Wielkimi krokami zbliżamy się do Świąt Bożego Narodzenia, a jednym z jego hitów miał być iPhone 4S. Tak przynajmniej zapowiadali kilka tygodni temu niektórzy analitycy oraz, co nikogo nie powinno dziwić, przedstawiciele korporacji z Cupertino. Nie da się jednak nie zauważyć, iż marketingowa machina napędzana w drugiej połowie października poważnie wyhamowała. Czy najnowszy smartfon Apple ma szansę osiągnąć niespotykane wcześniej poziomy sprzedaży i pobić konkurencję? A może jego dobra passa zakończyła się nim na dobre się zaczęła? Zapraszamy do lektury!
Pojawienie się na rynku iPhone’a 4S z pewnością nie było dla Apple najważniejszym wydarzeniem mijającego roku. Mówimy przecież o okresie, w którym amerykański gigant stracił swego charyzmatycznego lidera. To temat Steve’a Jobsa zdominował w tym roku wszystkie inne kwestie. Najpierw udał się na kilkumiesięczny urlop zdrowotny, co wywołało spore zamieszanie w branży i rozpoczęło lawinę domysłów. Spotęgowała je decyzja Jobsa o przekazaniu funkcji CEO na ręce Tima Cooka, a za moment kulminacyjny tego rozdziału historii Apple (jeśli nie w ogóle całej ich historii), należy uznać śmierć współzałożyciela firmy. Niejako obok tych wydarzeń toczyło się jednak zwyczajne życie wielkiej korporacji, którego elementem muszą być premiery nowego sprzętu oraz jego realizacja.
Nie jest tajemnicą, iż każda prezentacja Apple (bez względu na to, czy dotyczy urządzeń, czy usług i technologii) to dla sektora IT spore wydarzenie. Składają się na to zarówno silna pozycja firmy oraz ich poważny wpływ na branżę, jak i oddanie wiernej rzeszy klientów i dziennikarzy. Nie inaczej mogło być zatem z anonsem iPhone’a kolejnej, piątej już, generacji. Pierwsze spekulacja na temat nowego sprzętu pojawiły się wraz z nadejściem nowego roku. Wtedy jednak całkowicie wróżono z fusów i zgadywano, co tym razem znajdziemy na pokładzie słuchawki z Cupertino. Dużo poważniejszego charakteru dyskusja ta nabrała w II kwartale.
W maju informowaliśmy Was niejednokrotnie o najnowszych doniesieniach w tej kwestii. Już wtedy spekulowano, że zmiany w porównaniu do modelu nr 4 nie będą zbyt duże. Pisaliśmy m.in. o tym, że smartfon miałby się doczekać nowego procesora oraz lepszego aparatu. O prawdziwej rewolucji mówiło się jednak coraz rzadziej. Jednak czasem o niej wspominano – w czerwcu serwis Boy Genius Report donosił, iż kolejny smartfon Apple będzie się powaznie różnił od poprzedniego, natomiast analityk Deutsche Bank – Chris Whitmore – przekonywał, że Apple w jednym czasie wypusci na rynek dwa smartfony: lekko podrasowaną wersję iPhone’a 4, czyli model 4S oraz poważnie różniące się od poprzedników urządzenie oznaczone cyfrą 5. Trzeba mu przyznać, że poniekąd miał sporo racji w swych analizach…;)
Gdy w drugim kwartale podawano informacje na temat modelu 4S, najczęściej pisano o nim jako o smartfonie budżetowym. Urządzenie to miało pozwolić firmie wejść na rynek słuchawek ze średniej półki i poważnie zwiększyć jej zyski (które i tak do niskich nie należą). Wkrótce miało się jednak okazać, iż Apple nie zamierza „przeceniać” swoich gadżetów. Po raz kolejny udowodniono, że korporacja bardzo ceni swoje produkty, a przy tym jest przekonana o tym, iż znajdą one nabywców nawet bez specjalnego marketingu. Wystarczy jedna konferencja i machina sama zacznie się napędzać. Najpierw trzeba jednak przygotować odpowiednio grunt pod to wydarzenie.
