Czas na test Kospet Prime 2: największego smartwatcha, z jakim miałem do czynienia! Potężna specyfikacja (8-rdzeniowy procek, 4 GB RAM, bateria 1600 mAh), praca z kartą SIM, Android 10, wbudowana kamerka i niezła cena – sprawdzamy, jak Prime 2 radzi sobie w praktyce!
Dość dawno temu na naszych łamach gościł test innego inteligentnego zegarka z portfolio Kospeta w postaci Prime SE (recenzja Kospet Prime SE), który był przedziwnym urządzeniem.
Z jednej strony mieliśmy tam do czynienia z solidną budową, dobrym wyświetlaczem, Face ID, wysoką jakością rozmów głosowych, możliwością instalowania wielu aplikacji ze sklepu Play, z drugiej ze słabą baterią, mizernymi funkcjami treningowymi, przeciętnym komfortem użytkowania.
Wygląda na to, że jednak ten model znalazł spore grono fanów, bo niedawno powitaliśmy jego drugą odsłonę, oferującą – przynajmniej na papierze – jeszcze więcej niż poprzednik.
Pod koniec 2020 roku na stronie Banggood zapłacimy za Prime 2 około 750 zł – w tej cenie nie jestem w stanie wskazać konkurenta, który łączyłby gabaryty, system operacyjny, baterię, aparat na poziomie recenzowanego urządzenia.
Sprawdzamy, jak Kospet Prime 2 poradził sobie w naszym ManiaKalnym teście!
Kospet Prime 2 – specyfikacja
- Kształt koperty: okrągły
- Wymiary: 60*50*17,4 mm
- Waga: 120g
- Karta SIM: nano-sim
- Ekran w technologii IPS
- Przekątna: 2,1 cala
- Rozdzielczość: 480*480 px
- System operacyjny: Android 10
- Pamięć RAM: 4 GB
- Pamięć ROM: 64 GB
- Aparat fotograficzny: Sony IMX214AF, 13 MP
- Procesor: Helio P22
- Brak NFC
- Analiza wielu trybów sportowych
- Pomiar tętna
- Face Id
- Brak wodoszczelności
- Nawigacja: GPS, Glonass, Beidou, A-GPS
- Łączność: 4G + WiFi
- Pasek z TPU
- Pojemność baterii: 1600 mAh
- Czas czuwania: 2-4 dni
Nie da się ukryć, że specyfikacja dosłownie powala: spójrzcie tylko na rozmiary i wagę zegarka! Dodatkowo zadziwia brak wodoodporności, co przy wysokiej jakości wykonania urządzenia wydaje się strzałem w stopę. W czasie testów niemal od razu ujawnił się winowajca tego dotkliwego braku i uwierzcie mi, że nie jest to dla producenta powód do dumy.
Brakuje także wbudowanego czytnika kart pamięci, NFC czy stabilniejszego slotu ładowania – rozwiązanie zastosowane w Prime 2 pochodzi rodem z budżetowców w rodzaju Mibro (sprawdź test Mibro Air).
Na pierwszy rzut oka (poza wymiarami i wagą) specyfikacja przyciąga wzrok potężną baterią. Pojemność 1600 mAh jeszcze kilka lat temu była zarezerwowana dla telefonów i nawet dziś ciężko znaleźć godnego konkurenta w tej dziedzinie dla Kospeta (przypomnę tylko, że poprzednik w postaci Prime SE mógł pochwalić się ogniwem o pojemności 1260 mAh).
O wydajność urządzenia dba 4 GB pamięci operacyjnej i procesor Helio P22 Mediateka (ośmiordzeniowy budżetowiec z 2018 roku), 64 GB wbudowanej pamięci na dane (dla użytkownika pozostaje realnie nieco ponad 50 GB) pozwala na sprawną pracę.
Niezłe wrażenie wywiera ekran: 2.1 cala w technologii IPS o rozdzielczości 480*480 px może się podobać – przynajmniej dopóki nie zaczniemy oglądać na nim zdjęć, filmików czy witryn internetowych.
