Test Sonos Roam: czy poza ceną najmniejszy głośnik kultowej marki może nas czymś zaciekawić? Sprawdzamy, jak Roam radzi sobie w mieszkaniu/w drodze oraz co w praktyce zostaje z jego deklaracji.
Nie będę ukrywał, że od testów Sonos One (zobacz test Sonos One) polubiłem się z tym systemem. Prostota konfiguracji i obsługi, świetna aplikacja, kompaktowe rozmiary i brzmienie, które potrafi utrzeć nosa sporo droższym monitorkom to dopiero początek siły tego rozwiązania.
Nieczęsto ma się do czynienia ze sprzętem, który okazuje się rozwiązaniem totalnym i koronnym argumentem za przejściem z nośników fizycznych na streaming – choć moim płytom i (o zgrozo) kasetom nic nie grozi, to coraz częściej traktuję je jako coś, co kolekcjonuję, a nie z czego korzystam na co dzień.
Do ekosystemu Sonos dołączył ostatnio najmniejszy członek rodziny, czyli Roam. Choć w założeniach to model typowo przenośny (w przeciwieństwie do sporego Move, który trudno wyobrazić sobie jako głośnik przenoszony dalej, niż do przydomowego ogródka), to pozwoli cieszyć się pełnią systemu Sonos (multiroom i streaming), natomiast poza siecią W-Fi ma pracować po Bluetooth.
Sonos Roam wyceniono na 799 zł.
Brzmi kusząco? Sprawdzamy, jak Sonos Roam poradził sobie w naszej ManiaKalnej recenzji!
Sonos Roam: specyfikacja
- Dwa cyfrowe wzmacniacze klasy H
- Dwudrożna konstrukcja
- Układ dalekosiężnych mikrofonów do obsługi asystenta głosowego i Trueplay
- Stopień ochrony IP67
- Wymiary: 168 x 62 x 60 mm
- Port USB USB-C
- Akumulator 18 Wh – do 10 godzin
- Wi-Fi 802.11b/g/n/ac 2,4 GHz lub 5 GHz
- Bluetooth 5.0
- Apple AirPlay 2
- Sterowanie głosowe (Alexa, Google)
- Procesor Quad Core 1,4 GHz A-53
- Pamięć: 1 GB pamięci SDRAM, 4 GB pamięci NV
Niestety, wzorem Apple Sonos nie zamieścił na oficjalnej stronie mocy wzmacniaczy czy pasma przenoszenia głośników – nie przemawia do mnie takie rozwiązanie, nawet jeśli dźwięk generowany przez urządzenie byłby najlepszy na świecie.
Nie pozostaje nam jednak nic innego, jak przejść do innych cech wyróżniających ten model – zwłaszcza od poprzedniej „przenośnej” konstrukcji, czyli Move.
Otóż najnowszy głośniczek dodaje:
- Sound Swap – po przytrzymaniu przycisku odtwarzania Roam „przerzuci” dźwięk do najbliższego innego dostępnego głośnika Sonos,
- automatyczne przełączanie między połączeniami Bluetooth i Wi-Fi.
Te dwie nowości to oczywiście nie koniec możliwości malucha, bo zaimplementowano tam również przeniesiony z Move i udoskonalony TruePlay, działający zarówno po Wi-Fi, jak Bluetooth.
Poza tym nie zabrakło obsługi asystenta głosowego (z opcją wyciszenia dedykowanym przyciskiem na obudowie), ładowania bezprzewodowego (standard Qi), mocnej baterii (do 10 h odtwarzania).
Sonos Roam: budowa i jakość wykonania
Głośniczek otrzymujemy w niewielkim opakowaniu, które wygląda jak reklama recyclingu – kilka lat temu produkt tej klasy (i ceny!) w podobnym opakowaniu wzbudziłby niezły szok, dziś może świadczyć o świadomości ekologicznej marki.
O ile opakowanie to rzecz wtórna, to brak ładowarki w zestawie traktuję jako zły zwyczaj: Sonos dokłada jedynie przewód ładujący. Oczywiście akcesoria do ładowania (w tym bezprzewodowego) bez problemu dokupicie w oficjalnym sklepie marki…
Sonos potrafi za to stopniować napięcie: zanim ujrzymy Roam, musimy rozwinąć go z czarnej tkaniny, która poza funkcją dekoracyjną chroni urządzenie przed zarysowaniami. Mały dodatek, a sprawia radochę 🙂
Sam głośnik to kawał sztuki designu i od pierwszych chwil wiemy, że mamy do czynienia z urządzeniem Sonosa. Choć głośniczek może pracować w pozycji horyzontalnej i wertykalnej, to umówmy się, że górą będziemy nazywać część, na której umieszczono panel sterowania.
Pod gumowaniem zatopiono tam fizycznie wciskane przyciski: głośniej/ciszej, play/pause oraz wyciszenie asystenta głosowego. Z tyłu znajdziemy przycisk reset/parowanie oraz nieosłonięte złącze USB-C.
