Od jakiegoś czasu jestem nieco uczulony na korporacyjną nowomowę i mydlenie oczu. O ile w przypadku Apple przez lata zdążyłem się już przyzwyczaić do niesamowitego show i uporczywego powtarzania słowa „amazing”, tak w przypadku Samsunga jest to chyba coś nowego.
O tym, że Note 7 był jedną z największych technologicznych wpadek ostatnich lat, powiedzieli już chyba wszyscy. Samsung najwyraźniej wcale jednak nie chce uznać tego mobilnego bubla za porażkę, przez miesiące uparcie utrzymując, że nie wiadomo o co chodzi i dlaczego te sprzęty wybuchają w przeróżnych miejscach – od samolotów, poprzez toalety, na szafkach nocnych skończywszy. I choć wszyscy już od dawna wiedzieli, że w tym wypadku po prostu chodzi o wadliwe baterie, to Samsung dopiero wczoraj ostatecznie stwierdził: kurczę, macie rację. To faktycznie były baterie!
Oczywiście od razu pojawiły się także zapewnienia, że sytuacja w przyszłości już się nie powtórzy. W tym celu utworzono specjalną „grupę doradców do spraw baterii” – nie do końca wiem, czego tak naprawdę można się spodziewać po takim gremium, bo to określenie tyleż enigmatyczne, co po prostu – trochę infantylne. Bo jeżeli mają odpowiedzieć na pytanie, jak zamontować wewnątrz smartfona baterię, która wytrzyma więcej niż dzień bez ładowania i nie eksploduje wewnątrz coraz cieńszych obudów, to wydaje mi się, że na odpowiedź jeszcze trochę poczekamy. A przynajmniej nie do premiery Note’a 8 i Galaxy S8. A wtedy trzeba będzie pójść na kompromis – albo dajemy bezpieczną baterię o mniejszej mocy, albo wrzucamy do środka pojemne ogniwo i modlimy się o to, by ludzie nie latali z tymi sprzętami samolotami. Na ten moment technologia stosowana przez producentów smartfonów nie pozwala na nic innego i myślę, że Samsung ma tego świadomość. Albo przynajmniej tak myślałem, do czasu premiery Note 7.
Jasne – nie da się ukryć, że na klapie Note 7 zaważyły błędy produkcyjne, na co zwraca uwagę nawet sam Samsung, ale według mnie są to także błędy stricte koncepcyjne – ktoś przeliczył się z możliwościami ogniwa względem mocy, jaką oferuje ten sprzęt i wyszła totalna klapa. No bo, drodzy Czytelnicy, nie uwierzę, że w tysiącach smartfonów wcześniej wypuszczonych na rynek nie pojawiła się partia baterii z odklejoną taśmą czy wadliwą konstrukcją. Ktoś jednak przewidział, że w razie problemów warto zostawić margines błędu – Samsung tego nie zrobił.
I jakoś teraz tak cholernie ciężko uwierzyć w zapewnienia, że Note 8 – jak mówi szef działu mobile Samsunga, D.J Koh – będzie lepszy, bardziej innowacyjny i bezpieczniejszy. A dlaczego? Bo do tej pory nie udało się z klasą rozwiązać afery z Note 7 i wciąż szuka się winnych wszędzie, tylko nie u siebie. Owszem, Samsung przyznał, że to jego dział zawalił sprawę z pierwszą partią baterii, no ale przecież każdy może się pomylić, a to, że druga partia ogniw też była wadliwa, to już kwestia zewnętrznego producenta. No i koło się zamyka.
Nie zrozumcie mnie źle – nie chcę kolejnej wielkiej porażki Samsunga. Wręcz przeciwnie – chciałbym, żeby powrót Note’a na rynki wraz z kolejną generacją był triumfalny i udany. Ale nie przekonają mnie marketingowe chwyty w stylu „ośmioetapowej weryfikacji działania baterii”, bo to w tym momencie po prostu czyste bajkopisarstwo. Samsung musi udowodnić, że uczy się na błędach przy następnym sprzęcie i musi też liczyć się z tym, że klienci cierpliwie poczekają na recenzje i testy które pokażą, że trzymanie smartfona w spodniach czy torebce okaże się po prostu bezpieczne i nie będzie oznaczało obligatoryjnego noszenia ze sobą gaśnicy proszkowej. I choćby tych etapów było szesnaście czy sto pięćdziesiąt, to niczego to nie zmieni – wtopa pozostaje wtopą.
I choć rozumiem, że producent chce o swoich sprzętach mówić jak najlepiej, ale w przypadku Samsunga wygląda to tak, jakby ktoś chciał temat Note 7 przemilczeć i przeciągnąć tak, by wszyscy o tym zapomnieli. Każdy kolejny przypadek samozapłonu kwitowano hasłem „badamy sprawę„, a wielomiesięczne dochodzenie przyniosło to, o czym wszyscy wiedzieli od dawna. Samsung stracił marketingowo bardzo dużo i teraz musi pokazać, że uczy się na błędach – nie marketingowym bełkotem, pięknymi hasłami i jakąś komisją do spraw baterii, tylko bezawaryjnym, wydajnym Note 8 czy Galaxy S8. Tak niewiele, a jednak tak wiele.
I choć zabrzmi to groteskowo, to o tym, że nie warto kupować niczego w ciemno, najlepiej dowiecie się od praktycznie każdego gracza, który kiedyś skusił się na pre-order długo oczekiwanej gry. Gwarantuję Wam, że już nigdy więcej tego nie powtórzy. I z taką samą rezerwą warto podejść do praktycznie każdej zapowiedzi producenta smartfonów, bo w tych czasach o wpadkę – jak widać – naprawdę łatwo.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…