Budowa i rozmiary
Prime 2 to prawdziwy tytan, przynajmniej jeśli chodzi o rozmiary i masę. Niestety, 120 g to aż 50 g więcej od już sporego Suunto 7 (sprawdź test Suunto 7) czy 80 g (!) więcej od kompaktowego, ale naszpikowanego świetnymi rozwiązaniami Active2 44 mm (sprawdź test Samsung Watch Active2).
Spójrzcie na poniższe zdjęcie: Suunto 7 nie spoczywa na spodku od filiżanki, ale na bohaterze testu:
Ba, nawet ciężkawy tradycyjny czasomierz w rodzaju Casio AMW 320 (tak, to ten od Arniego) jest lżejszy o 30 g… Żeby dolać oliwy do ognia, Kospet poza wagą nie pożałował nam także rozmiarów smartwatcha i powiem bez ogródek – to zegarek, który wygląda komicznie nawet na nadgarstku sporego gościa.
Dla większości użytkowników wielkość Prime 2 będzie dyskwalifikująca, jednak załóżmy, że to kwestia gustu i jeśli ktoś lubi nosić gadżety w rozmiarach à la Predator, to dlaczego nie?
Wiemy już, że zegarek jest ogromny, czas sprawdzić, jak prezentuje się jego jakość wykonania. Zacznę od ekranu, bo najbardziej przyciąga naszą uwagę – po ponad miesiącu testów nie znalazłem na nim żadnej rysy, co pozytywnie zaskakuje w kontekście braku jakiejkolwiek informacja na temat zastosowania wzmocnionego szkła w rodzaju Gorilla Glass.
W zasadzie przód zegarka to wielka tafla przyjemnego w dotyku szkła, które jest umieszczone w ceramiczno-plastikowej obudowie. Jakość materiałów jest na wysokim poziomie: wszystko (poza jednym detalem, o którym za chwilę) jest idealnie spasowane i odporne na trudny codziennego użytkowania, a przy tym wygląda po prostu elegancko.
Przyznam, że podchodziłem do Kospeta bez żadnej taryfy ulgowej i mimo wielu upadków, przenoszenia luzem w plecaku i ogólnej poniewierki, jakiej mu nie szczędziłem, zegarek wyszedł z tych prób bez szwanku.
Nie mam również zastrzeżeń do paska – to kawał solidnej gumy, zaskakująco miękkiej w zestawieniu ze słusznymi rozmiarami. Dzięki hojnemu dziurkowaniu i dobrej jakości materiałom nie ma mowy o dyskomforcie podczas noszenia czy zwiększonej potliwości. Podoba mi się także detal w postaci metalowego zapięcia i nie jednej, a dwóch szlufek.
Tył urządzenia to – poza perforowaną częścią okalającą „wyspowato” umiejscowione czujniki – standard, do jakiego przyzwyczaiły nas tego rodzaju sprzęty. Niestety, producent nie przewidział lepszego dokowania ładowarki niż za pomocą dość wątłej mocy magnesu, przez co przy byle ruchu w czasie uzupełniania energii będziemy musieli poprawiać kabel.
Na koniec zostawiłem łyżkę dziegciu w postaci byle jak zaprojektowanej i wykonanej tacki na kartę sim. W zasadzie nie mam zielonego pojęcia, kto zezwolił na wdrożenie takiego rozwiązania – tacka jest plastikowa i słabo wyprofilowana (przy nieostrożnym montażu sim po prostu z niej wylatuje), a do tego mimo dziurki na kluczyk możemy ją podważyć, zahaczając o specjalną wypustkę.
Na pozór wydaje się to dobrym rozwiązaniem, wyzwalającym nas od konieczności dostępu do czegoś, czym wysuniemy tackę – w praktyce jednak, przez słabe spasowanie elementów, zdarzyło mi się kilkukrotnie, że tacka z kartą sim samorzutnie wypadła z zegarka!
Jestem niemal pewny, że to właśnie był bezpośredni winowajca braku jakiejkolwiek normy odporności na wodę w tym modelu.
