Czy LG G7 Thinq okaże się takim sukcesem, jak przewiduje producent? Czy warto czekać na nowy smartfon LG, który trafi do sprzedaży w Polsce w ciągu kilku najbliższych tygodni?
Za nami premiera LG G7 Thinq, czyli tegorocznego flagowca z linii „G”. Już za chwilkę, już za momencik dane nam będzie wziąć go w swoje ręce (przykładowo w niemieckim Mediamarkt można już składać zamówienia z faktyczną dostępnością telefonu na dzień 24.05.2018), więc tylko patrzeć, jak i polskie sklepy zaczną wprowadzać ten model do sprzedaży. Tylko, czy warto czekać jeszcze te kilka tygodni?
Cena czyni cuda (co do zasady)
Pierwsze NIE dla LG G7 Thinq, to sugerowana cena (znów posiłkować się będę ceną z niemieckiego Mediamarkt) w wysokości 809 Euro. Przy obecnym kursie średnim Euro w NBP (z 08.05.2018) daje to kwotę w granicach 3450 zł, przy czym chociażby ze względu na różnicę w wysokości podatku VAT pomiędzy Niemcami i Polską można przypuszczać, że polska cena w momencie faktycznej dostępności telefonu w RP będzie jeszcze odrobinę wyższa...
Na szczęście, LG znane jest z tego, że w momencie debiutu ceny swoich słuchawek ustala na niebotycznym dla zwykłych śmiertelników poziomie, więc za jakieś pół roku wzorem swoich poprzedników (np.: LG G6 i LG V30) bohater niniejszego tekstu powinien kosztować już znacznie mniej i wtedy… trzeba będzie ponownie porównać się z konkurencją.
Specyfikacja – nihil novi
Drugie – NIE, to specyfikacja. Nie zrozumcie mnie proszę źle, uważam, że nawet w porównaniu do niezłego LG V30 (z pominięciem typu zastosowanego wyświetlacza), LG G7 jest kolejnym krokiem na drodze ciągłego ulepszania specyfikacji topowych telefonów tego producenta. Czy jest to krok w dobrym kierunku? Przyjrzyjmy się dokładniej…
Z pewnością, jeżeli chodzi o zastosowany w telefonie procesor Qualcomm Snapdragon 845, LG G7 może swobodnie poruszać się w obrębie tegorocznego Olimpu flagowych telefonów różnych producentów. Chciałoby się powiedzieć – wreszcie! I bardzo mnie to cieszy, że firma nie powieliła dziwacznej polityki z lat ubiegłych wypuszczania „flagowych” modeli z ubiegłorocznymi procesorami.
Tylko, czy przy obecnych osiągach Snapdragonów z linii 820/821/835/845 będzie to jakaś decydująca różnica? Moim zdaniem nie, aczkolwiek część konsumentów może przesądzać swoją decyzję zakupową od modelu i rocznika zastosowanego w telefonie procesora (przynajmniej te 10% gsmManiaków, którzy są świadomi różnic w mocy poszczególnych Snapdragonów, Exynosów, Fusionów i pochodnych) i dla których będą one miały znaczenie.
Spójrzmy na to szeroko
Dlaczego więc czepiam się specyfikacji – otóż dlatego, że już poprzednie generacje linii G pokazały, że killer-feature w postaci drugiego, szerokątnego obiektywu, taki do końca zabójczy nie jest.
Słaba sprzedaż modeli G5, G6, nie wspominając o niedostępnych w oficjalnej dystrybucji w Polsce modelach V10, V20, czy egzotyku Q8, jak również analogicznie niskie słupki sprzedaży z pozostałych rynków powinny w moim przekonaniu skłonić włodarzy LG Mobile Division do postawienia na inną cechę wyróżniającą – tak jak było z (nie)szczęsnym notch’em, którym w momencie premiery w charakterystyczny sposób odróżniał się iPhone X (który z kolei paradoksalnie wypromował samego „notcha”), i którym mogą być zmienna przysłona S9+, czy też 3 obiektywy tylne Huawei P20 Pro. Tymczasem LG G7 Thinq poza lekko przydługą nazwą odgrzewa po raz kolejny kotleta w postaci szerokokątnego obiektywu oraz powiela wspominanego wyżej notcha (dając jednocześnie możliwość jego zamaskowania – czyt. „chciałabym, ale się boję”).
Wracając do samego obiektywu szerokokątnego – zwiększona rozdzielczość matrycy (16 MP ze światłem f/1,9 kontra 13 MP i też światło f/1,9 w V30, czy również 13 MP ze światłem f/2,4 w G6) powinna skutkować oczywiście większą szczegółowością wykonywanych zdjęć (wszyscy, którzy kadrują i drukują zdjęcia z komórek ręka w górę – jakoś lasu rąk nie widzę), z drugiej jednak strony może powodować większe szumy, które z pewnością w jakimś stopniu kompensować będzie szerszy otwór względny aparatu.
