Philips rozszerzył portoflio nausznych słuchawek Bluetooth o niedrogi model, który poza ceną kusi mocną baterią, wsparciem aplikacji, składaną konstrukcją czy dodatkowym przyciskiem, mającym wyzwalać furię basów. Przed Wami test Philips TAH5205!
Od jakiegoś czasu Philips zaskakuje: najpierw jednymi z najtańszych markowych słuchawek wokółusznych z ANC, czyli TAPH805, które otrzymały naszą odznakę Dobrej Ceny za dźwięk, wyciszenie, sterowanie i budowę.
To jeszcze nic, bo jeszcze solidniej – tym razem w dziedzinie przewodowych słuchawek nagłownych – Philips zapunktował najnowszą odsłoną Fidelio (recenzja Philips Fidelio X3), pokazując, jak ciężką pracą (szlak przetarła już druga odsłona tego modelu) można wejść do grona najlepszych producentów w klasie do 1600 zł.
Dwa ostatnie urządzenia marki zostawiły po sobie posmak dopracowanych i świetnie grających modeli, więc z tym większą radością rozpakowywałem testowy egzemplarz TAH5205.
Philips TAH5205 obecnie kosztuje około 350 zł – w lutym sprzęt dopiero jest wdrażany do krajowej dystrybucji.
Zapraszamy do recenzji, która z jednej strony jest przestrogą przed rozbuchanymi oczekiwaniami, z drugiej zaś pozwoli przyjrzeć się słuchawkom, które otarły się o szansę zabłyśnięcia w swojej niszy, ale tego nie zrobiły.
Philips TAH5205 – specyfikacja
- Bluetooth 5.0, zasięg 10 m
- Przetworniki 40mm
- Kodeki: SBC
- Możliwość wzmocnienia niskich tonów
- Możliwość sterowania przez aplikację mobilną
- Zintegrowany mikrofon do rozmów w trybie głośnomówiącym
- Przyciski sterowania na prawej nausznicy
- Bateria do 29 h na jednym ładowaniu
- Zasilanie przewodem USB-C
- W zestawie odłączany przewód audio ze złączem jack 3,5 mm
- Regulowane nausznice i pałąk, składane na płasko
- Waga: 230 g
W zestawie poza słuchawkami znajdziemy przewód ładowania USB-C oraz kabel audio na minijack – zabrakło tu jakiegokolwiek etui czy pokrowca, w którym moglibyśmy je przenosić.
Szkoda również, że jedyny kodek, jaki tu uświadczymy, to SBC.
Philips TAH5205 – budowa i jakość wykonania
Mówiąc najprościej: słuchawki wyglądają nieźle, ale ten efekt traci na mocy, kiedy weźmiemy je do ręki. Z jednej strony zaskakuje niska waga i przeciętna jakość plastików, z drugiej charakterystyczny zapaszek, bez pudła zdradzający kraj pochodzenia i montażu.
Warto pochwalić spasowanie słuchawek, które mimo wielu ruchomych (na przykład nausznice nie dość, że złożymy do wewnątrz pałąka, to jeszcze obracają się o 180 stopni) elementów nie wydają niepotrzebnych skrzypnięć i trzasków.
Kręgosłupem słuchawek jest plastikowy pałąk, na którym umieszczono mechanizm rozsuwania z zastosowaniem ząbkowanej powierzchni wewnątrz. Działa on na tyle skutecznie, że dopiero mocne potrząśnięcie spowoduje jego zsunięcie/rozsunięcie – kiedy założymy słuchawki na głowę, przylegają mocno i nie ma szans, by przypadkowo zmieniły dopasowanie.
Nie do końca podobają mi się pady: to ekoskóra, która przy dłuższym użytkowaniu potrafi niemal dosłownie dać nam popalić. Wewnątrz nie znajdziemy pianki z efektem pamięci, a zwykłą, którą jednak wypada pochwalić za świetną sprężystość. Nausznice osadzono na plastikowym okręgu, co zapewnia im sporą mobilność i zabezpiecza przed łatwym pęknięciem podczas upadku.