Menu i oprogramowanie
Kospet pozwala nam wybrać wybudzanie tarczy „automatyczne” bądź wymuszone przez użytkownika – niestety, na pokładzie nie uświadczymy AoD.
Dwa słowa na temat inteligentnego aktywowania tarczy zegarka: jest ono po prostu nadgorliwe na tyle, że zamiast ułatwiać pracę z urządzeniem, utrudnia ją. Najbardziej to odczujemy (a jest to wcale nierzadkie), kiedy tarcza wybudzi się z odczuwalnym opóźnieniem, a my naciśniemy fizyczny przycisk, który zamiast ją odblokować – zablokuje.
O dziwo bardzo dobrze sprawdza się odblokowywanie poprzez Face ID, a jedynym minusem tej opcji jest konieczność noszenia zegarka z podniesionym do góry oczkiem kamerki.
Zegarek wita nas jedną z tarcz, jaką wskażemy spośród kilkudziesięciu dostępnych w aplikacji (w samym zegarku oryginalnie jest ich 10, z czego kilka z dodatkowymi animacjami).
Muszę przyznać, że w dziedzinie smartwatchy z Chin Kospet to ścisła czołówka w zakresie designu i wykonania tarcz – większość z nich wygląda świetnie i nie męczy barokowym przesytem, do jakiego przyzwyczajają nas dalekowschodnie produkty.
O dziwo znalazłem kilka tarcz z aktywnymi ekranami – na przykład poniższa pozwala nam po tapnięciu środkowego obrazka („przesłony”) włączyć aparat fotograficzny:
Inne przykładowe aktywne tarcze pozwolą nam przejść do rejestru połączeń, kalendarza czy wyboru kontaktów – jeśli poświęcimy trochę czasu na ich przejrzenie, na pewno znajdziemy coś dla siebie.
Menu zegarka oczywiście jest oparte na gestach góra-dół oraz prawo-lewo:
- gest w prawo na głównej tarczy przenosi nas do ekranu powiadomień,
- gest w lewo przenosi do menu Androida, kolejny – do wyboru sportu do monitorowania,
- gest w dół: ekran z ilością kroków, pokonanym dystansem, spalonymi kaloriami, po przewinięciu w dół zobaczymy te wyniki z kolejnych dni; przesunięcie w lewo aktywuje sterowanie odtwarzaniem muzyki; kolejne przesunięcie – prognozę pogody,
- gest w górę: ekran z aktywnymi połączeniami BT i SIM, datą, godziną i poziomem baterii, po przesunięciu w lewo zobaczymy ekran skrótów do podstawowych ustawień (Wi-Fi, GPS, Tryb samolotowy itp), na kolejnym znajdziemy manager pamięci RAM.
Tradycyjne menu, jakie znamy z systemu Android, zawiera następujące opcje:
- Telefon (dziennik połączeń i kontakty),
- Kontakty,
- Krótka wiadomość (SMS),
- Ustawienia (sieć i Internet, urządzenia Bluetooth, aplikacje i powiadomienia, bateria, wyświetlacz, dźwięk, pamięć, lokalizacja, Google, system)
- Rynek dial (pobieranie tarcz),
- ustawienia pulpitu (wybór układu menu i tarczy),
- Sklep Play,
- Google,
- Mapy Google,
- Filmy Play,
- Gmail,
- Chrome,
- Monitorowanie tętna,
- Rozpoznawanie twarzy,
- Ruch (skakanka, badminton, tenis stołowy, piłka nożna, koszykówka, rower, bieganie, spacer – trzy ostatnie w opcji budynek/na zewnątrz)
- Pogoda,
- Aparat,
- Galeria,
- Music,
- Nagranie dźwięku,
- Menager plików,
- Kalkulator,
- Chińskie szlaczki (nieprzetłumaczone, funkcjonalność stopera),
- Kalendarz,
- Budzik,
- Optymalizacja (czyszczenie, blokada, zamrażanie aplikacji itp),
- Internet (przeglądarka natywna),
- Rynek aplikacji (pobranie Facebooka i WhatsAppa),
- Assistant (połączenie z telefonem, kontrola nad aparatem i muzyką, znajdowanie smartfona),
- Messenger.
