Na przestrzeni kilku ostatnich tygodni mogliśmy zobaczyć premierę LG G6, Samsunga Galaxy S8 i Xiaomi Mi 6. Co najmniej dwa z trzech wymienionych wyżej urządzeń od razu po premierze borykały się z problemami oraz małymi usterkami. Chyba będziemy musieli się już do tego przyzwyczaić.
Śledzę branżę technologiczną, a szczególnie mobilną od kilku dobrych lat i jedno mogę stwierdzić na pewno: producenci z roku na rok coraz bardziej się spieszą. Spieszą z aktualizacjami, wydawaniem nowych wersji systemu, produkcją akcesoriów, a także… z naprawianiem błędów, które pojawiły się po wyjęciu urządzenia z pudełka. Do takiej sytuacji chyba trzeba będzie się przyzwyczaić.
Po zachwytach nad Galaxy S8, przyszedł czas na kilka małych rozczarowań: okazało się, iż urządzenie Koreańczyków boryka się z kilkoma problemami, z czego najważniejszy dotyczy czerwonego obrazu na niemalże całym wyświetlaczu. Poprawka co prawda trafiła do użytkowników i to relatywnie szybko, jednak wydając takie pieniądze… nikt nie spodziewał się, że będzie musiał nosić w kieszeni urządzenie, z którego nie korzysta się do końca komfortowo.
Kolejny przykład znajduje się tuż za rogiem: Xiaomi Mi 6. Rzesza użytkowników zgłosiła chińskiemu producentowi problemy z ładowaniem oraz restartowanie się smartfona po podpięciu ładowarki. Poprawka w drodze, jednak poziom frustracji zapewne jest nieporównywalnie większy, niż w przypadku opisanego wyżej Galaxy S8.
Jeżeli by tak naprawdę zastanowić się nad tym zjawiskiem, to można by stworzyć całkiem pokaźną listę: z pamięci dorzuciłbym do niej pozew użytkowników dla LG w sprawie bootloopów w poprzednich flagowcach. To samo tyczy się Nexusów od Google.
Zastanawiam się, czy do tego typu awarii, usterek oraz mniejszych lub większych problemów będziemy musieli na dobre przywyknąć. Zdaję sobie sprawę (miałem okazję pracować jako software tester), że nie wszystkie błędy da się wyłapać i jest to okrutnie skomplikowany proces. Oprócz tego trzeba sprawdzić także elektronikę, a na taśmie produkcyjnej wszystko może pójść niezgodnie z planem. Z drugiej strony nie mówimy tu jednak o małych firemkach, tylko pokaźnych gigantach rynku mobilnego. Problem jest jednak taki, iż każdego ogranicza… czas.
Wyprodukować, pokazać, sprzedać – wcześniej od konkurencji i finalnie zarobić więcej. Pośpiech nie jest dobrym doradcą, jednak dynamiczność rozwoju rynku mobilnego sprawia, iż nikt na nikogo się nie będzie oglądał. Błędy są wliczonym ryzykiem – pokazała to chociażby „paląca” sprawa Galaxy Note 7.
Wydaje mi się, że na przestrzeni kolejnych miesięcy cały proces przyspieszy jeszcze bardziej. Tylko my, użytkownicy, będziemy drżeć ze strachu podczas wyciągania nowego smartfona z pudełka…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.