Nie zapomniano o zabezpieczeniu wewnętrznej części pałąka sprężystą poduszeczką (na szczęście już z oddychającego, tradycyjnego materiału), która poprawia komfort użytkowania słuchawek.
Philips TAH5205 – komfort użytkowania
Ten model Philipsa to jedne z najlepiej trzymających się głowy słuchawek nausznych, jakie przyszło mi testować – niejednokrotnie narzekałem na zbyt słabe trzymanie nawet droższych konkurentów i tutaj literalnie nie ma do czego się przyczepić. Oczywiście okupione to jest mocnym przyleganiem do uszu (na szczęście pady skrywają dość grubą i sprężynującą piankę), co nie spodoba się każdemu, ale w zamian słuchawki nie spadną nam z głowy na przykład podczas biegania.
W uprawianiu w nich aktywności fizycznej przeszkadza niestety skóropodobne wykończenie, wzmagające gromadzenie się potu. Na ten aspekt nie ma co zbytnio narzekać, bo około 3-krotnie droższym i w niektórych środowiskach kultowym WH-1000XM3 (zobacz test Sony WH-1000XM3) również dostało się za to samo.
O dziwo sterowanie, jakie proponuje Philips, mimo obsługi za pomocą fizycznych przycisków sprawdza się w praktyce co najmniej dobrze. To zasługa ich rozmieszczenia – znajdziemy je wyłącznie na prawej nausznicy, są dobrze odseparowane i łatwe w wyczuciu, a wielofunkcyjny przełącznik, z którego korzystamy najczęściej, działa bez zastrzeżeń.
Sterowanie w 5205 pozwala na:
- przytrzymanie włącznika przez 6 s wywołuje parowanie,
- przytrzymanie włącznika przez 2 s włącza słuchawki, przez 4 s – wyłącza,
- pojedyncze naciśnięcie przełącznika – play/pauza,
- przesunięcie przełącznika w górę – zwiększenie głośności, w dół – zmniejszenie,
- przesunięcie przełącznika i przytrzymanie go przez 2 s: w górę – następny utwór, w dół – poprzedni,
- jednokrotne naciśnięcie przełącznika podczas połączenia głosowego – odebranie, przytrzymanie przez 2 s – odrzucenie,
- Bass – jednokrotne naciśniecie zmienia tryb z włączonego na wyłączony.
Na pochwałę zasługuje bateria – choć jej ładowanie od zera do pełna trwa bite 2 godziny, to jednocześnie akumulator zapewnia do 29 godzin pracy, co jest wynikiem o 4 godziny lepszym niż to, co proponują lubiane Senki HD 4.40 BT czy 4.50 (rzuć okiem na test Sennheiser HD 4.50 BTNC).
Podobnie dobra jest jakość połączeń głosowych – choć głośność słuchawek nie powala w tym zakresie, a mikrofon ma tendencje do łapania szumów i podmuchów wiatru, to na ogół sprawdza się co najmniej poprawnie.
Podoba mi się bezproblemowe transportowanie urządzenia – po złożeniu na płasko i do środka bez trudu wrzucimy je do plecaka i nie zabiorą dużo miejsca.
Właśnie przenoszenie bez żadnego etui TAH5205 pozwoliło mi zrozumieć, że plastiki zastosowane przez Philipsa może nie grzeszą wyglądem czy fakturą, ale za to dobrze znoszą takie poniewierki – po 2 tygodniach testów nie pojawiły się na nich ani rysy, ani problemy ze stabilnością konstrukcji.
Jak gra Philips TAH5205?
Wspomniałem już, że kto jak kto, ale Philips potrafi zaprezentować słuchawki, które wybijają się w swojej klasie cenowej. Czy TAH5205 wpiszą się w ten nurt? Powiem od razu, że moim zdaniem niestety nie.