Jedną z osób, których zadanie polegało na podgrzaniu atmosfery wokół Apple był Al Gore. Były amerykański wiceprezydent, a ostatnio członek rady nadzorczej korporacji z Cupertino, zasugerował w drugiej połowie września, że na rynku faktycznie może się pojawić kilka modeli iPhone’a. Nie sprecyzował, czy chodzi mu o diametralnie różne słuchawki, czy o parę wersji tego samego telefonu. Prawdopodobnie był to jednak celowy zabieg polityka i biznesmena z USA. Ziarno zainteresowania produktem Apple zaczynało kiełkować. Oliwy do ognia dolał gospodarz imprezy – Tim Cook, który pod koniec września zaprosił zainteresowanych do Cupertino na konferencję dotyczącą najnowszych osiągnięć firmy. Zaplanowano ją na 4 października. Czas ten można uznać za apogeum spekulacji na temat nowych produktów imperium Jobsa. Analitycy i dziennikarze spierali się na temat tego, co zobaczymy 4 X 2011. Jedni mówili o nowym smartfonie, inni o kilku słuchawkach, część przewidywała, że telefon się nie pojawi i zobaczymy jedynie (albo aż) iOS 5. Pojawiały się także pogłoski o tajemniczym projekcie umożliwiającym sterowanie sprzętem za pomocą głosu. Niecały tydzień później wszystko było już jasne.
Nadszedł długo wyczekiwany 4 października i oczy wielu osób zwróciły się w stronę konferencji Apple w oczekiwaniu na rewolucję. A ta się jakoś nie pojawiała… Tim Cook zaprezentował smartfon, który wizualnie praktycznie nie różnił się od swego poprzednika. Użyto tych samych materiałów (aluminium i szkło) i nie zmieniono przekątnek wyświetlacza (dobrze wszystkim znane 3,5 cala w rozdzielczości 640 x 960 pikseli). Skupiono się jednak na innych kwestiach. Atutami nowego telefonu miały być m.in. dwurdzeniowy układ Apple A5, aparat 8 Mpix oraz współpracujące ze sobą dwie anteny. Czy to mogło przekonać fanów marki, wyczekujących od miesięcy na prawdziwe cudo techniki? Raczej nie. Owszem, wspominano o dwukrotnie większej mocy i siedem razy bardziej wydajniejszej grafice niż w przypadku jego poprzednika, większej stabilności połączenia i podrasowaniu trybu rejestrowani filmów, ale to nie mogło doprowadzić milionów ludzi do szaleństwa na punkcie iPhone’a 4S (przynajmniej takie wrażenie odniosło wówczas wielu analityków). Pojawiło się jednak coś jeszcze – przysłowiowa wisienka na torcie. Mowa o Siri.
Na konferencji określano ten projekt mianem zjawiskowego. Po raz kolejny mogliśmy usłyszeć, iż mamy do czynienia z wielką innowacją. Osobiście nie będę się rozwodził nad „przełomowością” tego oprogramowania i pozostawię te kwestię ocenie użytkowników. Osobom niedoinformowanym powiem jedynie, iż mamy do czynienia z aplikacją reagującą na niektóre pytania i komendy padające z ust użytkownika słuchawki. Początkowo technologię przyjęto dość chłodno i nie zabrakło uszczypliwych uwag pod jej adresem. Warto jednak podkreślić w tym miejscu, że sytuacja ta miała się zmienić już niebawem.
