Trzon wydajności smartfona tworzy popularna jednostka Qualcomm Snapdragon 660, czyli układ wyposażony w ośmiordzeniowy procesor oparty na rdzeniach Kryo 260, które rozpędzają się do maksymalnie 1,96 GHz. Całość wykonano w procesie litograficznym 14 nm i wzbogacono o układ graficzny Adreno 512. Do pomocy procesor otrzymał aż 6 GB pamięci RAM.
To solidne podstawy do szybkiego działania, które najnowszy ZenFone Max Pro wykorzystuje w więcej niż stu procentach. Wydajność podczas codziennych czynności jest świetna, a korzystanie z wielu aplikacji to dla podzespołów średniaka chleb powszedni. Smartfon jest odpowiednio szybki także podczas wymagających gier, dlatego fani nowszych tytułów nie będą mieli powodów do narzekania.
Przycięcia nie zdarzają się nawet sporadycznie i nie wywołuje ich uruchamianie i działanie na wielu programach jednocześnie. Średniak umiejętnie zarządza pamięcią operacyjną, dlatego nie zdarzają mu się zadyszki i próby złapania oddechu. Warto nadmienić także wzorową szybkość podczas wywoływania aplikacji z pamięci podręcznej.
Krótko mówiąc: wszystko działa tak, jak powinno.
Testy syntetyczne wykazują niewielkie braki w stosunku do niektórych konkurentów z tym samym procesorem ze względu na obniżenie jego taktowania do 1,96 GHz (zamiast 2,2 GHz), jednak wątpię, aby różnice w liczbach miały duży wpływ na realne działanie. Korzystając z tajwańskiego średniaka po przesiadce z droższego modelu, nie odczułem przerażającego spadku szybkości i frustracji – wręcz przeciwnie, ZenFone Max Pro M2 zaskoczył mnie jak najbardziej na plus.
Układ chłodzący urządzenie radzi sobie przyzwoicie, dlatego przez cały okres użytkowania plastikowa obudowa rozgrzewa się tylko do pewnego stopnia i nie można jej nazwać gorącą.
Aparat fotograficzny średniaka jest podwójny i wykorzystuje możliwości jednostki Sony IMX486 o rozdzielczości 12 MP, ogniskowej 27 mm, przysłonie f/1.8 oraz pikselach w rozmiarze 1.25 µm. Drugie oczko otrzymało rozdzielczość 5 MP i służy do zbierania informacji o głębi fotografowanej scenerii.
Na pokładzie znalazły się ponadto: dioda LED, autofokus z detekcją fazy oraz elektroniczna stabilizacja obrazu (EIS), która ma za zadanie utrzymywać w ryzach ujęcia nagrywane za pomocą wszystkich obiektywów, jednak automatycznie wyłącza się podczas rejestrowania filmów w rozdzielczości 4K.
Aplikacja do obsługi aparatu nie jest może najbardziej intuicyjna, natomiast zawiera wszystkie najpotrzebniejsze funkcje. Na górnej belce znalazły się tryby: automatyczny, profesjonalny, HDR, sportowy oraz nocny, a ponadto tryby upiększania oraz efektu rozmazywania tła, kontrola diody LED i ikona ustawień.
Dolną część menu tworzą skrót do Zdjęć Google, przełącznik trybu czarno-białego, sepii etc. oraz przyciski do zamiany aparatów i przejścia do nagrywania. Krótko mówiąc, korzystanie z aparatu nie sprawia większych trudności.
>> ZOBACZ ZDJĘCIA W PEŁNEJ ROZDZIELCZOŚCI
Jakość zdjęć rejestrowanych podczas dobrych warunków oświetleniowych stoi na wysokim poziomie. Fotografie są szczegółowe, posiadają szeroki zakres tonalny, ale przede wszystkim są naturalnie nasycone – w tym wypadku aparat nie przegina z natężeniem barw, a nawet zdarza mu się wykonać zdjęcie z nieco zbyt zimnymi kolorami.
Aparat nieźle operuje otwartymi przestrzeniami i potrafi zarejestrować odległe obiekty z wystarczającą liczbą detali, nie mając przy tym tendencji do prześwietleń – te z kolei zdarzają się, kiedy fotografujemy bliski plan w bardzo jasnym otoczeniu. W zamkniętych pomieszczeniach średniak nie ma się czego wstydzić i wykonuje solidnie wyglądające ujęcia.
Nie mogę mieć także zarzutów do pomiaru ostrości, który jest dokonywany odpowiednio szybko nawet w nocy oraz podczas kręcenia ujęć z dalekich planów. Rzadko musiałem ręcznie wskazywać, jaki obiekt ma znaleźć się w polu ostrości.
