Wielkie legendy często upadają szybko. Rozkład całego blasku, jaki otoczył Andy’ego Rubina następował ustawicznie, ale wygląda na to, że to już naprawdę koniec tego „wizjonera”. Kompromitacja to w tym wypadku zbyt małe słowo, także w przypadku byłego szefa Google oraz całego pionu zarządczego firmy.
Od początku odejście Andy’ego Rubina z Google było posunięciem bardzo, bardzo zaskakującym – dużo firmy rzadko bowiem pozbywają się swoich legend tak szybko i niespodziewanie, jak zrobiło to Google. Rubin, znany także jako kultowy „ojciec Androida” opuścił siedzibę firmy w Mountain View w październiku 2014 roku, a ówczesny szef Google, Larry Page, nie szczędził swojemu byłemu pracownikowi ciepłych słów i życzył mu powodzenia. Z perspektywy czasu wydaje się, że był to istny pocałunek śmierci.
Na jaw wychodzą bowiem fakty, które najczęściej skutkują tylko jednym – kompletną katastrofą wizerunkową i praktycznie końcem jakiejkolwiek publicznej działalności, o czym przekonało się mnóstwo artystów związanych z branżą filmową, że wystarczy wspomnieć chociażby Kevina Spacey czy Harvey’a Weinsteina. Tak, zgadliście – Andy Rubin ma na sumieniu bardzo nieprzyjemny incydent związany z wykorzystywaniem seksualnym. Do takich informacji dotarli dziennikarze The New York Times i niestety wiele wskazuje na to, że te wieści ostatecznie pogrążą Rubina. Co więcej, nie tylko jego.
Wedle przekazanych informacji przez dwóch anonimowych i wysoko postawionych pracowników Google, do zarządu koncernu wpłynęło zgłoszenie wystosowane przez jedną z pracownic Google, jakoby Andy Rubin zmusił ją do seksu oralnego w pokoju hotelowym podczas delegacji w 2013 roku. Śledztwo przeprowadzone przez Google wykazało, że zeznania poszkodowanej są prawdziwe i w tym momencie Google stanęło pod ścianą.
Kierownictwo koncernu z Mountain View miało bowiem do wyboru dwie ścieżki – albo wyrzucić Rubina z pracy w trybie natychmiastowym, wysłać mu „wilczy bilet” i rozpocząć dochodzenie prokuratorskie, albo też załatwić sprawę po kryjomu. Wówczas, biorąc pod uwagę fakt, że różnego rodzaju seks-skandale wybuchały bardzo rzadko, Google postawiło na te drugie rozwiązanie, chcąc jednocześnie uniknąć rozgłosu oraz burzy wokół zasłużonej dla rozwoju firmy osoby. Styl, w jakim to zrobiono, pokazuje jednak, że Rubin nie został za swój występek ukarany – on wręcz dostał za niego… nagrodę.
Okazało się bowiem, że Larry Page zawarł z Andym Rubinem porozumienie, na mocy którego dostał on odszkodowanie w wysokości aż 90 milionów dolarów, płatne w transzach po 2 miliony dolarów co miesiąc przez cztery kolejne lata. Ostatnia transza ma wpłynąć na konto Rubina w przyszłym miesiącu. Jedynym zastrzeżeniem w stosunku do Rubina był fakt, iż nie zacznie on pracy dla bezpośredniej konkurencji dla Google – za taką bez wątpienia nie można uważać Essential, czyli producenta smartfonów o marginalnym znaczeniu dla struktury rynkowej tej branży.
Oczywiście wszystkim tym zarzutom zaprzecza rzecznik oskarżonego, Sam Singer, który utrzymuje, że Rubin odszedł z firmy w wybranym przez niego momencie oraz na jego warunkach. Szkopuł w tym, że dochodzenie dziennikarzy „NYT” przyniosło kolejne, już teraz niezbyt zaskakujące, fakty.
