fot. Xiaomi
Co tu dużo mówić – jeśli Xiaomi chciało po raz kolejny mocno zaznaczyć swoją obecność na rynku smartfonów, to wraz z POCO F1 bez wątpienia się to udało. Pytanie – czemu udaje się to Chińczykom, a innym już nie?
Spis treści
Doskonale wiem, że zaraz odezwą się głosy mówiące o tym, że na gsmManiaKu najczęściej piszemy o Xiaomi w dobrym świetle. Ale powiedzcie sami – jak mam pisać źle o firmie, która prezentuje nam smartfona w cenie średniaka, który dysponuje podzespołami godnymi tegorocznego flagowca?
Aż ma się ochotę wrzucić tytuł w stylu Xiaomi właśnie uciszyło konkurencję. ZOBACZ JAK. Ale Xiaomi przecież nie raz pokazywało już, że można – i pokazuje to po raz kolejny, a włodarze największych koncernów właśnie organizują meetingi mające odpowiedzieć na jedno, acz bardzo proste pytanie – jak powstrzymać Chińczyków?
Problem w tym, że odpowiedź na tę zagwozdkę wcale nie jest taka prosta. Bo gdyby takowa była, ekspansja Xiaomi (a nie można zapominać także o Huawei) z pewnością zostałaby mocno ograniczona. Można się domyślać, że rozwiązanie tej sprawy siedzi w arkuszach kalkulacyjnych i raportach finansowych wielkich koncernów, a na imię ma „marża”.
To hasło-klucz, którym kilka miesięcy temu zaatakował całą branżę szef Xiaomi, Lei Jun – stwierdził on, że kluczem do sukcesu jest obniżenie marży do poziomu, w którym zarobki z tytułu sprzedaży smartfonów będą minimalne, bądź też praktycznie żadne. I co? I najwyraźniej się udało, bowiem firma w segmencie urządzeń mobilnych rośnie jak na drożdżach i jest to przede wszystkim efekt oferowania dobrych sprzętów w niskich cenach – a przynajmniej na tyle atrakcyjnych, by branża musiała szybko reagować na poczynania Chińczyków.
To dla wielu klientów i nabywców smartfonów zdecydowana nowość, bowiem do tej pory byliśmy raczej przyzwyczajeni do tego, że producenci urządzeń mobilnych skubali na nas na całego.
Liderem w tej kwestii zdecydowanie było, jest i zapewne będzie Apple, które wcale nie kryje się z tym, że za każdym razem dolicza sobie grube setki dolarów prowizji do tego, co zażyczy sobie fabryka Foxconna. Problem w tym, że z takiego samego założenia wychodzi i Samsung, i Sony, i HTC. Efekty takiego działania jeśli nie są widoczne już, to zapewne będą za chwilę.
HTC i Sony to przecież wydmuszki wielkich potentatów smartfonowych sprzed kilku lat, z kolei wielkiemu Samsungowi grunt powoli zaczyna palić się pod stopami. Samsung Galaxy S9 wcale nie sprzedaje się rewelacyjnie, a jeżeli przedstawiciele koncernu mówią wprost o rozbudowie segmentu budżetowego oraz linii smartfonów ze średniej półki, to ewidentnie coś jest na rzeczy.
Wygląda bowiem na to, że czasy strzyżenia owiec powoli się kończą, bo o tańszych sprzętach przebąkuje przecież Apple, a nieprzypadkowo właśnie Xiaomi i Huawei zbudowało swoją pozycję rynkową na tanich smartfonach.
Pewnym jest, że Xiaomi nagle nie przestanie rosnąć, chociażby z powodu braku obecności na rynku amerykańskim, która może dać prawdziwego kopa temu chińskiemu potentatowi. Dlaczego więc do tej firmy nie mogą dołączyć inne? Dlaczego Xiaomi może, a inni nie?
Wiele wskazuje na to, że najwięksi gracze na rynku próbują zarobić jak najwięcej przed koniecznością obniżenia cen, stale śrubując marżę, póki jeszcze klientela jest w miarę stała, liczna i przyzwyczajona do regularnych premier nowych smartfonów.