Wspominając o dodatkowych cechach, tryb HDR działa szczątkowo i ogranicza się do podniesienia jasności, tryb bokeh dość dokładnie rozmywa i radzi sobie podczas fotografowania tylnym obiektywem, a chwalone możliwości AI (Sztucznej Inteligencji) ujawniają się najczęściej podczas edycji gotowego zdjęcia – smartfon proponuje wtedy dopracowanie oświetlenia, a efekty tego zabiegu są zadowalające.
Czego zabrakło najbardziej? Przede wszystkim obiektywu szerokokątnego oraz optycznej stabilizacji obrazu. Dodałbym jeszcze bardziej funkcjonalny tryb nocny, ale o nim przeczytacie poniżej.
W ciemniejszych warunkach oświetleniowych aparat radzi sobie gorzej, co nie powinno zaskoczyć posiadaczy smartfonów ze średniej półki. Jednostka nie zawsze jest w stanie zebrać dostatecznej ilości światła, dlatego na większości fotek znajdziemy więcej szumów i gorsze odwzorowanie obiektów. Mało pomocny okazuje się także tryb nocny, którego działanie polega wyłącznie na oziębieniu kolorów i zmniejszeniu ich natężenia – po jego włączeniu średniak nie rejestruje bardziej szczegółowych zdjęć.
Aparat do selfie ma rozdzielczość 13 MP i przysłonę f/2.0, a także dedykowaną diodę LED, która pomaga doświetlić twarz w niekorzystnych warunkach. Ponadto, producent oferuje efekt rozmywania tła oraz identyczne tryby pobrane z tylnych obiektywów. Efekty pracy kamerki są przyjemne dla oka i powinny zadowolić większość maniaKów tego typu zdjęć.
ASUS ZenFone Max Pro M2 potrafi nagrywać filmy w rozdzielczości 4K oraz Full HD przy 30 kl/s. Ich jakość możecie ocenić na poniższych materiałach, natomiast pozwolę sobie powiedzieć o niej dwa zdania.
Średniak może pochwalić się solidnie wyglądającymi ujęciami w najwyższej, dostępnej jakości. Filmy w 4K nie tracą, ani nie zmieniają natężenia kolorów – to sporadycznie zdarza się jakości Full HD podczas nagrań w ruchu, a także cechują odpowiednią dynamiką, szczegółowością oraz przyjemnymi kolorami.
Rozdzielczość Full HD także gwarantuje filmy w niezłej jakości, choć tylko w 30 kl/s, czyli dwukrotnie mniej od części konkurentów. Oprócz wspomnianych problemów z utrzymaniem kolorystki, trudno im jednak cokolwiek zarzucić.
Warto wspomnieć, że poza nagrywaniem model nie oferuje żadnych dodatkowych funkcji – udostępnia tylko elektroniczną stabilizację obrazu (EIS), która działa w rozdzielczościach HD i Full HD, ale automatycznie wyłączy się po przełączeniu na 4K.
Najmocniejszą cechą najnowszego ZenFone’a Max Pro M2 jest akumulator o niebagatelnej pojemności 5000 mAh, która wprawdzie nie zwiększyła swojej objętości w porównaniu do poprzednika, ale mimo to wciąż oferuje ponadprzeciętny czas pracy na jednym ładowaniu.
Pod tysiącami miliamperogodzin kryją się co najmniej dwa dni ciągłego użytkowania smartfona, które przy bardziej świadomym podejściu i włączeniu trybu oszczędzania energii możemy wydłużyć do trzech dni w jednym cyklu.
Podczas moich testów ładowarka była potrzebna średnio co dwa dni, natomiast nigdy nie zdarzyło się, aby smartfon domagał się dodatkowej energii w ciągu pierwszego dnia po uzupełnieniu energii. Baterię o tej pojemności naprawdę trudno zmęczyć, chociaż wydaje mi się, że całodzienne granie mogłoby „dać jej w kość”.
Powtarzalny i stosunkowo łatwy do uzyskania wynik to 10-11 godzin SoT przy jednoczesnym korzystaniu z łączności Wi-Fi. Po przełączeniu na internet z sieci komórkowej czas ten skraca się o około 2-3 godziny.
Energię tak wielkiego ogniwa uzupełnimy za pomocą ładowarki o mocy 10 W podłączonej do portu microUSB, co przekłada się na 80% odzyskanej pojemności w 2 godziny. To niezadowalający wynik i szkoda, że producent nie postanowił zaoferować szybszego standardu ładowania.
Akumulatora nie naładujemy także bezprzewodowo, natomiast nawet ta wada nie przekreśla zalet tak wydajnego ogniwa. ZenFone Max Pro M2 to energetyczny tytan, którego nie będziemy obawiać się zabrać na nawet długie wycieczki.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…