Przyczyn jest kilka i będzie to mieszanka przeciętności zastosowanych materiałów, nieco archaicznego sterowania, zaledwie poprawnego brzmienia z magicznym przyciskiem aktywacji basów, który zarzuci zasłonę (dosłownie!) na całość dźwięku.
Nie znaczy to jednak, że są to słuchawki słabe – po prostu Philips kilkoma ostatnimi modelami przyzwyczaił nas do świetnej jakości wykonania i takiego brzmienia.
Spójrzmy choćby na TAPH805 (recenzja Philips TAPH805), które za nieco ponad 400 zł dają nam stojące o klasę wyżej wykonanie, lepszy dźwięk, częściowo dotykowe sterowanie i ANC! Właśnie tu pojawiają się schody dla 5205, które wydają się być zbyt drogie jak na oferowane możliwości i nie mogą zaoferować czegoś, co pozwoli je zapamiętać.
Wspomniane już 805tki to świetny stosunek cena-jakość, Fidelio wyznacza standardy w klasie droższych, ale ciągle realnie wycenionych słuchawek klasy premium, natomiast recenzowany model … pozostawia niedosyt. Brzmi tak, jak średniaki w tym przedziale cenowym i jeśli liczycie, że włączenie dodatkowego basu coś poprawi, to się przeliczycie.
Niestety, TAH5205 w standardowym trybie zagra płasko, bez emocji, z charakterystycznym w tej klasie brakiem przestrzeni i sceny. Przycisk Bass wywoła Mr Hyde’a, ale nie będzie to doboostowanie, na jakie liczy większość z nas. Owszem, dostaniemy solidną dawkę niskich tonów, ale z gratisowym „efektem koca”, przez który reszta pasma zostanie stłamszona. O ile w niektórych elektronicznych kawałkach dodatkowy bas jest strawny, to już rockowe i metalowe tracą pazur i brzmią kluchowato.
Na szczęście mam dla Was półśrodek, pozwalający dostosować brzmienie do swoich preferencji i albo wpuścić do niego nieco powietrza po włączeniu dodatkowego basu, albo podtuczyć o niskie tony bez żadnego trybu.
Oczywiście mówię o korektorze zaszytym w aplikacji do obsługi słuchawek Philips Headphones – choć producent na oficjalniej stronie nie chwali się jej implementacją, to po teście innego modelu zapomniałem jej usunąć i sprawdziłem, czy 5205 w ogóle będą w niej wykryte.
Okazuje się, że choć zostanie nam do dyspozycji zaledwie kilka opcji (stan baterii, używany kodek – przypomnę, mamy tu jedynie SBC, instrukcja) to wśród nich pozostawiono dobrze działający, 6-pasmowy equalizer (5 trybów preinstalowanych oraz jeden manualny).
Nie zyskamy tym efektu łał, ale upudrujemy dźwięk na tyle, że słuchawki zostaną z nami na dłużej.
Czy warto kupić Philips TAH5205?
Philips TAH5205 to nierówny model: z jednej strony znajdziemy tu mocną baterię, solidną konstrukcję, wsparcie aplikacji z korektorem, tryb wzmocnienia basów, sprawnie działające i rozbudowane (choć nieco archaiczne) sterowanie, z drugiej – jak na Philipsa! – przeciętne brzmienie, które nie zadowoli ani fana basu, ani zrównoważonego zestrojenia.
Na uwagi dotyczące brzmienia przymkną pewnie oko osoby korzystające ze słuchawek „w biegu”, potrzebujące narzędzia do uprzyjemnienia dnia podczas przemieszczania się czy treningów. Jeśli możemy pozwolić sobie na zakup słuchawek w nieco wyższym pułapie cenowym, warto sprawdzić wspominane już TAPH805 – dostaniemy tu już rozwiązanie, które sprawdzi się w każdych warunkach.
Recenzowany TAH5205 będzie interesującym wyborem – niestety dopiero po spadku wyjściowej ceny.
ZALETY
|
WADY
|
Ceny Philips TAH5205
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.