Aparat w tej cenie jest przeciętny, a po zmroku – kiepski
Aparat w Motoroli G7 Play, jak można było się spodziewać po cenie, jest tylko pojedynczy. Matryca ma rozdzielczość 13 megapikseli, obiektyw ze światłem f/2.0 i PDAF. Nie miałem wobec niego szczególnych oczekiwań i niestety okazało się, że miałem rację.
Kiedy światła jest dużo, za pomocą Moto G7 Play można zrobić przyjemnie wyglądającą fotkę. Na plus zaliczam nieźle działający autofokus, który gubi się jedynie przy poruszających się szybciej obiektach. Lepsza mogłaby być rozpiętość tonalna, a jak na mój gust zdjęcia mają trochę zbyt zimną kolorystykę – to można jednak bez problemu szybko załatwić w najprostszej postprodukcji.
Link do zdjęć w pełnej rozdzielczości
Im dalej w las (czyli mniej światła), tym efekty pracy matrycy są gorsze. Przy ulicznym świetle i wewnątrz pomieszczeń balans bieli szaleje, zdjęcia wychodzą zażółcone, a dookoła mocnych źródeł światła widoczne są aureole. Krótko mówiąc – to nie jest smartfon do fotografowania po zmroku, ale też nikt nie oczekiwał tego za 650 złotych.
W kwestii nagrywania wideo, mamy do czynienia z niespodzianką. Motorola potrafi rejestrować je nawet w 4K, ale stabilizacja wtedy w zasadzie nie istnieje. Przy FullHD i 30 klatkach na sekundę jest lepiej, ale tylko nieznacznie. Muszę też przyznać, że dźwięk jest tragiczny – cichy, a szumy są słyszalne nawet podczas nagrywania w pomieszczeniach. Kolory są lekko sprane, a szczegółowość też nie powala. Jeśli nagrywasz sporo filmów, to G7 Play zdecydowanie nie jest dla Ciebie.
Na froncie znalazło się miejsce dla 8-megapikselowego aparatu do selfie. Samopstryki mają dwie twarze, ale żadna z nich nie jest piękna. W dzień jest co najwyżej akceptowalnie, a po zmroku nie widać w zasadzie nic. Konkluzja jest prosta – aparat to jedna z najsłabszych stron Motoroli G7 Play.
Bateria wypada zaskakująco pozytywnie
Skoro aparat kuleje, to może w kwestii baterii będzie lepiej? Na papierze wszystko zapowiadało się dobrze. Akumulator ma pojemność 3000 mAh, co przy energooszczędnym Snapdragonie 632 i stosunkowo niewielkim ekranie 5.7 cala dawało nadzieję na niezły czas pracy z dala od gniazdka.
I tak jest w istocie. Przy LTE bez problemu osiągałem 4 i pół do pięciu godzin na włączonym ekranie, a kiedy przez większość dnia byłem podłączony do WiFi, do SoT można było doliczyć dodatkową godzinę. Szukający doskonałej baterii powinni jednak zerknąć w stronę Motoroli Moto G7 Power, której ogniwo nie ma sobie równych nie tylko w budżetowej półce cenowej.
Gry
Czas ładowania
Na plus zaliczam szybkie ładowanie. Przy pomocy dołączone do zestawu sprzedażowego ładowarki, uzupełnienie energii od zera do pełna trwa około 100 minut. Nie ma też problemu z szybkim podładowaniem w ciągu dnia, choć niewielu użytkowników będzie tego potrzebować. Podsumowując, wydajność baterii to spory plus Moto G7 Play.
Niemal kompletne wyposażenie
Zerkając w specyfikację trudno nie odnieść wrażenia, że Motorola Moto G7 Play ma w zasadzie wszystko, czego można oczekiwać od budżetowego smartfona. Tradycyjnie zabrakło modułu do płatności zbliżeniowych, ale z uwagi na niską cenę urządzenia brak NFC można wybaczyć.
Motorola Moto G7 Play (podobnie jak znacznie droższa G7 Plus), nieco rozczarowała mnie pod kątem łączności. Jakość rozmów jest przeciętna, a rozmówcy czasami skarżyli się na słabą pracę mikrofonów. Podobnie jest z zasięgiem – w słabiej zurbanizowanych miejscach smartfon miał tendencję do gubienia łączności z siecią częściej, niż inne modele.
Lepiej jest w kontekście modułów łączności. Bluetooth w wersji 4.2 gwarantował stabilne połączenie z akcesoriami. Podobnie jak GPS – szybko łączył się z satelitą, a odwzorowanie pozycji było dokładne. Nawet jednak tutaj nie obyło się bez potknięć. O ile podpięcie do WiFi zawsze było szybkie i stabilne, tak funkcja routera działa po prostu słabo. Wszystkie podłączone urządzenia co jakiś czas gubiły połączenie.
Jak Motorola Moto G7 Play radzi sobie jako przenośny odtwarzacz muzyki? Jest dobrze, ale nic ponadto, czego spodziewałem się w tej cenie. Jest co prawda globalnie działający equalizer, ale oferuje kilka bardzo podstawowych ustawień. Z jakiegoś powodu nie jest to ten sam program, który chwaliłem w recenzji Motoroli Moto G7 Plus. Jak na mój gust na słuchawkach gra też minimalnie za cicho, ale na plus zaliczam za to obecność złącza jack.
Na koniec kilka słów o czytniku linii papilarnych. Ten dla odmiany działa bardzo dobrze, a sytuacje kiedy smartfon ponownie prosił mnie o przyłożenie palca zdarzają się sporadycznie – głównie wtedy, gdy był brudny lub wilgotny. Za biometrię zdecydowanie należy się mały plusik.
Czysty Android to dobry Android
Jeśli mieliście okazję zapoznać się z dowolną recenzją tegorocznych średniaków Motoroli, to prawdopodobnie niczym Was nie zaskoczę. Motorola Moto G7 Play pracuje naturalnie na najnowszej dostępnej wersji Androida, czyli 9.0 Pie. Standardowo już dla tego producenta wyposażono go w przydatne i łatwe w obsłudze gesty, które przez ostatnie lata polubiłem w smartfonach Moto. Mamy więc szybkie obrócenie telefonu nadgarstkiem, które włącza aplikację aparatu (a w samej aplikacji pozwala na przełączenie się pomiędzy przednim a tylnym modułem), czy potrząśnięcie telefonem w celu włączenia latarki.
Skoro to Android 9, to w ustawieniach znajdziesz opcję zastąpienia przycisków nawigacyjnych paskiem w dolnej części ekranu. Choć sam bardzo lubię obsługę gestami, to nie mogę powiedzieć, by pod względem wygody Moto G7 Play była idealna. Jest lepiej, niż w przypadku wspomnianej już Moto G7 Plus, ale sądzę, że ma to związek z mniejszymi wymiarami samego urządzenia.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.