Gamepad do smartfona wydaje się interesującym pomysłem. I faktycznie, jak pokazuje GameSir G5, potencjał jest, choć nie udało się uniknąć kilku błędów…
Nie ma co polemizować ze stwierdzeniem, że w niektórych gatunkach gier korzystanie z dotykowego ekranu jest niezbyt wygodne. Dotyczy to głównie FPS-ów czy gier akcji, ale znacznie lepiej gra się na padzie także w różnorodne ścigałki czy zręcznościówki. Pole do popisu jest więc spore.
Idea gamepada dedykowanego smartfonom nie jest nowa, ale wciąż pozostaje mało popularna. Usilnie próbuje to zmienić azjatycka firma GameSir, której najnowszy sprzęt – gamepad G5 – trafił do naszych rąk.
GameSir G5 kosztuje obecnie nieco ponad 300 zł – znajdziecie go między innymi na Ceneo i na Allegro.
Wideo recenzja GameSir G5
Więcej recenzji i przeglądów najciekawszych gier na Androida znajdziecie na naszym kanale na YouTube.
GameSir G5 – specyfikacja
- Liczba przycisków: 33;
- Obsługiwane platformy: iOS, Android;
- Waga: 240 gramów;
- Bateria: 800 mAh, 18 godzin pracy;
- Łączność: Bluetooth.
Jakość wykonania na piątkę
Do wykonania GameSir G5 trudno jest mieć zastrzeżenia. To solidna konstrukcja, posiadająca wiele przydatnych, w pełni programowalnych przycisków. Jest popularny grzybek, jest krzyżak, na wyposażeniu znajdziemy także dotykowy panel po prawej stronie wraz z czterema przyciskami nań umieszczonymi.
Oprócz tego jest aż 8 przycisków funkcyjnych obok, przyciski „Start” i „Select”, a także przycisk uruchamiający kursor pojawiający się na ekranie. Do tego klawisz włączający kontroler, przycisk „Mode” oraz jeszcze jeden odpowiadający za wskazywanie stanu baterii. To nie koniec.
Na górnej krawędzi gamepada znajdziemy bowiem sześć kolejnych przycisków, tzw. bumperów, z kolei na tylnej części pada – kolejne dwa triggery. W sumie mamy tutaj więc aż 33 klawisze. Naprawdę sporo.
Z jednej strony, dzięki temu urządzenie daje naprawdę spore możliwości w zakresie programowania przycisków, z drugiej strony momentami ma się wrażenie, że cała konstrukcja jest odrobinę przeładowana. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że w ofercie Google Play znajdziemy mnóstwo różnorodnych gier, a każdy gracz preferuje odmienny styl zabawy, takie podejście do sprawy można zrozumieć.
Telefon umieszczamy w specjalnym uchwycie o rozstawie łapek 85 mm – bez problemu zmieścimy więc zdecydowaną większość smartfonów dostępnych na rynku. Uchwyt jest odginany w dwóch stopniach, więc możemy go zarówno wyprostować, jak i pochylić pod kątem.
Ciekawostką jest fakt, że po zsunięciu jednej z rączek naszym oczom ukazuje się port USB, który pozwala na podłączenie klawiatury i myszy do pada i korzystanie ze smartfona jak z komputera. Rozwiązanie niezbyt intuicyjne, ale plus za to, że jest.
Najważniejsze jest to, że całość jest daleka od poziomu tandety – gamepad został wykonany z wysokiej jakości materiałów, a przyciski posłużą przez długi czas. I dobrze, bo za 350 złotych zdecydowanie trzeba tego wymagać.
Bateria pozwoli na 20 godzin zabawy
Cieszy zastosowanie naprawdę sensownego akumulatorka o pojemności 800 mAh, który powinien wystarczyć nam na blisko 20 godzin zabawy. To sporo, a dodatkowo gamepad dobrze radzi sobie z oszczędzaniem energii – już po dwóch minutach braku użytkowania kontrolera ulega samoczynnemu wyłączeniu, a proces przywracania do pracy trwa zaledwie kilka sekund.
Na szczęście nie ma także problemów z łącznością za pośrednictwem protokołu Bluetooth – ta jest szybka i naprawdę bezproblemowa.
Gramy! I tu pojawia się problem
Od strony technicznej GameSir G5 trudno zarzucić większe niedociągnięcia – kontroler do gier ma być jednak nie tylko ładny, ale i przede wszystkim użyteczny, a z tym są niestety bardzo duże kłopoty. Na tyle duże, że w znakomitej większości przypadków po prostu oznaczają rezygnację z zabawy, bo zwyczajnie szkoda zachodu.