Pisząc o prezentacji nowego gadżetu, należy wspomnieć o jego cenie. Początkowo poinformowano, że w przypadku dwuletniego abonamentu za słuchawkę trzeba będzie zapłacić 199 dolarów (model z 16 GB pamięci), 299 dolarów (32 GB) lub 399 dolarów (64 GB). Nie oszukujmy się – nie jest to mało i o żadnej wersji budżetowej nie może być mowy. Czy słuchawce wieszczono wówczas sukces? Aby odpowiedzieć na to pytanie można się cofnąć do ostatnich dni września, kiedy to firma InMobi zaprezentowała wyniki badań przeprowadzonych wśród północnoamerykańskich użytkowników telefonów komórkowych. Okazało się, że zainteresowanie najnowszym smartfonem Apple jest ogromne i może się on cieszyć rekordową sprzedażą. Pod jednym warunkiem – musiałby to być całkowicie nowy telefon, naszpikowany innowacjami i w znacznym stopniu różniący się od poprzedników. W przeciwnym razie firma mogłaby mieć poważne problemy z realizacją na poziomie satysfakcjonującym inwestorów. Czy była to odosobniona analiza?
Dzień po prezentacji w Cupertino, gdy opadł już kurz po tym długo wyczekiwanym wydarzeniu, w mediach posypały się pierwsze komentarze i wstępne analizy, dotyczące nowego sprzętu. Znaczna część dziennikarzy i branżowych ekspertów, a także użytkowników smartfonów dosć nieprzychylnie odniosła się do zaprezentowanego modelu. Pojawiały się zarzuty, iż zamiast prawdziwej rewolucji mamy do czynienia z odgrzewanym kotletem. Nie negowano, że nastąpił pewien progres, ale uznano go za niewystarczający. Wiele osób za główny cel swych ataków obrało Siri. Twierdzili oni, iż jest to bezsensowna usługa, z której nikt nie będzie korzystał i szkoda było czasu i środków na jej stworzenie.
Niektórzy eksperci wskazywali na cenę akcji Apple jako na wyznacznik akceptacji nowego urządzenia na rynku. Po prezentacji iPhone’a 4S wartość akcji firmy spadła o kilka procent, co miało świadczyć o nieprzychylnej reakcji rynku. Co prawda, inwestorzy doprowadzili do szybkiej poprawy wyceny firmy, ale w powietrzu nadal unosiła się atmosfera niepewności, a nawet widmo klapy. W zagranicznych mediach coraz głośniej mówiono o tym, że najnowszy produkt Apple ustępuje flagowym słuchawkom konkurencji. Spekulowano już nawet, iż inne firmy, na czele z HTC, Samsungiem i Nokią, będą chciały powiększyć swe udziały w rynku kosztem giganta z Cupertino. Eksperci wspominali o zbyt małym wyświetlaczu 4S, module HSDPA umożliwiającym osiągniecie szybkości na poziomie zaledwie 14,4 Mb/s, braku wsparcia dla technologii LTE i NFC. Apple mogło mieć ich zdaniem, poważne problemy w starciu nowoczesnymi smartfonami innych firm (zwłaszcza azjatyckich). Wiele wskazywało zatem na to, iż przedsprzedaż, która miała ruszyć 7 X poważnie rozczaruje decydentów korporacji z nadgryzionym jabłkiem w logo. Wiele w tej materii zmieniło się jednak nocą z 5 na 6 października.
To właśnie 6 października świat obiegła wiadomość, iż współzałożyciel Apple – Steve Jobs – nie żyje. Nie będę się zagłębiał w ten temat, ponieważ poświęciłem mu już całkiem obszerny wpis, ale warto się zastanowić, jaki wpływ na sprzedaż iPhone’a 4S mogła mieć śmierć wizjonera z Cupertino? Możliwe, że całkiem spory. Nim dojdziemy do tego tematu, warto wspomnieć, iż cena akcji Apple nieznacznie spadła na wieść o śmierci Jobsa. Stosunkowo szybko jednak odrobiono straty. Firma na przestrzeni kilku dni udowodniła już po raz drugi, że jej pozycja nie zależy ani od jednego produktu, ani jednego człowieka. Nawet, jeśli był on prawdziwym guru. Zobaczymy, czy stan ten utrzyma się w kolejnych latach. Wróćmy do modelu 4S.