Poruszanie się po menu jest na ogół bezproblemowe, choć losowo zdarzają się problemy z przycinkami, które sprawiają wrażenie, jakby ekran nie do końca poprawnie interpretował nasze komendy.
Niestety, mamy do do czynienia z tym samym problemem, jaki towarzyszył poprzedniemu Prime – okrągły ekran powoduje frustrację przy używaniu dużej części aplikacji, zwłaszcza tych od Google. Szerzej napiszę o tym w kolejnym akapicie.
Aplikacja, komfort użytkowania, aparat i rzetelność pomiarów
Najnowsza odsłona Prime ponownie ma pecha i pracuje pod kontrolą WiiWatch, czyli aplikacji skutecznie odbierającej radość z korzystania ze smartwatcha.
Zanim skrytykujecie mnie za zbytni pesymizm, muszę się usprawiedliwić: to właśnie przez Wii Kospet dołączył do grona najgorszych smartwatchy, jakie testowałem i zajął tam drugie miejsce, tuż po (nie)sławnym Mibro Air.
Piszę to z żalem, ale producent nie przejął się krytyką jaką zebrała apka przy okazji pierwszego Prime i ciągle mamy tu do czynienia z:
- brakiem automatycznych pomiarów tętna,
- mizernymi programami sportowymi (w tym genialne tłumaczenie w postaci „Obsługi płytek”),
- słabym tłumaczeniem,
- brakiem analizy snu.
Nie mam pojęcia, dlaczego nie doczekaliśmy się tych funkcjonalności. Co w takim razie umożliwia nam WiiWatch? Otóż na głównym ekranie zobaczymy aktywne połączenie ze smartwatchem, „gorące wieści” ze świata sportu, opcję zmiany tarczy, opis przykładowych ćwiczeń.
Nie mylicie się – nie wspomniałem o analizach snu, tętna, treningów – bo ich tu po prostu nie ma! Na kolejnym ekranie (Zdrowie) zobaczymy pokonany dystans, ilość kroków, spalone kalorie, tętno, wagę.
Na karcie Ruch znajdziemy 6 dostępnych treningów i podliczenie dystansu pokonanego na zewnątrz. Kolejna zakładka to Rynek – znajdziemy tu dziesiątki tarcz do naszego smartwatcha. Ostatni ekran o nazwie „Mój” zbiera informacje dotyczące połączonego urządzenia, pomocy i informacji dotyczące producenta.
Nie dość, że aplikacja razi słabością analiz (najtańsza opaska z portfolio Amazfit, Xiaomi czy Huawei ma bogatsze oprogramowanie i możliwości), to jeszcze potrafi przycinać.
Nie da się ukryć, że to Wii odbiera sporo punktów w kategorii komfort użytkowania, ale nie tylko ona dokłada w tej kategorii swoje 3 grosze.
Komfort obsługi spada również poprzez:
- przycinanie ekranu aplikacji przez ograniczenia okrągłego wyświetlacza (tak, nie są one skalowane i przez to tracimy często kluczowe opcje w postaci wysłania maila, zapisania treningu czy dodania załącznika),
- losowe problemy z czułością ekranu (co jakiś czas błędnie interpretuje nasze komendy i na przykład musimy je kilkukrotnie powtarzać),
- fałszywe wyniki i pomiary,
- wyłączanie monitorowania aktywności w czasie treningu!
Każda z tych wad wielokrotnie sprawiła, że miałem ochotę cisnąć Prime 2 w kąt (już wiecie, co tak długo robił w moim plecaku). Niestety, nie jest to urządzenie dla amatorów jakiegokolwiek sportu – nie dość, że jest nieporęczne, to jeszcze ma problemy z ciągłością monitorowania treningu (losowe zwiechy i wychodzenie z aplikacji bez zapisania wyników) i wiarygodnością pomiarów!
W trakcie marszu wyniki z Suunto 7 i Prime 2 różniły się diametralnie – ten drugi wskazywał tętno maksymalne niższe o ponad 20 uderzeń, całkowicie głupiejąc przy liczeniu spalonych kalorii (kiedy Suunto wskazywał ponad 400, Kospet doliczył się niespełna … 50).
