieczne kody QR. Sprawdź,…
Revolut przedstawia w aplikacji nowość, która zadba o bezpieczeństwo naszych danych i pieniędzy. To rozmowy…
Wciągająca strategia turowa jest obecnie na wyciągnięcie ręki wielu graczy. Objęta została bowiem kapitalną promocją,…