Zablokowanie przejęcia Qualcomma to tylko pierwszy przykład tego, że politycy chcą mieć władzę nad producentami smartfonów. Problemy Huawei z wejściem do USA jest kolejnym. Czy w przyszłości niektórych marek nie zobaczymy w sklepach?
Na pewno kojarzycie sytuację, która ma ostatnio miejsce na rynku smartfonów w USA. Jeśli jej nie kojarzycie, to postaram się ją tutaj szczegółowo przedstawić, bo coraz częściej mamy do czynienia z wydarzeniami, które jako fan technologii uznaję za co najmniej niepokojące.
Prezydent USA zablokował transakcję Qualcomma
Tak, dobrze przeczytałeś. Tak ważna persona, jaką jest prezydent jednego z większych mocarstw świata poświęciła swój czas, by zająć się przejęciem jednej firmy przez drugą. Faktem jest, że tą transakcję można spokojnie nazwać przejęciem stulecia – przynajmniej jeśli chodzi o sferę nowych technologii. Powodem jest, jakżeby mogło być inaczej, bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych Ameryki. Ja go nie kupuję.
Wiecie, jaki jest efekt? Akcje Qualcomma poszybowały w dół o 3.8 procenta. W skali tak ogromnej firmy to strata, którą ciężko sobie powetować w ciągu kilku dni. Co ciekawe, akcje Broadcom poszły w górę.
Amerykański rząd nie chce, byś kupił Huawei
Na pewno pamiętacie, że Huawei ma potężny problem z wejściem na nie mniej potężny, amerykański rynek. Firma zdecydowanie dorosła już do tego, by stać się tam rozpoznawalna, a przez to poważnie zagrozić dominacji Apple i Samsunga – w USA nikt inny w zasadzie się nie liczy. Xiaomi próbuje, ale rząd niechętnie patrzy na inwazję z Chin. Dlaczego?
Ponieważ to gospodarczo ich największy rywal. Widać to w wielu gałęziach przemysłu, nie musimy ograniczać się do smartfonów, czy nawet szerzej – do elektroniki. Wydobycie surowców, które są konieczne do ich stworzenia jest najlepszym przykładem. Aby zbudować urządzenie oparte na układach scalonych potrzeba więcej niż tylko krzemu. Metale ziem rzadkich (REE) to biznes, w którym rządzą Chińczycy – ponad 90 procent wydobycia to ich zasługa.
Dlaczego politycy patrzą krzywo na Chiny?
Na pewno Was to zaskoczy. Coś, co zgrabnie nazywane jest bezpieczeństwem narodowym to główny powód. Jeśli ktoś sądzi, że smartfony wywodzące się z Chin są w stanie szpiegować amerykańskich obywateli, to nikt tego zdania nie zmieni. Tak jak podczas Zimnej Wojny głównym wrogiem publicznym było wszystko, co jest związane z Rosją, tak teraz pałeczkę przejmuje Państwo Środka. Czy to oznacza, że my również mamy czego się bać?
Polityka i technologia? Nie mieszajmy tego
Możecie powiedzieć, że przecież USA jest daleko od nas. To prawda, tamten rynek znacznie różni się od europejskiego. Rządzą flagowce, które można kupić za rozsądne, w porównaniu do zarobków, kwoty. W Europie spora część sprzedaży opiera się na średniakach, dopiero później na flagowcach. W tym miejscu dochodzimy do Polski. W naszym kraju chińskie smartfony to potężny kawałek tortu.
Z wyników sprzedaży widać, że nie jesteśmy tak przywiązani do marek, co po prostu wybieramy najbardziej opłacalne urządzenie. Z tego schematu wyłamują się iPhony, które nadal stanowią pewien wyznacznik statusu – nie ma znaczenia fakt, że flagowce z Androidem mają takie same ceny. Legenda żyje i ma się dobrze.
Dlaczego w ogóle poruszam ten temat? Ponieważ sytuacja w USA może być precedensem, który otworzy drogę do takich samych praktyk dla reszty świata. Niezdrowe podejrzenia o szpiegowanie? Marka przestaje istnieć w danym kraju. Jestem świadomym użytkownikiem i chcę mieć wybór. Życzę Wam i sobie, byśmy w przyszłości nie zostali ograniczeni.
Źródło: phonearena
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.