Jeśli kiedykolwiek byłeś entuzjastą Foursquare’a to na pewno wiesz, że Swarm jest jego młodszym bratem. Problem w tym, że powoli staje się reliktem przeszłości, a ja dalej nie widzę dla niego pomysłu.
Kilka lat temu Foursquare święcił trumf. Za każdym razem, gdy wybierałem się do nowego miasta lub miejsca, sprawdzałem oceny i rekomendacje od osób, które zdecydowały podrzucić cenne informacje w tej aplikacji. Jednocześnie mogłem zaczekinować się w wybranym lokalu, dzięki czemu kilka razy dostałem nawet darmowe piwo, a moi znajomi mogli zobaczyć, gdzie w danej chwili przebywam. To pozwalało im na dołączenie (jeśli byli w pobliżu i mieli czas) lub podrzucenie komentarza do mojego statusu.
Powody końca symbiozy
Foursquare zyskiwał na popularności przez kolejny długi czas głównie wśród geeków. Jednak nagle coś poszło nie tak i narodził się Swarm. Przejął on właściwie wszystkie najlepsze zalety Foursquare’a, którego jedynym zadaniem pozostało rekomendowanie lokali i miejsc do odwiedzenia wraz z ocenami czy możliwością pozostawienia komentarza. Piękna symbioza została przerwana.
Mimo że od tego momentu także minęło już sporo czasu to śmiem twierdzić, że nic się nie zmieniło. Oderwanie części funkcjonalności od FS i wtłoczenie jej w nową aplikację miało na nowo ożywić pomysł czekinowania się. Foursquare nie przyjął się w Polsce najlepiej, ale też i nie najgorzej. Do jego (i Swarma) promocji, a właściwie w efekcie współpracy i obopólnych korzyści – podrywały także władze miast (np. Poznania), tworząc odpowiednie zawody czekinowania się. W ubiegłych latach można było zabawić się podczas gry miejskiej „Check-in Poznań„, której zadaniem było promowanie miasta.
Transplantacja części funkcjonalności tylko pogorszyła sprawę. Wszystko dlatego, że rozwiązanie wcale nie przekonało do siebie nowych użytkowników, a zniechęciło dotychczasowych. Mnie również nie podobało się to posunięcie, ale starałem się przywyknąć. Przed rozłamem, FS był dla mnie świetną aplikacją. Swarm stał się… nudny. Ludzie, którzy porzucali aplikację geolokalizacyjną twierdzili, że znużyło ich czekinowanie się i zbieranie odznak. Musiało minąć kilka kolejnych miesięcy, bym zrozumiał co mieli na myśli.
Czekinowanie się w Swarmie to strata czasu
Za przybicie statusu w miejscu, w którym jestem dostaję obecnie żetony. W USA jest to o tyle fajny pomysł, że (od niedawna) można je wymienić np. na darmową herbatę w danym lokalu. Jednak takie ciekawostki na nic zdają się w Polsce. Nie interesują mnie naklejki, czy podbijanie ich poziomu za wspomniane żetony. Kawy darmowej też nie dostanę. Ze sporego grona znajomych tylko kilka zatwardziałych geeków nadal sukcesywnie podbija kolejne miejsca. Dla mnie to strata czasu, nawet gdy czekina mogę zrobić z Apple Watcha.
A może po prostu przestałem widzieć w tym sens?
Problemem jest brak pomysłu
Aplikacje geolokalizacyjne były ciekawym zjawiskiem i fajną nowością jeszcze około siedmiu, ośmiu lat temu. Wtedy popularna była także Gowalla, którą ostatecznie kupił i zamknął sam Facebook. Ten serwis społecznościowy również próbował ugrać na takiej funkcjonalności własną dolę, tworząc podobną usługę… aczkolwiek szybko się z niej wycofał. Miał rację, bo dzisiaj to już tylko relikt. Nikomu niepotrzebny dodatek.
Co prawda, na Facebooku nadal mogę się zameldować, ale dzięki temu pochwalę się znajomym dokąd wychodzę lub gdzie jestem. Na Swarmie świeci pustkami, więc niekoniecznie mam powód, by poświęcać czas na tę aplikację. I chociaż na Facebooku ma to większy sens niż w jakimkolwiek innym programie to dawniej konkurencji dla samego Foursqure’a było zdecydowanie więcej.
To, co ją zabiło i wykończy Swarma prędzej czy później to brak długofalowego pomysłu na aplikację. Brak rzetelnej strategii, która mogłaby dać powód zwykłym użytkownikom do czekinowania się w danych miejscach. Tak, jak wspomniałem – na Facebooku generuje się on niejako samoczynnie. To właśnie ten problem spowodował decyzję twórców FS o rozbiciu funkcjonalności aplikacji. Po kilku latach, Swarm nie przywrócił entuzjazmu w sens czekinowania się i nie zrobi tego w przyszłości.
Uważam, że potrzeba zupełnie innowacyjnego podejścia, stworzenia czegoś z większym rozmachem. Wierzę, że nadejdą jeszcze czasy, w których czekinowanie się powróci w ulepszonej formie z mocną strategią. Wystarczy spojrzeć na popularność gry Pokemon Go, która wiodła ludzi do danego miejsca za danym Pokemonem. Może więc rozwiązanie leży w nawiązaniu do AR (rozszerzonej rzeczywistości)?
Obecnie nie mamy co liczyć na aplikacje, które porwałyby nas w wir odwiedzania różnych miejsc bardziej niż wspomniana wyżej gra, a już na pewno do częstego czekinowania się.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.