Wypromowanie nieznanego produktu, aby każdy go pożądał, nie jest łatwe. Prawdziwą sztuką jest jednak wypromowanie go, nie wydając na to żadnych środków. Coś takiego udało się firmie Xiaomi, udało się też One Plus. Te dwie firmy tworzące elektronikę nie były jednak pierwsze…
Smartfony z Chin to prawdziwy fenomen. Mimo braku znanej marki i wydatków na kampanię reklamową szturmem zdobyły rynek. Zaczęło się 5 lat temu, kiedy to znana tylko na chińskim rynku firma Xiaomi, wypuściła budżetowca Hongmi. Telefon dostępny był tylko w sklepie internetowym producenta, który „otwarty” był jedynie we wtorki. Brzmi głupio? 100 tysięcy egzemplarzy kupionych w 90 sekund mówi co innego.
Jeszcze ciekawiej prezentuje się schemat firmy OnePlus, która cztery lata temu wypuściła swojego pierwszego smartfona. OnePlus One (bo tak nazwany został pierwszy smartfon chińskiej marki) był flagowcem. Czy wyróżniał się czymś od bardziej znanych telefonów konkurencji? 1+1 był najlepszym Androidem w 2014 roku pod względem hardware’u i ogólnego działania.
Cztery lata temu, większość firm produkujących urządzenia z zielonym robotem pakowała do swoich telefonów ciężkie nakładki, które wyglądały po prostu źle i w połączeniu z zasobożernym Androidem spowalniały nawet najmocniejsze „cacka”. Co sprytniejsi użytkownicy instalowali na swoich urządzeniach modyfikację Cyanogenmod, która zdecydowanie poprawiała wydajność, musieli jednak pogodzić się wtedy z utratą gwarancji. Co zrobił One Plus? „Umieścił” w swoim telefonie Cyanogenmoda seryjnie.
„Jedynka” miała jednak coś jeszcze – szokująco niską cenę. One Plus One kosztował 269 dolarów, gdy za Samsunga Galaxy S5 trzeba było zapłacić 380 dolarów więcej! Jak łatwo się domyślić, Chińczycy nie zarabiali na telefonie nic, więc aby zwiększyć jego ekskluzywność (i znaleźć wymówkę na małe możliwości produkcyjne) wprowadzili system zaproszeń. Kupić mogłeś go dopiero, jeśli ktoś z twoim znajomych już go posiadał i dał ci wspomniane „zaproszenie”. O telefonie stało się naprawdę głośno.
Jak miało to miejsce w Anglii 300 lat temu…
Przypomina to nieco sytuację, jaka miała miejsce w XVIII-wiecznej Anglii. To czas, gdy u szczytu popularności były kluby zrzeszające brytyjskich dżentelmenów. Jednak nie służyły one wyłącznie do uprawiania „ekskluzywnej” rozrywki, jaką była gra w billard i rozmowy o polityce.
W roku 1720 Phillip Wharton założył klub „Hellfire”. Niewielu wiedziało, kim są członkowie towarzystwa, czym się tam zajmują i jak można się do nich przyłączyć. Niemal z miejsca zaczęły narastać plotki, jakoby czczono tam diabła, który miał być prezesem samego klubu. Rzeczywistość była mniej ciekawa. Dżentelmeni znudzeni ułożoną codziennością pili tam po prostu alkohol i wyśmiewali religię (stąd też żartobliwa nazwa „ogień piekielny”). O tym wiedziało niewielu, jednak wielu chciało się tam dostać, przez co król Jerzy I był zmuszony już po roku zamknąć klub, chcąc nie chcąc nadając mu status kultowego.
…i jak udało się to Idei 17 lat temu
Podobną taktykę, mającą na celu ograniczenie dostępności danego produktu, aby móc go lepiej wypromować, wykorzystał polski operator Idea w 2001 roku.