Zagłębiając się w szczegóły specyfikacji drugiego aparatu porównajmy także kąt widzenia tego obiektywu, gdzie okazuje się, iż jest to tylko 107 stopni kontra 120 stopni w V30, 125 stopni w G6 i aż 135 stopni w G5/V20/Q8). Czy tylko ja widzę tutaj regres zamiast postępu (chociażby lepszego hardware’u – np.: szklana soczewka, czy też skuteczniejszej software’owej kontroli efektu rybiego oka, o ile to była przyczyna redukcji kąta widzenia obiektywu szerokokątnego)?
Aby jednak choć trochę rozgrzeszyć LG, przyznać muszę, że osobiście uważam rozwiązanie LG w postaci drugiego, szerokokątnego obiektywu za najlepsze dostępne rozwinięcie idei drugiego aparatu w telefonie, pozwalające na naprawdę kreatywne rozwinięcie pojęcia fotografii mobilnej, aczkolwiek wspomniane słupki sprzedaży zmuszają mnie do wniosku, iż pogląd mój jest raczej osamotniony.
„Wincyj RAMU” i gra muzyka
I wreszcie – pamięć. 4 GB RAM w 2018 roku, LG – serio? Jasne powiecie, jest przecież i Samsung S9, Huawei P20 z taką samą ilością pamięci RAM (nie wspominając o 3 GB RAM w iPhonie X) i nikt jakoś „wielkiego halo” z tego nie robi.
Po za tym dostępna będzie także (chociaż raczej nie w Polsce) wersja z 6 GB RAM i 128 GB pamięci wbudowanej, tym niemniej znów LG straciło szansę na pozytywne wyróżnienie się z tłumu flagowych modeli poprzez stworzenie bazowej wersji z 6 GB RAM i np. 64 GB pamięci wbudowanej. A jak wspomniałem już wyżej, takiego wyróżnika LG G7 Thinq potrzebuje i wybaczcie LG, z pewnością nie będzie to trudna do zinterpretowania nazwa, czy też cała obudowa telefonu tworząca coś na modłę subwoofera.
Jest jeszcze gniazdo słuchawkowe – tutaj zdecydowany PLUS ode mnie – i sławetny QuadDAC, ale już w poprzednich modelach rozwiązanie to rynku nie zwojowało, a biorąc obecny trend odchodzenia od obecności gniazda 3,5 mm jack u innych producentów (poparty, jak przypuszczam odpowiednimi badaniami rynkowymi) znów jestem zdania, iż nie będzie to cechą decydującą o wyborze LG G7 w starciu chociażby z aktualnymi flagowcami HTC, czy też iPhonem X.
Miłym gestem i kolejnym małym plusikiem jest obecność bezprzewodowego ładowania – tym razem także w wersji dostępnej na europejskim rynku – ale czy można uznać to za tzw. „killer feature”. Śmiem wątpić…
Widzę ciemność…
Czy raczej, chciałbym zobaczyć w LG G7 Thinq okran OLED i sławetne 100% czerni w czerni. Zdaję sobie sprawę, iż są wśród nas miłośnicy tradycyjnych ekranów IPS ze względu na większą naturalność w oddawaniu kolorów (w tym niżej podpisany) a 1000 nitów jasności wyświetlacza (zapewne tylko w trybie AUTO) brzmi imponująco (chociaż bateria o pojemności 3000 mAh może być tutaj przeciwnego zdania), to jednak jeżeli LG G7 Thinq zająć ma pozycję flagowego modelu w portfolio producenta w stosunku do LG V30, zastosowanie ekranu IPS jest wcale nie tak małym faux pas w stosunku do użytkowników.
Typ wyświetlacza pozostaje de facto jedynym wyróżnikiem (przynajmniej patrząc na pierwszy rzut oka) w codziennym użytkowaniu pomiędzy LG V30/V30s Thinq, a LG G7, sprowadzając tego drugiego do roli nieco uboższego, młodszego brata. A przecież zarówno Huawei P20 Pro, czy też Samsung S9/S9+, jak i iPhone X takie ekrany OLED posiadają. Że już nie wspomnę o bezcelowości zabiegu „ukrywania” notcha w sposób software’owy przy podświetlanej czerni ekranów LCD.
Można nawet pokusić się tutaj o wniosek, że LG G7 Thinq jest takim niechcianym, kukułczym jajem dla LG, które stojąc w rozkroku niejako z rozpędu tworzy dwie linie topowych telefonów (seria G i seria V) straciwszy pomysł na ich marketingowe rozróżnienie, bo poprzez zastosowanie bardziej prądożernego ekranu LCD IPS zamiast matrycy P-OLED, której nota bene producentem jest przecież samo LG – model LG G7 Thinq traci w porównaniu do konkurencji w tych samych widełkach cenowych. Gdyby chociaż uzasadniała to różnica w cenie…
Duchy przeszłości
Czas na trzecie NIE dla LG G7 Thinq – z jednej strony zdaję sobie sprawę, iż jest to wyłącznie moja subiektywna opinia, ale z drugiej fakty, a zwłaszcza liczby nie kłamią.