Jeśli myślicie, że Prime 2 może nie jest narzędziem dla sportowca, ale za to sprawdzi się na ręku fotografa-amatora, mam dla Was średnio satysfakcjonującą wiadomość.
Choć może lepiej, jeśli rzucicie okiem na poniższe nagranie i kilka zdjęć:
Nie jest zbyt różowo, prawda? No właśnie… Dodajmy do tego fakt, że wszystkie zdjęcia i filmiki są obrócone i musimy je zapisywać po okręceniu o 180 stopni.
Czas pracy i ładowanie
Prime 2, podobnie jak poprzednik, ma problem z czasem pracy, który zmienia się diametralnie po włożeniu do zegarka karty SIM. W praktyce wygląda to tak, że smartwatch może bez problemu służyć nam blisko prawie 3 dni na jednym ładowaniu bez karty, korzystając z Bluetooth i Wi-Fi.
Po włożeniu SIM realny czas pracy spadnie max. do 1,5 dnia, a jeśli przyciśniemy Prime 2 rozmowami, to i niecałe 24 godziny są wyzwaniem.
Nie podoba mi się sposób, w jaki łączymy zegarek z ładowarką – w droższym urządzeniu spodziewałbym się czegoś solidniejszego, niż wątła ładowarka na piny magnetyczne. Czas uzupełnienia energii od blisko 0 do 100% wynosi niespełna 3 godziny.
Dzwonimy i piszemy z Kospet Prime 2
Prime 2 kontynuuje dobrą passę w zakresie rozmów głosowych – tak jak poprzednik gwarantował głośne, wyraźne połączenia, tak i w najnowszej wersji urządzania znajdziemy wszystko to, czego można oczekiwać od smartwatcha w tym zakresie.
Choć ciągle mamy tu do czynienia z niewielką klawiaturą, to mam wrażenie, jakby jej responsywność została poprawiona – pisze się płynniej i lepiej, choć i tak „robi robotę” opcja dyktowania odpowiedzi. Tak, to świetne połączenie wydajnego mikrofonu i dobrych algorytmów Google, w niemal 100% wyłapujących bezbłędnie to, co wypowiadamy.
Problem w zakresie odpisywania na wiadomości sygnalizowałem już w poprzednich akapitach – ekran nie pokazuje treści umieszczonych w rogach i przez to często zostajemy pozbawieni możliwości kliknięcia przycisku odpowiedzi (tak jest m.in na Gmailu).
Zegarek nie nagrzewa się tak mocno podczas rozmów, jak pierwsza wersja Prime – choć ciągle dłuższe rozmowy bezlitośnie drenują baterię.
Czy warto kupić Kospet Prime 2?
Kospet Prime 2 to widowiskowy smartwatch, który będzie śnił się po nocach miłośnikom modowych Diesli i innych zegarków podobnej wielkości. Jednak waga i rozmiar wyklucza go już na starcie dla sporej grupy potencjalnych użytkowników i nie pomoże w tym ani dobra jakość materiałów, ani ciekawy design.
Choć teoretycznie urządzenie to idealny miks stosunku ceny do jakości (około 750 zł za parametry przeciętnego smartfona sprzed 2 lat), siły systemu Google, mocnej baterii, aparatu fotograficznego i możliwości prowadzenia rozmów, to w praktyce okazuje się, że zwyczajnie jest tu ciągle zbyt wiele niedoróbek, które drastycznie zawężają zakres potencjalnych zainteresowanych.
Sportowcy odrzucą Prime 2 ze względu na fatalną aplikację i fałszywe wyniki pomiarów, fani rozmów mogą kręcić nosem na drenaż baterii na karcie SIM, sympatycy dyskretnej fotografii – na jakość zdjęć i filmików.
Nie zapominajmy jednak, że ciągle jakieś grono użytkowników szuka gadżetów, które zwracają uwagę i mogą pochwalić się unikatowymi możliwościami – i tu właśnie obstawiam niszę dla Kospeta.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.