Zabawa rozpoczyna się już w momencie instalacji aplikacji dedykowanej padowi – zwie się GameSir World App i próżno szukać jej w Google Play. Znajdziemy ją za to na stronie producenta. Co więcej, jej instalacja jest niezwykle problematyczna – wiąże się bowiem ze zmienianiem ustawień przeglądarki, z której pobieramy plik, a także udzielaniem wielu zgód i pozwoleń na wykorzystanie poszczególnych funkcji smartfona, co raczej nie może się podobać. Niezbyt ciekawa jest także konieczność umieszczania aplikacji nad innymi, co powoduje ciągłe wyświetlanie jej w pasku powiadomień. Mocno to skomplikowane i nie mniej podejrzane.
Jeśli już przebrniemy przez cały proces, samo łączenie pada z aplikacją nie jest specjalnie skomplikowane. Dużo trudniejsze jest natomiast uruchamianie gier – o ile w przypadku Androida wystarczy jedynie wybranie poprzednio pobranych produkcji i dodanie do bazy aplikacji, tak posiadacze smartfonów na iOS zapłaczą nad koniecznością pobrania dodatkowego emulatora i przeszukiwania bazy gier z poziomu tego mocno nieintuicyjnego programiku. Utrudnianie życia graczowi – level hard.
Wisienką na torcie jest fakt, że uruchomienie każdej gry wiąże się z koniecznością stworzenia własnego profilu klawiszy, których będziemy używać w trakcie zabawy. Polega to na tym, że nanosimy malutkie ikonki odpowiadające za poszczególne przyciski na elementy interfejsu, które normalnie wykorzystujemy w trakcie rozgrywki z wykorzystaniem ekranu dotykowego.
Nie ma co ukrywać – to jest tak niewygodne, że większość graczy zapewne zrezygnuje z tego zadania po dwóch minutach. Ułożenie ikonek w odpowiednim miejscu trwa wieki, a na dodatek każde wyjście do menu czy też pojawienie się dodatkowego okienka dialogowego sprawia, że i tak musimy korzystać z ekranu dotykowego.
Teoretycznie sporym uproszczeniem byłyby predefiniowane profile klawiszy, którymi tak bardzo chwali się producent na swojej stronie internetowej. Szkopuł w tym, że zostały one stworzone tylko i wyłącznie do… sześciu gier. Tak, nie do sześciuset czy do sześciu tysięcy – do SZEŚCIU gier. A co jeszcze ciekawsze, predefiniowane ustawienia i tak trzeba poprawiać, bo ze względu na różne rozmiary ekranów nie zawsze trafiają one w odpowiednie elementy interfejsu.
Te sześć produkcji, o których wspominałem, to niestety gry popularne zwłaszcza w Chinach – z tego też powodu w niektórych z nich zamiast chociażby angielskiego menu przebijamy się przez tony krzaczków. Są to gry głównie reprezentujące gatunek MOBA oraz battle royale, a że klonów gier tego typu w Azji nie brakuje, to nie oczekujcie, że pogracie sobie w PUBG czy Fortnite. Znaczy się – pogracie, ale jak ściągniecie chińskie wersje tych tytułów, bo europejskie edycje tych hitów wyłączają się od razu po wykryciu pada.
Czy warto kupić GameSir G5? Na ten moment raczej nie
Wygląda na to, że fajny pomysł poległ w realizacji. I nie, nie dlatego, że GameSir G5 to słaby czy źle wykonany pad, bo jest dokładnie na odwrót. Ale co z tego, skoro granie mobilne po prostu nie jest na tę chwilę gotowe na korzystanie z akcesoriów znanych z pecetów czy konsol. Dopóki gry nie będą przystosowane do zewnętrznych kontrolerów, dopóty kupowanie padów będzie pozbawione większego sensu.
Niemniej, trzeba też wyraźnie podkreślić, że ekipa stojąca za stworzeniem kontrolera GameSir G5 popełniła kilka istotnych błędów. Mały katalog oficjalnie wspieranych gier, nieintuicyjna aplikacja wymagająca wielu (raczej niepotrzebnych) uprawnień i zmian w ustawieniach smartfona skutecznie zniechęca do używania pada. Niestety, bo jak wspominałem we wstępie, potencjał tkwiący w tym urządzeniu jest spory. Może z czasem uda się go lepiej wykorzystać.
Ceny GameSir G5
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.