Jakie macie pierwsze skojarzenie, jakie macie zdanie na temat usterkowości telefonów LG oraz polityki aktualizacji firmy LG? Biorąc pod uwagę ilość wyników dla frazy „lg bootloop” (1 050 000, słownie: jeden milion pięćdziesiąt tysięcy!) po przeprowadzeniu wyszukiwania na google.com i pierwsze tylko hasło na liście wyników w postaci linka do wikipedii z hasłem „LG smartphone bootloop issues” zakup LG G7 Thinq jest w moim przekonaniu przynajmniej na tę chwilę i za tą cenę obarczony zbyt dużym ryzykiem.
Jestem zdania, iż dopiero za jakieś pół roku do roku okaże się, czy i na jakie wady fabryczne/wieku dziecięcego* (* – niepotrzebne skreślić) cierpieć będzie LG G7 Thinq. O ile model G5 nie napawał tutaj optymizmem, to już G6 daje nadzieję, że zarówno proces projektowania, jak i kontrola jakości w fabrykach LG zaczęły wreszcie działać, jak należy.
No i wreszcie kwestia aktualizacji systemowych. Zgodnie z doniesieniami w pierwszej połowy ubiegłego miesiąca w Korei Południowej LG otworzyło Centrum Aktualizacji Oprogramowania (Software Upgrade Center), które ma być odrębną komórką firmy dedykowaną tworzeniu szybszych i bardziej regularnych aktualizacji oprogramowania do sprzedawanych telefonów.
Cóż, czas pokaże, na ile doniesienia te okażą się być prawdziwe, jak na razie przykład aktualizacji LG G6 (nie wspominając o modelu LG G5) do Androida Oreo nie napawa w tej kwestii optymizmem i jest raczej kiepskim argumentem do podjęcia decyzji o kupnie LG G7 Thinq, o ile oczywiście jest to dla Was kryterium do zakupu telefonu. Naturalnie, bez aktualizacji systemu też można żyć, ale umówmy się – jak flagowiec, to flagowiec – bez miejsca na kompromisy.
Ale to już było…
Reasumując – jakiego smartfona spodziewać się możemy po LG G7 Thinq? Szczegółową i skrajnie subiektywną argumentację dotyczącą wad, ale i zalet tego telefonu przedstawiłem powyżej, ale jak na podsumowanie przystało spójrzmy na bohatera tego tekstu z pewnej perspektywy.
I cóż widzimy? Moim zdaniem zobaczyć możemy smartfon, który jest tylko i aż rozwinięciem linii G (modele G5/G6) okraszonym „audiofilskimi” możliwościami w standardzie linii V (V10/V20/V30/V30s Thinq) z lekką nutą nowoczesności wymaganą przez trendy rynkowe (wyświtlacz 6,1″ o proporcjach 19,5:9 i notch) oraz delikatnie wyczuwalnym posmakiem retro wywodzącym się poprzednich modeli (gniazdo słuchawkowe i radio FM).
W sumie… zapowiada się ciekawy telefon, dla tych gsmManiaków, którzy cenią sobie jeszcze możliwość posłuchania nadawanej live audycji z radia FM na kupionych kiedyś słuchawkach przewodowych (bez noszenia ze sobą kolejnej przejściówki), chcących jednocześnie zakosztować nowego formatu dłuższych, smuklejszych wyświetlaczy i bez parcia na technologię OLED.
Osobiście bardzo jestem ciekaw testu urządzenia i tego, jak sprawować się będzie ono w codziennym użytkowaniu (diabeł zawsze tkwi w szczegółach!), nie widzę jednak niczego, co mogłoby przemawiać za tym, aby kupić w tej chwili LG G7 Thinq zamiast przykładowo LG V30, który oferuje de facto to samo (a nawet więcej – OLED, radio FM z RDS, większa bateria) w niższej cenie.
Ja kupiłbym LG G5 za najszersze pole widzenia aparatu szerokokątnego i wymienną baterię, a najlepiej dwa… biorąc pod uwagę usterkowość ekranu oraz samego telefonu. Wciąż czekam jednak na spadek cen modelu LG G5 DUAL SIM do poziomu 500 zł, o ile będą jeszcze dostępne.
Jakie jest Wasze zdanie na temat nowego LG G7 Thinq – zawojuje rynek, czy zginie w gąszczu innych urządzeń? Koniecznie dajcie znać w komentarzach i napiszcie proszę, jak odbieracie mój debiut na łamach gsmManiaka!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.