Przypomnę: mamy początek XXI wieku. Łączność komórkowa w Polsce jest dostępna już od 9 lat, ale mobilne telefony mają tylko nieliczni. Nie dlatego, że zasięg był zbyt słaby, a komórki zbyt niepraktyczne. Problemem były horrendalnie wysokie ceny abonamentów. Wtedy pojawiło się zbawienie – dużo korzystniejsze dla portfela oferty na kartę.
Jednym z pierwszych operatorów oferujących prepaidowe karty była Idea z nowo wprowadzoną ofertą POP. Dobrą okazją do rozpropagowania swojego nowego produktu okazały się walentynki. Z okazji święta zakochanych, do oferty trafił telefon Mitsubishi Trium Aria, który wystąpił w reklamie Idei z Przemysławem Saletą mówiącego do swojej dziewczyny „kupiłem ci nowe srebrne mitsubishi”. Dział Mitsubishi, który wyprodukował model Trium Aria, nie miał nic wspólnego z pojazdami tej marki, a jednak dobrze znana nazwa sprawiała bardzo pozytywne wrażenie.
Tani jak barszcz
Trium Aria była telefonem jakich wiele. Zwykła wąska obudowa, wysuwana antenka i otwierana klapka służąca za osłonę klawiatury. Mógł się podobać, ale w porównaniu do najnowszych Nokii z ukrytymi antenkami wyglądał archaicznie. Po co więc o nim mówimy? Przez system sprzedażowy, na jaki zdecydowała się Idea.
Trium Aria oferowano razem z pakietem StartPOP o wartości 15 zł za cenę 199 zł netto. Czy to mało? „Srebrne mitsubishi” było najtańszym, nowoczesnym telefonem z dostępem do internetu na polskim rynku. Oferując telefon w takiej cenie, Idea sprzedawała je po kosztach. Nie chodziło o zysk na sprzedaży urządzenia tylko o rozpowszechnienie swojej oferty. O tym, jak tani był produkt Mitsubishi świadczy fakt, że bardzo popularna Nokia 3310 oferowana była w tym samym POPie w cenie 559 zł (co i tak było dużą okazją).
Kolejki jak w PRL
Gdy rozreklamowana Trium Aria weszła do sprzedaży, kupno jej nie było łatwe. Do salonów Idei masowo schodziły się rzesze klientów chcących jak najszybciej stać się posiadaczami tego opłacalnego cuda. Pod salonami ludzie czekali w kolejce nawet 2 godziny, a kupujących było więcej niż oczekujących na nich telefonów.
Utrudnienie stanowił też fakt, że wielu kupowało po kilka sztuk, aby sprzedać je po wyższej cenie. Ci, którym nie udało się zdobyć ani jednego, czym szybciej udawali się do oddalonych o kilka kilometrów kolejnych punktów Idei, decydowali się na inny, droższy model, w ostateczności wracali z niczym, oczekując nowej dostawy.
Mijały dni, promocja w Idei się zakończyła, a cena telefonu od Mitsubishi wzrosła o 25 procent. Koszt urządzenia nadal był niski, ale nie stanowił już takiej okazji i popularność komórki zaczęła maleć. Niedługo później cena wzrosła do 299 zł netto i Aria stała się zwyczajnym telefonem w zwyczajnej cenie.
Mimo iż Trium Aria niedługo później przestała być produkowana, jej wpływ na telefonię komórkową w Polsce był znaczny. W czerwcu 2000 roku Idea świętowała pierwszy milion klientów; rok później, po walentynkowej akcji z Mitsubishi liczba klientów sieci wzrosła do 3 milionów, z czego aż 58 procent stanowili użytkownicy POPa.
Urządzenia azjatyckiego producenta nie przetrwały silnej konkurencji na ogólnoświatowym rynku i kilka lat później zakończono ich produkcję. O telefonie sprzed 17 lat powinniśmy jednak pamiętać. Kto wie, być może gdyby nie on, szał na komórki przyszedłby do Polski dopiero kilka lat później?
Polecamy również:
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.