Szkopuł w tym, że może być to taktyka bardzo krótkowzroczna, zwłaszcza w przypadku Samsunga, który przy takim tempie wzrostu chińskich producentów w ciągu dwóch-trzech lat może zostać skutecznie strącone z piedestału przy towarzyszącej temu zamieszaniu agresywnej, zintensyfikowanej polityce wydawniczej ze strony Apple.
Koncern z Cupertino również musi zakasać rękawy, bo na drugie miejsce już teraz wskoczył Huawei, a za chwilę na podium pojawi się także Xiaomi. Coś się musi zmienić i obawiam się, że samymi nowalijkami technicznymi Samsung może nie wygrać z konkurencją – dziś, kiedy rynek smartfonów jest wystarczająco nasycony, statystyki jednoznacznie pokazują, że coraz częściej głosujemy portfelem. Znaczy, że wraca normalność.
Nas, klientów, taka sytuacja powinna tylko i wyłącznie cieszyć. Choć jeszcze kilka lat temu powiedzielibyśmy, że chińscy producenci to szkodniki kopiujące design innych smartfonów i wciskające nam tandetę produkowaną w mało zaawansowanych technologicznie fabrykach, to dziś absolutnie nie mamy prawa tego powiedzieć.
To właśnie koncernom z Państwa Środka zawdzięczamy rozruszanie stawki i pokazanie, że piękne frazesy i przydługie konferencje mogą przysłonić po prostu konkrety i konkretne sprzęty. Snapdragon 845 za 2500 złotych? A Xiaomi mówi „sprawdzam” i pokazuje, że to samo możemy mieć za tysiąc złotych mniej. Może nie tak piękne i efektowne oraz opakowane w sposób znakomity zręcznym marketingiem, ale za to opłacalne i wydajne.
Tak sobie myślę, puszczając wodze fantazji, że w sumie Xiaomi nieprzypadkowo – oczywiście z punktu widzenia polskiego klienta – wybrało nazwę swojego nowego smartfona. „POCO”? Ano po to, by pokazać reszcie, że można. A „F1”?
Analogię do Formuły 1 w przypadku branży smartfonów znaleźć naprawdę nietrudno. Samsung to bowiem wypisz wymaluj Lewis Hamilton – aktualny lider sezonu, ale przy tym gość bardzo pewny siebie i czasami butny.
Xiaomi można z kolei porównać do Sebastiana Vettela – czterokrotnego mistrza świata F1, który w tym sezonie zajmuje drugie miejsce, ale cierpliwie wyczekuje swoich okazji na strącenie lidera z piedestału, a przy tym po prostu robi swoje, bez zbędnego szumu.
Apple to z kolei Kimi Raikkonen – stary wyjadacz, piekielnie doświadczony facet, który zna swoją wartość i umie ją wykorzystać. Oczywiście mógłbym też wspomnieć o Sony czy HTC, ale w ich przypadku najlepiej pasuje porównanie do kierowców Williamsa, czyli zawodników albo zamykających stawkę wyścigów, albo nie dojeżdżających do ich końca.
I niewykluczone, że zmiana pole position może nastąpić szybciej, niż nam się wszystkim wydaje.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Polacy oszukiwani w najgorszy możliwy sposób. Ryzyko pojawiło się wraz ze zbliżającym się terminem rozliczenia…
Amazfit Active 2 nie tylko mocno staniał w promocji, ale dzięki aktualizacji stał się też…
Wygląda na to, że właściciele całkiem świeżego smartwatcha, jakim jest Amazfit Active 2, mogą mieć…
Testowy prototyp modelu Apple Watch 10 wyciekł właśnie do sieci. Wyposażono go w tajemnicze czujniki,…
Motorola edge 60 fusion zadebiutowała w Polsce jako mocna kandydatka do tytułu ulubionego telefonu Polaków.…
Apple ponownie udowodniło, że wiodący status w branży smartfonów jest zasłużony, prezentując swój najnowszy flagowy…