Walka o „dobro” Apple wydawała być się dla Donalda Trumpa jednym z najważniejszych postanowień politycznych. Przenoszenie fabryk z powrotem do USA, troska o nowe produkty giganta z Cupertino, a tu proszę – rzeczywistość pokazuje, że że czcze przechwałki sobie, a to, co znajduje się w kieszeni nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych – sobie.
Ileż to razy słyszeliśmy o tym, że Trump za punkt honoru stawia sobie fakt, by Apple znów stało się w pełni amerykańskie. W skrócie – chodziło o to, by drugi człon napisu z tyłu iPhonów „Designed by Apple in California. Assembled in China” zmienił się na „Assembled in USA”. Trump nie stronił od Apple także w trakcie swoich prezydenckich wieców, jasno wskazując na to, że Apple ma wrócić do USA za wszelką cenę i basta. Jak to się jednak mówi – przykład powinien iść z góry, a chyba nie do końca tak się dzieje. Owszem, Trump korzystał w trakcie kampanii prezydenckiej początkowo tylko z iPhona, potem z produktem Apple zaczął rywalizować jeden ze sprzętów z Androidem, a teraz? Teraz to system Google wydaje się być „faworytą” Trumpa.
Co więcej – Trump korzysta ze sprzętu, który, delikatnie rzecz ujmując, wyszedł już z obiegu i posiadanie go przez prezydenta supermocarstwa wydaje się być absolutnie kuriozalną sytuacją. Prezydent USA korzysta bowiem z Samsunga Galaxy S4, czyli sprzętu, który swoją rynkową premierę miał… blisko 4 lata temu. Nie zrozumcie mnie źle – nie oczekuję, że Donald Trump powinien korzystać z prototypowego iPhone czy Galaxy Note 7 (chociaż nie, to nie jest dobry przykład…), ale mimo wszystko użytkowanie kilkuletniego smartfona z dość przestarzałym systemem (Android 5.0.1 Lollipop) przez jedną z najważniejszych osób na świecie jest jednak nieco kontrowersyjne. Oczywiście system został specjalnie zmodyfikowany na potrzeby głowy państwa – pozwala on chociażby na szybkie połączenie się z SIPRNet, czyli oficjalną, ściśle strzeżoną przestrzenią sieciową amerykańskiej armii, nie umożliwia odbierania połączeń czy też nie współpracuje z większością aplikacji z Google Play – niemniej jednak wydawałoby się, że w tej kwestii powinno być lepiej. Zwłaszcza że wydaje się – patrząc po Twitterze – że Trump nie jest osobą szczególnie lotną jeśli chodzi o nowe technologie.
Co ciekawe, w pierwszych dniach swojej prezydentury stanowczo zrywał z wieloma decyzjami podjętymi przez Baracka Obamę – chociażby ws. głośnego systemu Obamacare – ale telefon został już w pełni odziedziczony po poprzednim prezydencie. To bowiem ta sama słuchawka, z której korzystał Obama w trakcie swojej drugiej kadencji.
A jeszcze ciekawiej prezentuje się sytuacja odnośnie swojego prywatnego smartfona – to również Samsung, choć… jeszcze starszy, bo Galaxy S3. Ten sprzęt, nie dość że już mocno nieaktualny, jest także w żaden sposób niezabezpieczony. Wyobraźmy sobie sytuację, w której Donald Trump zostawia sprzęt w hotelowym holu, znajduje go sprzątaczka, a ten potem dostaje się w niepowołane ręce. To przecież nie takie nieprawdopodobne, prawda?
I tak oto osoba, dla której Apple stawało się motorem napędowym w wyścigu prezydenckim i jedną z głównych podwalin do wypełnienia hasła „Make America Great Again!”, nie korzysta w swojej codziennej pracy ze iPhona. To w sumie bardzo zabawne, że dwugłos znajdujemy w sprawach z pozoru tak błahych, a jednak zbierających się na szereg wpadek istotnych z wizerunkowego punktu widzenia. Ale kto wie – może gdy Apple przeniesie całość produkcji do USA, to wówczas Trump wyda rozkaz zakupu nowego iPhona?
źródło: phonearena
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.