Sterowanie to prawdziwy wachlarz możliwości i możemy je realizować poprzez:
- aplikację Sonos,
- asystenta Google/Alexę,
- AirPlay 2/Siri,
- w końcu wspomniane fizyczne przyciski.
Oczywiście na Androidzie w trybie Bluetooth stery przejmuje player czy apka do streamingu, których używamy.
Góra i spód Roam są gumowane, a na jednym z dłuższych boków znajdziemy również gumowane nóżki, podpowiadające nam od razu, w jakiej pozycji umieścić głośnik poziomo. Front pokrywa metalowa siateczka, spod której przeziera użebrowanie w kształcie plastra miodu, tak niegdyś uwielbiane przez markę Pioneer.
Sonos jest stabilny w każdej prawidłowej pozycji, w jakiej go postawimy, a do tego trójkątny kształt umożliwia mocny chwyt i nie ma szans, żeby głośnik wypadł nam z ręki. Roam to świetny przykład urządzenia, które łączy walory użytkowe i rozpoznawalny design – trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do jakości materiałów czy spasowania, bo te są wzorowe.
Sonos Roam: czas pracy i wrażenia z użytkowania
Na papierze Sonos obiecuje do 10 godzin pracy – przez Bluetooth, w połączeniu ze średnim poziomem głośności, taki wynik jest osiągalny.
Co zabawne, sytuacja wygląda identycznie, jeśli słuchamy Roam w domu i wykorzystujemy Wi-Fi z całym dobrodziejstwem aplikacji Sonos – w praktyce głośniczek traci około 9-10% mocy na godzinę odsłuchu. Jednym słowem w tej dziedzinie nie możemy nic zarzucić producentowi, bo obietnice pokrywają się z realnym spadkiem poziomu naładowania akumulatorka.
Sonos Roam to wdzięczne urządzenie – chyba to określenie najlepiej oddaje komfort jego użytkowania. Specyficzna, przypominająca trójkąt o zaokrąglonych rogach obudowa powala na wygodny chwyt głośniczka, a specjalne gumowane wypustki na jednej z bocznych płaszczyzn mówią nam, jak prawidłowo powinniśmy je ustawić. Oczywiście Sonos będzie stał stabilnie także w pozycji wertykalnej.
W teorii Roam różni się od Move nie tylko ceną i rozmiarami, ale też wprowadzeniem pewnych poprawek – zwłaszcza tych, które dotyczą płynnego przełączania się pomiędzy Wi-Fi a Bluetooth. W praktyce nie jest wcale tak różowo, bo kiedy zabrałem głośnik na spacer, aplikacja powitała mnie następującym widokiem:
I to by było na tyle z płynnego uruchomienia aplikacji poza zasięgiem Wi-Fi, w którym konfigurowałem system. Możnemy sparować głośnik tradycyjnie poprzez menu Bluetooth w smartfonie – po dodaniu urządzenia w aplikacji Sonos zobaczymy taki oto widok:
To nie koniec niemiłych niespodzianek, bo tak sparowany Sonos staje się tylko … głośnikiem! Na pozór to żadna rewelacja, ale nie udało mi się zmusić smartfona, żeby realizował połączenia głosowe poprzez Roam!
W przypadku wychodzącego/przychodzącego połączenia mój telefon (P30 Pro) w ogóle nie wskazywał możliwości wykorzystania Sonosa jako zestawu głośnomówiącego, a taką funkcjonalność mają nawet taniutkie głośniczki przenośne.
O ile bez trudu mogłem zmieniać ustawienia urządzenia mającego odtwarzać muzykę (telefon lub głośnik), to takiej opcji przy rozmowach po prostu nie ma (mimo, że Sonos ma udzieloną zgodę na używanie mikrofonu).
Wróćmy jeszcze na chwilę do możliwości aplikacji w trybie Bluetooth. W moim przypadku aktywny pozostał jedynie ekran, który widzieliście na 3 screenie z powyższej galerii, mogłem więc jedynie … podejrzeć stan baterii Roam. Nici z przesyłania muzyki poprzez aplikację Sonos – nie działa nie tylko Tidal czy pliki z pamięci lokalnej smartfona, ale też radio, z którego Sonos jest tak dumny.
Jak zatem puszczać muzykę poprzez Roam pracujący w trybie Bluetooth? Zwyczajnie – tak jak przez każdy inny głośnik tego rodzaju, kiedy odtwarzane są za jego pomocą wszystkie dźwięki, jakie słyszymy ze smartfona: od powiadomień począwszy, a kończąc na każdej aplikacji.
Nie wiem, jak system płynnego przełączania się z Wi-Fi na Bluetooth zadziała na innych urządzeniach, u mnie (jak widzieliście na screenach) zupełnie sobie nie poradził, a Roam w trybie Bluetooth zamienił się w „zwykły” (choć wciąż wyróżniający się brzmieniem) przenośny głośnik.
