Motorola potrafi pokazać genialne smartfony, jak serię Edge. Z drugiej strony czasem zaskakuje takimi potworkami, jak Motorola G Fast. Nie wiem, dlaczego wybrano taką nazwę, skoro „szybko” to można od niej najwyżej uciekać. Dobrze, że nigdy nie trafi do Polski.
Motorola G Fast to kolejny smartfon tego producenta, który sprawia, że cieszę się z miejsca swojego zamieszkania. Naprawdę cieszę się, że ten model pozostanie dostępny w USA, a w Europie możemy cieszyć się znacznie lepszym smartfonami. Nie wiem tylko, która dokładnie część jej specyfikacji jest „szybka”.
Telefon będzie okrojoną wersją Motoroli Moto G8, która jest okrojoną wersją Motoroli Moto G8 Power – proste, prawda?
Wygląd urządzenia jest oklepany jaka facjata każdego przeciwnika Bruce’a Lee, ale bardzo podoba mi się kolor. Wydaje mi się, że producenci częściej powinni sięgać po odcienie jasnej szarości – na szklanej obudowie odciski palców powinny nie być bardzo widoczne.
W środku znajdziemy Snapdragona 665 (dokładnie ten sam SoC, co we wspomnianych poprzednio modelach Motoroli) i… 3 GB RAM. Jeśli to producentowi kojarzy się z szybkością, to nie dziwię się, że na amerykańskim rynku iPhone SE 2020 za 400 dolarów jest uznawany za wzór. „Szybkość” z nazwy mogłaby jeszcze oznaczać, że na pokładzie jest ekran 90 Hz, ale oczywiście tak nie jest.
Producent chwali się, że smartfon przetrwa dwa dni normalnego użytkowania. Fajnie, to pewnie oznacza, że to ta sama bateria o pojemności 4000 mAh z Moto G8. Smartfon ma trzy aparaty z szerokim kątem i obiektywem do zdjęć makro.
Dobrze jest pomyśleć, że Motorola nie decyduje się na wprowadzanie słabszych wariantów swoich smartfonów do Europy i do Polski. Biorąc pod uwagę szeroką ofertę telefonów w Polsce, naprawdę doceniam, że dystrybutorzy podejmują takie decyzje.
Gdyby jeszcze Samsung uraczył nas flagowcami ze Snapdragonem, to moglibyśmy narzekać tylko na wysokie ceny.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.