Informacje na temat rozpoczęcia przedsprzedaży iPhone’a 4S zostały przyćmione doniesieniami na temat pogrzebu Steve’a Jobsa, przeróżnych form upamiętnienia Amerykanina oraz ciekawostek z jego życia. Nie zmienia to jednak faktu, iż 7 października przedsprzedaż ruszyła. Model 4S można było od tego dnia zamawiać za pośrednictwem stron internetowych Apple, Vodafone, Verizon, AT&T, Sprint, T-Mobile, Orange, Rogers i Telus. Amerykanie nie byli jedynymi szczęśliwcami – w gronie tym znaleźli się także Kanadyjczycy, Australijczycy, Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy oraz Japończycy. Sprzedaż miała wystartować 14 października i do końca roku objąć swym zasięgiem 70 państw.
Rozmiary przedsprzedaży zaskoczyły nawet pracowników Apple. Okazało się, że mimo nieprzychylnych głosów z branży mobilnej, słuchawka cieszy się bardzo dużą popularnością wśród klientów. W ciągu pierwszej doby liczba zamówień osiągnęła poziom 1 miliona sztuk. Dla porównania model iPhone 4 zanotował wynik na poziomie 600 tys. zamówień w ciągu pierwszej doby. Różnica jest zatem olbrzymia. Wkrótce miało się okazać, iż to dopiero początek dobrych informacji dla amerykańskiego giganta. Pozytywne doniesienia nadeszły również ze strony mediów, które, jak pamiętamy, początkowo nie wróżyły słuchawce sukcesów. Nagle jednak wszystko się zmieniło.
Cześć ekspertów była zachwycona możliwościami iPhone’a 4S, z którymi zapoznali się w trakcie testów, inni stwierdzili, że to niezwykle innowacyjny produkt. Dla przykładu agencja Bloomberg poinformowała, iż model ten można było nazwać iPhone 5 i nikt nie mógłby podważyć decyzji Apple. Ich zdaniem, smartfon posiada tyle nowych funkcji, że ze starszą słuchawką łączy go tylko podobny wygląd. Do opinii tej przychylił się recenzent z The New York Times. Napisał on, że osoby rozczarowane nazwą, nie będą rozczarowane samym urządzeniem. Redaktorzy TechCrunch podkreślali, iż mamy do czynienia z bardzo innowacyjnym produktem, a pracownicy SlashGear przekonywali, że smartfon może wpłynąć bardzo poważnie na przyszłość branży mobilnej. Może nawet tak poważnie, jak pierwszy iPhone. Na tym jednak nie koniec.
Swoją opinie wyraził Walter Mossberg – dziennikarz The Wall Street Journal, który w tej branży ma bardzo mocną pozycję. Rozpływał się on nad systemem Siri, który określił mianem rodzącej się sztucznej inteligencji. Warto jednak podkreślić, że wraz z przedstawicielami USA Today poradził on użytkownikom słuchawek iPhone 4 wstrzymać się z kupnem nowego modelu, ponieważ poważna część innowacji zawiera się w oprogramowaniu iOS 5. Dziennikarze wspominali również o płynnej pracy nowego gadżetu i świetnej jakości aparacie, który rzucił rękawicę konkurencji. Także i u nas pojawiały się newsy, stawiające nową słuchawkę w pozytywnym świetle.
