Jak naciągnąć nas na wydanie pieniędzy na nowy model? Najlepiej podczas premiery obiecać, że wraz z aktualizacją stanie się znacznie lepszy. Następnym razem poczekaj, aż faktycznie to zrobi – i najlepiej kup go w promocji, bo pewnie zdąży już stanieć.
Znacie tę sytuację? Wielki producent prezentuje nowego smartfona podczas dedykowanego wydarzenia, a w którymś momencie opowiada, jakich to funkcji nie doda do niego w przyszłości. Mobilną branżę śledzę od lat i mam wrażenie, że jeszcze nigdy zapowiadana rewolucyjna funkcja nie była tak dobra, jak zapowiadano – a do tego niemal zawsze była opóźniona.
Sztandarowym przykładem jest Apple. Przy premierze iPhone’a 11 Pro Max obiecywano cuda, których dokona funkcja Deep Fusion. Być może niektórzy użytkownicy w to uwierzyli i kupili ten model ze względu na aparat. Nie twierdzę, że jest zły – przeciwnie, w swojej recenzji nie mogłem się go nachwalić i nadal mam go w TOP 5 najlepszych fotosmartfonów – co najmniej. Ale Deep Fusion zmieniło… w zasadzie nic.
Deep Fusion miało działać tak, że aparat (wyłącznie główny, więc funkcja działa również na iPhone’ie 11) wykonywał kilkanaście ujęć, analizował je i łączył w jedno ujęcie. Dzięki temu portrety miały zyskać na szczegółowości. Najlepsze miało być to, że użytkownik nawet nie zauważał, że tryb działa. Efekty? Różnice były minimalne, a obiecywano złote góry.
Kolejny przykład? Samsung Galaxy S20 Ultra. Pierwsze recenzje wyraźnie wskazywały, że autofokus lubi zgubić się w określonych scenariuszach. Wszystko miała naprawić aktualizacja, ale nie rozwiązała wszystkich problemów. Najlepiej obrazuje to fakt, że Galaxy Note 20 będzie miał dodatkowy obiektyw, żeby okiełznać 108 MP matrycę.
Wróćmy do Apple. Kolejną „dużą” nowością w aparacie ma być sensor LiDAR. W uproszczeniu to rozwinięcie idei ToF, czyli rozwiązania do dokładnego mapowania odległości fotografowanych obiektów od obiektywu. Efektem mogą być na przykład dobre portrety. Pytanie brzmi, czy iPhone 12 otrzyma nową funkcję w momencie debiutu, czy może ponownie zostanie udostępniona w przyszłości.
Popastwię się jeszcze raz nad producentem z Cupertino. MacBook Pro miał być genialny, ze względu na klawiaturę. Zastąpiono nią sprawdzoną i lubianą (również przeze mnie) metodę wprowadzania tekstu. W nowe klawisze stukało się jak w deskę, a po dłuższym użytkowaniu psuły się niemiłosiernie. Nowa generacja naprawiła problem, ale niektórzy zostali z niezbyt funkcjonalnym przyciskiem do papieru za naprawdę grubą kasę.
Następnym razem, kiedy po obejrzeniu premiery (albo przeczytaniu wpisu premierowego) dowiesz się, że nasz produkt jest obecnie świetny, ale po aktualizacji będzie jeszcze świetniejszy, to na tę aktualizację poczekaj. Radość z zakupu w przesprzedaży zna każdy, ale później można się mocno rozczarować. „Funkcja zostanie dodana w przyszłości” znaczy po prostu – „nie wyrobiliśmy się do premiery”.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.