Otóż na przestrzeni ostatniej dekady firma odnotowała trzy przypadki seksualnego wykorzystania pracowników, a w każdym z nich chodziło o osoby znajdujące się stosunkowo wysoko w hierarchii firmy. W przypadku jednej z nich postąpiono podobnie, jak z Andym Rubinem, czyli wypłacono sowite odszkodowanie i pożegnano się z tą osobą bez zbędnego rozgłosu, natomiast w ostatnim wypadku dokonano przeniesienia na inne, równie eksponowane stanowisko. Jakiekolwiek oskarżenia spowito natomiast zasłoną milczenia, skutecznie chroniącą interesy Google przez następne lata, aż do teraz.
Jak donoszą pracownicy Google, to jednak nie pierwsza przygoda seksualna Andy’ego Rubina na przestrzeni ostatnich lat. „Twórca Androida” był bowiem żonaty z kobietą, którą poznał w Google, a w 2011 roku dopuścił się zdrady z kobietą, która należała do teamu rozwijającego system Android, z kolei rok później romansował z dwoma innymi podwładnymi jego zespołu. Rie Rubin, była żona Andy’ego, we wniosku rozwodowym przyznała, że jej eks-mąż dopuścił się wielu zdrad z różnymi kobietami. Para ostatecznie rozwiodła się w sierpniu, ale niesmak niestety pozostał.
Zapewne zapytacie, dlaczego sprawa wyszła na jaw dopiero w 2014 roku, i to pod jego koniec? W opóźnianiu działania pokrzywdzonej kobiety maczał palce oczywiście sam Rubin, który przekonywał, że jakiekolwiek informacje w tym temacie mogą zatrzymać jej karierę. Finalnie jednak sprawa wyszła na jaw, choć tylko na najwyższych szczeblach Google.
Niestety na przestrzeni ostatnich lat Andy Rubin czuł się nie tylko w pełni bezkarnie, ale także nie musiał martwić się o swoją finansową przyszłość – był bowiem jednym z najsowiciej nagradzanych i premiowanych pracowników giganta. Jeśli nie wiecie, na co szły prowizje z Waszych zakupów w Sklepie Play i gdzie podziewały się zyski ze sprzedaży smartfonów Google Pixel, to śpieszę z wyjaśnieniem. W 2011 roku Rubin został zaprzysiężony na stanowisku starszego wiceprezydenta koncernu – z tego tytułu otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 20 milionów dolarów rocznie.
Dodatkowo w 2012 roku otrzymał on 14 milionów dolarów pożyczki na zaledwie 1 procent w celu zakupienia luksusowej posiadłości na wybrzeżu Japonii. W 2013 roku, po przyjściu obecnego szefa Google, Sundara Pichai, który objął pieczę nad połączonymi dywizjami Androida i Google Chrome, Rubin otrzymał jednorazowy bonus od wartości giełdowej spółki w wysokości 40 milionów dolarów, a także dodatkowe dwie transze na łączną kwotę 72 milionów „zielonych” z tego samego tytułu, płatnych na przestrzeni dwóch lat.
Gdyby tego było mało, fascynacją wiceprezydenta Google była robotyka – w tym celu, w ciągu zaledwie 6 miesięcy, nabył on na własność Google aż osiem firm specjalizujących się w tej tematyce na łączną sumę 90 milionów dolarów: oczywiście znakomita większość z nich okazała się solidnym niewypałem i niezbyt przyczyniła się do rozwoju tej gałęzi Google.
Idealnym podsumowaniem tego, jak pięknie Google napychało kabzę Rubina, był bonus w wysokości 150 milionów dolarów przyznany przez zarząd spółki znów jako procent od wartości giełdowej firmy. Jak stwierdził wówczas Larry Page, Rubin nigdy nie był wystarczająco wynagrodzony za wkład w rozwój koncernu, a ta suma wydaje się jak najbardziej odzwierciedlająca jego zasługi. Dziwnym trafem ani główny zainteresowany, ani członkowie rady nadzorczej, którzy przyklepali tę transzę, odmawiają jakiegokolwiek komentarza.
