Nieco ponad miesiąc temu fani Kingi Rusin dowiedzieli się z jej fejsbookowego profilu o zakończeniu kalifornijskiej podróży biznesowej i dacie powrotu do kraju. Problem w tym, że uważni obserwatorzy poznali również szczegóły jej karty kredytowej oraz pełne dane paszportowe. Wszystko przez brak pokory wobec siły mediów społecznościowych.
Paweł Kunz z bloga podróżniczego 2b3.in opublikował na swojej witrynie materiał obrazujący skalę zbyt swobodnego podejścia do mediów społecznościowych. Uściślając — do udostępnianych tam pozornie niewrażliwych informacji. Przedstawiona historia, która miała miejsce nieco ponad miesiąc, mimo swojej wagi, została jakby zapomniana, a szkoda. Autor wpisu chciałby zwrócić uwagę na pewne zjawisko i wiecie co? Warto w tym pomóc. Każdy, absolutnie każdy, nawet świadomy internauta może paść ofiarą własnej nieostrożności. Warto wiedzieć, czego się wystrzegać.
Fani Kingi Rusin wiedzą o niej więcej, niż powinni
Wszystko zaczęło się dokładnie 9 maja, kiedy na fejsbookowej stronie fanowskiej tytułowej celebrytki i biznesmenki pojawił się ciekawy post ze zdjęciem karty pokładowej linii Lufthansa. Dlaczego ciekawy? Otóż poza informacjami takimi jak termin powrotu do kraju, klasa podróży oraz dane imienne, w informacji zawarty był także kod graficzny.
Kod, jak kod — osobie udostępniającej rzeczony post nie przeszło przez myśl, że dostęp do „zakodowanych” tam informacji jest banalnie prosty. W zasadzie z zadaniem tym poradziłoby sobie nawet dziecko. O ile dziecko niespecjalnie interesowałyby dane tam zapisane, o tyle dorosły mógłby zrobić z nich „pożytek”.
Wystarczy skorzystać z narzędzia takiego jak Barcode Reader lub jemu podobnego i voilà, naszym oczom ukazuje się pakiet informacji. Nieco enigmatycznie zapisanych, ale jednak informacji. Poza nazwiskiem pasażera oraz danymi lotu i miejsca w samolocie, które były dostępne otwarcie w karcie podkładowej, z odkodowanej informacji możemy wyczytać coś jeszcze. Co konkretnie?
Szerokie spektrum dostępnych tam danych zadziwia. Wśród najistotniejszych znajdziemy pełne dane karty pokładowej, szczegóły połączeń (przyszłych i przeszłych) numer konta stałego klienta Lufthansy, dane osobowe oraz pełne dane paszportowe. Do czego mogłyby posłużyć informacje? Pole do działania dla cyberprzestępców, nawet żartownisiów, jest tutaj ogromne i rozciąga się od szczegółów rezerwacji (w tym jej anulowania), zmiany parametrów lotu, przez zakup przelotów, aż po wyłudzenia. Brzmi poważnie i zapewniam was — temat jest poważny i nie warto go lekceważyć.
Szybka akcja i spóźniona reakcja
Paweł, autor bloga, który zwrócił uwagę na całą historię, nie jest żartownisiem ani tym bardziej cyberprzestępcą. W zasadzie jest wzorowym obywatelem, który chciał pomóc zagubionej w mediach społecznościowych celebrytce lub osobie prowadzącej jej profil na FB. W tym celu skomentował on post zwracając uwagę na problem. Reakcja była dość niecodzienna, a konkretnie — nie było jej wcale. Nie rozumiem, jak można pokpić tak istotną kwestię i nie nadać jej priorytetu.
Bohater opowieści nie dał za wygraną i skontaktowania się z Kingą Rusin poprzez komunikator Messenger. Mało tego, dzięki uzyskanemu numerowi telefonu dziennikarki i celebrytki, wysłał do niej SMS-a. Co ciekawe, dyskusja w komentarzach pod pechowym postem trwała w najlepsze. Na szczęście ten po kilku godzinach zniknął. Nie chcę nawet myśleć o tym, ile osób uzyskało dostęp do rzeczonych danych. Za to powinna o tym pomyśleć sama Kinga Rusin lub osoba odpowiedzialna za udostępnienie karty pokładowej.
Zwykłe dziękuję czy niezwykłe dziękuję?
Wiecie, co jest w całej sprawie niesmaczne? Nie lekkomyślność w mediach społecznościowych, nie opieszałość w usunięciu informacji będącej przedmiotem wpisu. Zabrakło tutaj zwykłego słowa dziękuję. Może to tego typu gesty są „niezwykłe” i zarezerwowane dla spraw wyższej rangi?
Niestety, odpowiedzi nie będzie dane nam poznać, gdyż sama zainteresowana nie zareagowała na kontakt życzliwej osoby w jakikolwiek sposób. Jedynym działaniem było usunięcie posta. Niemniej, całą historię możemy potraktować jako ostrzeżenie.
Kto wie, może pozwoli to uniknąć przyszłych problemów niejednemu czytelnikowi.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.