Wszyscy czekali na pierwsze wyniki rzeczywistej sprzedaży. A te powaliły na kolana największych sceptyków. Okazało się, iż w ciągu trzech dni sprzedaży zrealizowano aż 4 miliony słuchawek 4S. Był to oczywiście nowy rekord korporacji z Cupertino. Dla porównania w trzy pierwsze dni sprzedaży zrealizowano „jedynie” 1,7 mln słuchawek iPhone 4, a trzydniowa sprzedaż modelu iPhone 3GS dała rezultaty na poziomie 1 mln zrealizowanych sztuk (był to rok 2009). Firma z nadgryzionym jabłkiem w logo natychmiast ogłosiła nowy telefon wielkim hitem i przekonywała, iż są to najlepsze wyniki sprzedaży w historii branży mobilnej. Pojawiły się oczywiście porównania z wynikami największego konkurenta – firmy Samsung. Południowokoreański gigant potrzebował „aż” 55 dni, by realizacja smartfonu Galaxy S II osiągnęła poziom 3 milionów sprzedanych słuchawek.
Papiery wartościowe Apple poszybowały do rekordowego poziomu ponad 420 dolarów za akcję, a przed App Store w USA ustawiały się znów długie kolejki. Analitycy tłumaczyli to m.in. liczną rzeszą wiernych klientów, nagłym docenieniem słuchawki przez ekspertów, pojawieniem się modelu w większej ilości państw i ofercie szerszej grupy operatorów niż zwykle oraz jeszcze jednym, być może najważniejszym czynnikiem. Mowa o śmierci współzałożyciela Apple. iPhone 4S, który zaprezentowano na dzień przed zgonem Jobsa był jego ostatnim projektem zrealizowanym do końca. Osoby blisko związane z postacią amerykańskiego biznesmena twierdzą, iż w ostatnich tygodniach przy życiu trzymała go jedynie premiera słuchawki. Wydarzenia te nie mogły pozostać bez wpływu na zainteresowanie nowym smartfonem. Znaczna część osób poczuła się niejako w obowiązku, by kupić „ostatnie dzieło wielkiego człowieka”. W tym samym czasie opublikowano też raport na temat wyników firmy w trzecim kwartale. A te okazały się bardzo dobre – Apple rosło w oczach. Można zatem uznać, iż Apple zgarniało od losu kolejne prezenty. Czegóż można chcieć więcej?
Na tym idyllicznym obrazku pojawiła się jednak rysa. W pierwszej połowie listopada w mediach zaczęto szerzyć dziwne i często sprzeczne ze sobą informacje. Z jednej strony donoszono, iż w nawet 90% sklepów App Store brakuje modeli iPhone 4S i klienci odprawiani są z kwitkiem, a z drugiej strony mówiono już, że Apple drastycznie ograniczyła zamówienia kolejnych partii smartfonu i części do nich, ponieważ początkowe zainteresowanie klientów nie przełożyło się na popularność słuchawki w kolejnych tygodniach. Zdaniem niektórych analityków, w przypadku potwierdzenia tych doniesień najbardziej stratna mogłaby się okazać firma Foxconn Electronics. Doniesień nie można jednak było zweryfikować, ponieważ komentarzy odmówili zarówno przedstawiciele Apple, jak i partnerzy korporacji.
W sukurs przyszła Apple firma analityczna UBS, a ściślej mówiąc jej pracownik – Mayndard Um. Przekonywał on, iż iPhone 4S świetnie się sprzedaje, a do tego na jego realizację czeka jeszcze wiele państw/operatorów. Wśród nich należy wspomnieć o rynku chińskim, który staje się dla Apple prawdziwym Eldorado. Częściowo powstrzymało to falę spekulacji i domysłów, ale nadal czekano na oficjalne wyniki sprzedaży od przedstawicieli korporacji z Cupertio. A te się jakoś nie pojawiały. Można zatem przypuszczać, iż coś faktycznie było na rzeczy. Zaistniałą sytuację ciężko wyjaśnić, ale można się pokusić o następujący scenariusz: Apple nie było przygotowane na taką popularność swojego modelu, ponieważ w firmie wiedzieli jeszcze przed premierą, że to nie do końca produkt, na który czekają klienci. Nagle nałożyło się na siebie kilka faktorów, ostro windujących sprzedaż, ale Apple nie posiadało odpowiednich zapasów i nie mogło zaspokoić popytu. W tym czasie emocje opadły, a konkurencja pozbierała się po początkowym wielkim sukcesie iPhone’a 4S i kontynuowała swoją politykę. To jednak jedynie gdybanie – nadal brakuje nam jednak newsów z Cupertino.
