Xiaomi do tej pory było znane z oferowania niesamowicie niskiej marży na swoje smartfony, która wynosiła ledwie 5%. Teraz ma się to zmienić i mam wrażenie, że nie tylko nie jest to dobra decyzja, ale przede wszystkim – to nie jest w stylu Chińczyków, którzy zdołali już wywrócić branżę do góry nogami.
Wczorajsza prezentacja Redmi Note 7 i Mi 9 pokazała, że Xiaomi potrafi coś, do czego konkurencja zbytnio skłonna nie jest. Oferowanie sprzętów w cenie, o której konkurencja może pomarzyć to coś, co – można kolokwialnie rzec – wrosło w krajobraz światowej branży mobilnej właśnie z powodu tego chińskiego producenta.
Dynamika wzrostu Xiaomi, które zaciekle goni Apple, a za jakiś czas zapewne doszlusuje do Huawei to właśnie zasługa niesamowicie agresywnej i bardzo przemyślanej polityki cenowej oraz metodycznej ekspansji o kolejne rynki, na których obecność jest zaznaczana w odpowiednio zaplanowany sposób.
Xiaomi pozamiatało konkurencję, by zarobić jeszcze więcej?
Nie da się jednak ukryć, że Xiaomi – oprócz dobrej jakości oferowanych urządzeń – zdobywa rynek przede wszystkim ceną, która jest efektem piekielnie niskiej marży jak na standardy całej branży. Oczywiście żadna inna firma nie chwali się tym współczynnikiem publicznie, ale wystarczy przecież krótki rzut oka i szybkie porównanie cen smartfonów opartych na tych samych podzespołach by stwierdzić, że to właśnie Xiaomi bije na głowę konkurencję i stwierdzenia szefa tego koncernu, Lei Juna, mówiące o zaledwie 5% marży, mogą mieć wiele wspólnego z prawdą.
Tym bardziej więc można obawiać się konsekwencji najnowszej decyzji, jaką jest podniesienie zarobków ze sprzedaży smartfonów, co zamierza uskutecznić zarząd spółki. Na razie ta decyzja ma dotyczyć tylko i wyłącznie sprzętów z linii premium, a więc przedstawicieli linii Mi, ale przecież wszyscy doskonale wiemy, że to tylko przygrywka i z czasem Chińczycy podniosą cenniki także innych urządzeń mobilnych.
Takie są prawa rynku, który działa jak koło zamachowe i jedna decyzja napędza drugą, a rosnące wpływy na konto powodują, że chęć jeszcze większego zazielenienia „zielonych tabelek” staje się coraz większa. Nieprzypadkowo przecież stare rynkowe prawidło mówi, że „bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni – coraz biedniejsi”. Ot, współczesny kapitalizm, ale i nagroda za upór, pomysłowość i przedsiębiorczość (lub kara za brak tych cech).
Podwyżka marży? Niepotrzebna
Tak czy owak – Damian zwraca uwagę, że decyzja o podniesieniu marży (a więc w efekcie także i cen) nie jest decyzją jednoznacznie złą. Ja również tak nie uważam, ale za to twierdzą, że jest decyzją – w tych warunkach rynkowych – zupełnie niepotrzebną. Choć zabrzmi to dziwnie, Xiaomi wciąż jest firmą na dorobku, która z perspektywy wielkiej czwórki (nie liczę tutaj Oppo, które mocno wyhamowało z rozwojem) nadal ma najwięcej do zyskania.
Chińczycy mają jeszcze do zbadania największy rynek na świecie (USA), który przed Apple, Samsungiem czy Huawei już dawno stoi otworem. No, w obliczu ostatnich wydarzeń na linii Chiny-USA sytuacja tego ostatniego koncernu w tym aspekcie nie jest taka oczywista, ale nadal jest to firma, która zdołała już dogłębnie spenetrować Amerykę pod względem biznesowym.
Xiaomi jest też w zupełnie innym stadium rozwoju w porównaniu do innego chińskiego molocha, czyli wspomnianego Huawei. Podczas gdy o tych pierwszych jeszcze nikt nie słyszał, drudzy na całym świecie sprzedawali modemy i osprzęt do internetu, tworząc sobie sieć dystrybucji produktów na całym świecie i u operatorów, co pozwoliło z marszu wejść na rynek smartfonów i wykorzystać doświadczenia sprzedażowe. Mam wrażenie, że Xiaomi, chcąc rewolucjonizować rynek mobilny, jednocześnie wciąż uczy się zasad nim rządzących. No i wygląda na to, że właśnie powoli przyswaja sobie tą podstawową, mówiącą o maksymalizacji zysku.
Decyzja, która może być Xiaomi nie na rękę
W obliczu takiego stanu rzeczy wydaje mi się, że podnoszenie cen jest kwestią, która może być nie na rękę samemu Xiaomi. Choć nie sądzę, by podwyżki były ogromne i uderzały z całą stanowczością w portfele klientów, to z pewnością możemy się spodziewać, że Mi 9 będzie ostatnim tak tanim flagowcem. To może odbić się echem w kontekście wizerunku firmy, ale przede wszystkim wcale nie musi oznaczać znacznego zwiększenia dochodów. Można bowiem zakładać, że podwyżki cen odwiodą od planów zakupu nowych modeli część klientów – to z kolei zmniejszy wolumen sprzedaży, który może zostać zrównoważony przez wyższe ceny, ale… wcale nie musi.
Wydaje się, że dobrym pomysłem mogłoby być wstrzymanie tego trendu i skorzystanie z efektu skali, który w przypadku tak świetnie wycenionych modeli zaprezentowanych wczoraj przez Xiaomi z pewnością będzie doskonale widoczny. Oczywiście ciężko filozofować na temat finansów firmy nie mając wglądu do oficjalnych statystyk, ale mam przeczucie, że sprzedaż większej ilości smartfonów po mniejszej cenie, biorąc pod uwagę dynamiczny rozwój marki, mogłaby dać podobny efekt do zaopatrzenia rynku w mniejszą liczbę urządzeń, choć w większej cenie. A już z pewnością ten pierwszy wariant byłby bardziej efektowny pod względem marketingowym – w końcu nic nie skupia zainteresowania tak, jak niskie ceny, konkurencyjne w stosunku do produktów innych producentów.
Czas pokaże, czy nowa strategia Xiaomi będzie skuteczna. Osobiście mam wrażenie, że w ostatnich działaniach Xiaomi jest trochę niekonsekwencji – z jednej strony zapowiedź wyższej marży, z drugiej strony zaś smartfony, które swoją ceną zmiatają konkurencję z rynku.
Inna sprawa, że dywagacja nad tą kwestią jest bardzo miłą odmianą od rozważań na temat sprzętów za 7 tysięcy złotych i tym, za jak długo za urządzenie mobilne zapłacimy 10 tysięcy.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.