Bulwersujący jest także fakt, że Google po rozstaniu z Rubinem wspierało finansowo jego fundusz venture capital o nazwie Playground Ventures, a także zgodziło się na odroczenie spłaty kredytu zaciągniętego na zakup japońskiej posiadłości. Robiono to nawet mimo tego, że Rubin, jak napisał w jednym z maili do swojej kochanki, stwierdził, że „posiadanie kobiety jest jak utrzymywanie posiadłości, którą może wypożyczyć w każdej chwili innym osobom„. Niesmaczne, po prostu niesmaczne.
Reakcja Google na oskarżenia była oczywiście natychmiastowa – Sundar Pichai i jego zastępczyni, Eileen Noughton zapewnili, że każdy przypadek seksualnego nadużycia jest przez nich dociekliwie badany i weryfikowany, a osoby winne zarzucanych im czynów wyrzucane na bruk. Według statystyk prowadzonych przez Google w ciągu ostatnich dwóch lat z pracą z powodu seksualnych igraszek pożegnało się aż 48 osób i żadna z nich nie otrzymała jakiejkolwiek odprawy, a już z pewnością tak sowitej, jak Rubin.
Możemy być jednak pewni, że ta sprawa z pewnością nie skończy się zwykłym oświadczeniem. Tak naprawdę Andy Rubin jest tylko dodatkiem do całości – ten legendarny „ojciec Androida” został doszczętnie skompromitowany, a jego reputacja po prostu sięgnęła bruku.
Nieudany eksperyment z Essential to tylko przygrywka do całości, bo okazuje się, że Rubin zdążył zapewnić sobie naprawdę wygodny byt, mogąc pozwolić sobie nawet na takie fanaberie, jak stworzenie własnej firmy produkującej smartfony, bo taka rozrywka do tanich z pewnością nie należy. Tak czy owak ten gość zdecydowanie ma za co pożyć, a jego emerytura z pewnością nie będzie należała do najsmutniejszych i najbiedniejszych. Jedyne, co teraz zapewne pozostanie, to obrona w sądzie, ale zapewne z takimi funduszami spokojnie uda mu się ominąć zakład penitencjarny.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja Google – widzę tutaj podstawy do „afery Harvey’a Weinsteina bis”, oczywiście na miarę światka technologicznego. Kompromitujące jest bowiem to, że firma, która na każdym kroku podkreśla szereg różnorodnych wartości, ukrywała przed światem rzeczy absolutnie skandalizujące i zakrawające na patologię. To nie były pojedyncze przypadki – jasne, na tysiące zatrudnionych osób zawsze trafią się dewianci i seksualni frustraci, ale ukrywanie takich oskarżeń i tuszowanie ich milionowymi premiami brzmi tak nieprawdopodobnie, że aż ciężko w to uwierzyć.
Najgorsze dla Google jest to, że zamieszani w tę aferę są nie tylko byli, ale i obecni pracownicy oraz włodarze Google. Larry Page co prawda nie jest już prezesem Google, ale za to stał się właścicielem firmy Alphabet, a więc spółki-matki Google, więc mamy do czynienia z jeszcze większym kalibrem. Trudno też uwierzyć, by o całej sprawie nie wiedział Sundar Pichai, a więc obecny CEO koncernu z Mountain View, który z pewnością był doskonale poinformowany o finansowych koneksjach firmy z Andym Rubinem, dając na to pełne przyzwolenie.
I tak oto dożyliśmy czasów, gdy wielkie legendy kończą swoją karierę w naprawdę katastrofalny sposób, na dodatek odsłaniający ich prawdziwą naturę. A Google ma się czym martwić i wcale nie zdziwi mnie, gdy sprawa Rubina stanie się dopiero początkiem prawdziwej lawiny historii, które skompromitują i tak już mocno nadszarpniętą reputację jednego z największych koncernów technologicznych w historii.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Klienci PKO BP po raz kolejni są wprowadzani w błąd. To z kolei może prowadzić…
Messenger zostaje wyposażony w przydatne nowości – jakość HD w połączeniach, pocztę głosową, tła AI…
Nowego Xiaomi pokochasz za pojemną baterię i wysoką wydajność. Xiaomi Redmi Turbo 4 ujawnił część…
Ta gra to interaktywny film, który stał się niemałym hitem w oczach krytyków i graczy.…
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…