Zamiast tego firma ogłosiła w połowie listopada cenę modeli iPhone 4S bez umowy z operatorem. Okazało się, iż wersja z 16 GB będzie kosztowała 650 dolarów (700 dolarów z opłatami), z 32 GB 750 dolarów (810 z opłatami), a z 64 GB 850 dolarów (915 z opłatami). Pojawiły się także prognozy znanego nam już analityka UBS (Mayndard Um), który przewiduje, iż w IV kwartale bieżącego roku korporacja z Cupertino sprzeda 30 milionów smartfonów. Największą popularnością mają się oczywiście cieszyć słuchawki 4S, ale na wynik będą również pracować modele iPhone 4 oraz 3GS. Wynik może i jest dość wyśrubowany, ale warto podkreślić, iż prognozy są tu bardzo rozbieżne – jedni analitycy przewidują sprzedaż na poziomie około 20 milionów, a inni zakładają optymistyczne (!) warianty i sprzedaż przekraczającą 40 mln smartfonów Apple (dla porównania w III kwartale Apple sprzedało 17 mln smartfonów). Póki co nie wyjaśnimy tej kwestii i musimy poczekać na oficjalne dane amerykańskiej korporacji. Mówiąc krotko: pożyjemy – zobaczymy.
Na koniec warto przyjrzeć się jeszcze jednej kwestii – stosunkowi użytkowników modelu 4S do ich nowego nabytku. Informowaliśmy Was już kiedyś, iż jest on bardzo pozytywny. Przynajmniej tak wynika z przeprowadzonych badań. Aż 96% ankietowanych odczuwa satysfakcję w nowego zakupu. Właściciele słuchawek docenili m.in. program Siri, łatwość obsługi oraz aparat 8 Mpix. Za największa wadę uznano krótką żywotność baterii oraz brak wsparcia dla sieci 4G. M.in. te niedociagnięcia sprawiły, że smartfon nie odniósł sukcesu w Korei Południowej. Ta kwestia to oczywiście materiał na osobny wpis, ale fakt jest faktem – zafascynowani nowymi technologiami Koreańczycy z Południa pokręcili nosem nad najnowszym sprzętem Apple (choć w przeszłości firma mogła liczyć na konsumentów z tego kraju).
Zainteresowanych nowym modelem mogę jeszcze odesłać do naszej recenzji modelu iPhone 4S i poinformować, że spekulacje na temat nowego smartfonu ze stajni Apple (iPhone 5?) pojawiają się już w mediach. Ponoć Apple prowadzi rozmowy z potencjalnymi partnerami na temat większych wyświetlaczy w kolejnym gadżecie. Pod uwagę brane są podobno wielkie firmy z rynku japońskiego i koreańskiego. Dziennikarze The Korea Times przekonywali niedawno, że iPhone z 4-calowym wyświetlaczem stanie się niedługo faktem. Wspominali także, iż prototypy urządzenia tego typu istnieją już od jakiegoś czasu, ale nie doczekały się realizacji, ponieważ ich design nie odpowiadał najważniejszemu decydentowi Apple w osobie Steve’a Jobsa. Czy po jego śmierci nastąpią w tej materii poważne zmiany? Czekamy na Wasze opinie.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nowego Xiaomi pokochasz za pojemną baterię i wysoką wydajność. Xiaomi Redmi Turbo 4 ujawnił część…
Ta gra to interaktywny film, który stał się niemałym hitem w oczach krytyków i graczy.…
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…