Flagowce znacznie zdrożały – ot, truizm. Nie macie jednak wrażenia, że odkąd Samsung nie czuje na plecach oddechu Huawei i jego flagowców, to czuje się bezkarny? Samsung Galaxy Note 20 to najlepszy przykład – tak źle wycenionego flagowca nie było już od dawna.
Czy flagowce są warte takich pieniędzy?
Po obejrzeniu wczorajszego Samsung Unpacked przez dłuższy czas zastanawiałem się, jak można to skomentować. Tego, że Note’y będą bardzo drogie przecież się spodziewaliśmy. Teraz, gdy emocje opadły, możemy zacząć się zastanawiać, od kiedy dajemy się tak robić w konia.
Kiedy kupowałem Samsunga Galaxy Note 10 Lite za nieco ponad 2 tysiące złotych, to byłem zachwycony jego możliwościami. Nadal uważam, że to jeden z najlepszych Samsungów w historii i gdyby miał więcej RAM, to wcale nie myślałbym o przesiadce. Ma oczywiście więcej niedociągnięć.
Ma plastikowy tylny panel, płaski ekran FullHD i odświeżanie na poziomie 60 Hz. Wiecie, co ma takie same cechy? Pewnie, że wiecie. Samsung Galaxy Note 20 za 4349 złotych. Nie wiem, kiedy ostatnio widzieliśmy tak źle wycenionego smartfona. Jeśli we flagowcu ze 128 GB RAM nie ma miejsca na kartę pamięci, to wiedz, że coś się dzieje. Temat procesora można jedynie przemilczeć.
Przyczyną może być to, że Samsung we flagowej półce obecnie nie ma żadnej konkurencji z Androidem. Jasne, OnePlus 8 Pro to świetny smartfon, ale producent nie dobił jeszcze do takiego poziomu oprogramowania, co widać na przykład w aparacie przy lekkim braku oświetlenia.
W nocy – jest świetnie. W dzień – jest świetnie, ale to właśnie lekki półmrok pomieszczenia jest dla niego wyzwaniem. Dla Huawei, Samsunga, Apple i Google – już nie. A skoro już jesteśmy przy chińskim producencie, to dochodzimy do sedna sprawy.
Bez Huawei ceny poszybowały w kosmos
Nie będę próbował tutaj twierdzić, że Huawei jest Świętym Mikołajem, który rozdawał nam swoje smartfony za półdarmo. Ich flagowce były tak samo drogie, jak konkurencji, ale przypomnę, że wtedy płaciliśmy za najbardziej wypasione modele około 4 tysięcy złotych. Dzisiaj ocieramy się o 6 tysięcy, a coś mi mówi, że Apple w październiku jeszcze trochę przesunie tę granicę.
Sytuacja z brakiem oprogramowania Google wymusiło na Huawei bardziej agresywną politykę cenową. P40 Pro za 4299 złotych wydawał się świetną ofertą, skoro więcej trzeba było zapłacić za Xiaomi Mi 10 Pro. Teraz, gdy Samsung pozbył się konkurentów, za znacznie większą kwotę może oferować smartfona, który nie powinien kosztować więcej, niż 3000 złotych.
Note 20 to gorszy S20+ z rysikiem?
Wróćmy do nieszczęsnego Galaxy Note 20 (który powinien być oferowany w grudniu jako Samsung Galaxy Note 20 Lite, a nie dzisiaj jako flagowiec). Czy są jakieś powody, by kupić go zamiast Samsunga Galaxy S20+, a nawet Samsunga Galaxy Note 10+ (który jest tańszy i oferuje w zasadzie to samo)? Zabijcie mnie, ale ja nie widzę zbyt wielu
Samsung Galaxy S20+ ma lepszy ekran, który przy FullHD+ oferuje 120 Hz, a przy 60 Hz – rozdzielczość QHD+. Wydajność? Identyczna. Zaplecze fotograficzne? W zasadzie to samo, a do tego nie wystaje tak mocno z obudowy. Ciężko to zrozumieć. U importerów znajdziesz go za 3500 złotych, a pamiętam promocję, w której kosztował 2920 złotych.
Dłuższe wsparcie usprawiedliwia podwyżkę?
Od samej premiery Note 20 – o którym wszystko wiedzieliśmy na długo przed debiutem – ważniejsza jest zmiana podejścia koreańskiego producenta do kwestii aktualizacji. Jasne, że to ocenimy po kilkunastu miesiącach i na razie to tylko słowa. Trzy lata cyklu życia smartfona to jednak jakiś powód, dla którego można usprawiedliwić wydanie większej kwoty.
Z drugiej strony, przez tyle samo (albo i dłużej) nowe wersje oprogramowania będą dostawać niemal trzykrotnie tańsze smartfony, takie jak OnePlus Nord czy Google Pixel 4a. iPhone SE, choć ma swoje wady, będzie wspierany jeszcze znacznie dłużej. Ciężko więc szukać powodów do podwyżek w oprogramowaniu.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.