Huawei P20 debiutuje w bazie TENAA, a ja już wiem, że to smartfon, którego warto kupić. Podwójny aparat i czytnik linii papilarnych z obsługą gestów to duże zalety. Czy warto na niego czekać?
Karuzela plotek na temat Huawei P20 wcale nie zamierza się zatrzymywać, ale teraz znamy już pewny wygląd tego smartfona. Skąd tak pewność? Z bazy TENAA – jeśli dany model tam trafił, to na pewno będzie się tak prezentował. I muszę przyznać, że ja jestem zachwycony.
Jak niektórzy z Was mogą kojarzyć, jestem umiarkowanie zadowolonym użytkownikiem Huawei P10 – niedługo zresztą napiszę, jak działa po pół roku i czy zapewnienia o długotrwałym, bezproblemowym działaniu można włożyć między bajki. Wróćmy jednak do P20 – jak wygląda?
Mogę tylko powiedzieć, że bardzo mi się podoba. Najbardziej – fakt, że Huawei nie zrezygnuje z czytnika linii papilarnych na froncie. Jestem fanem tego rozwiązania i uważam, że tutaj właśnie powinien się znajdować. Niezależnie od tego, czy będzie fizyczny, czy może zintegrowany z ekranem. Wygląda dokładnie tak samo, jak w P10 i mimo tego, że zajmuje sporo miejsca, to sądzę, że warto było poświęcić nieco dodatkowej przestrzeni na dolnej belce – nawet kosztem „bezramkowości”.
I nie chodzi mi tylko o samo umiejscowienie. Gesty na czytniku szybko weszły mi w nawyk i dzięki temu, z żadnego smartfona z Androidem nie korzystało mi się tak wygodnie – po zmianie telefonu na inny na pewno za nimi zatęsknię. Chyba, że Huawei P20 będzie miał więcej argumentów za wymianą na nowy model, niż tylko większy ekran.
Co można zaliczyć do wad? Wystający obiektyw aparatu. Bardzo szkoda, bo poprzednik poradził sobie z tym bez problemu – mam nadzieję, że odbyło się to kosztem większej baterii, bo ta w P10 nie zachwyca – delikatnie rzecz biorąc. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na premierę – ta już na koniec marca.
Źródło: gizmochina
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.