Zastanawia mnie także kwestia związana z parowaniem dwóch urządzeń w stereo: producent zastrzega, że dwa Roamy w tym systemie pod Wi-Fi to żaden problem, ale już po Bluetooth połączenie stereofoniczne ma być niemożliwe. Trochę to dziwne, bo nawet niedrogie głośniczki bezprzewodowe oferują takie rozwiązania – szkoda, że do testów dostałem jednego Roama, bo chętnie bym sprawdził, jak to wygląda w praktyce.
Sonos Roam: aplikacja
Kilkukrotnie miałem już okazję pisać o aplikacji Sonos i tym razem przedstawię ją w telegraficznym skrócie, po więcej odsyłając do wcześniejszych tekstów (m.in. test Sonos Move). Ciągle stoję na stanowisku, że Sonos opracował wzorcowy system do streamingu i multiroomu, który poprowadzi za rączkę nawet zupełnego laika.
Po sparowaniu głośniczka z aplikacją tworzymy konto:
To jeszcze nie koniec mentorskich możliwości Sonosa, bo dostajemy także czytelne wskazówki, z jakich niestandardowych możliwości Roam możemy skorzystać:
Aplikacja działa bez zastrzeżeń i pozwala słuchać muzyki z lokalnych plików, serwisów streamingowych (m.in. Tidal czy Spotify), radia Sonos czy radia internetowego. To jeden z tych systemów, który pozwoli cieszyć się muzyką z multiroomem obsługiwanym tak intuicyjnie, że poradzi sobie z tym każdy – nawet nie przepadający za czytaniem instrukcji nowicjusz.
Jak gra Sonos Roam?
Tym razem bez ogródek: o ile Move przeszkadzał zbyt ciepłym brzmieniem, to Roam oferuje dokładnie takie granie, jakiego spodziewałbym się po urządzeniu topowego producenta. Przychodzi mi do głowy proste zestawienie, które sprowadza się do różnicy analogicznej jak w przypadku Sonos One i Sonos Five – Roam prezentowałby podobne możliwości, co kultowa „Jedynka”.
Testowałem już sporo głośników przenośnych i dotąd nie spotkałem się z tak zabawną reakcją postronnych osób, które prosiłem o sprawdzenie, jak głośno jest w stanie zagrać bohater naszego testu: większa część po prostu zaczynała się uśmiechać z niedowierzaniem, kiedy coraz bardziej zwiększała moc urządzenia.
To nie koniec, bo przechodzimy do sedna mocy Sonosa: w zasadzie to pierwszy głośnik tego rodzaju, który nie wpada w konwulsje w okolicach maksymalnej głośności i ciągle gra tak czysto, jak to możliwe!
Żeby jednak nie było tak różowo, Roam to nie tylko same pozytywy brzmieniowe, bo nie do końca udało się jeszcze opanować kwestię związaną z zestrojeniem przy różnej głośności.
Irytuje mnie jedno – owszem, Sonos potrafi zagrać tak, że większa część tańszej konkurencji może schować głowy w piasek, ale … o ile system Automatic Trueplay (lepiej lub gorzej) razi sobie z rozpoznawaniem przestrzeni, w jakiej przyszło mu grać, to dlaczego urządzenie nie potrafi dostosować siły basu do skali głośności?
Roam może pochwalić się mięsistym basem, który u osób mających z nim do czynienia po raz pierwszy powoduje efekt łał. Niestety, o ile przy średniej i wyższej skali głośności brzmi to zwykle bardzo dobrze, to już przy odsłuchu cichym daje w kość.
Dlaczego? Wyobraźcie sobie taką sytuację – pracujecie przy lapku, Sonos ląduje 30 cm od klawiatury, puszczacie muzykę tak, by jej głośność Was nie rozpraszała i pojawia się zgrzyt w postaci nadmiaru basów, które w zestawieniu z niewielką mocą całości nieprzyjemnie dudnią…
Trudno mi zrozumieć, dlaczego w dobie implementacji systemów, potrafiących dostosować brzmienie do otaczającej głośnik przestrzeni, nie radzą sobie one ze skalowaniem ilości basu serwowanego przy określonej głośności.
Reasumując: Sonos Roam gra zaskakująco mocno, przestrzennie i zarazem rozrywkowo, brzmieniowo deklasując większość konkurencji. Jedyne zastrzeżenia, jakie mam, dotyczą tu zautomatyzowania pewnych ustawień – wiem, że wymagam sporo, ale skoro TruePlay tak świetnie spełnia swoje zadanie, to dlaczego nie pójść jeszcze krok dalej?
Czy warto kupić Sonos Roam?
Mam wrażenie, że Sonos trochę przespał ostatnie miesiące i piszę to jako fan marki: Roam to głośnik, który pojawia się tak, jakby amerykański producent nie zauważał istnienia konkurencji. A ta – niestety dla producentów drogich głośników, a „stety” – dla klientów – nie śpi.
Pozwólcie, że przytoczę dwie nazwy:
- Anker Soundcore Motion+ (nasz test Anker Soundcore Motion+), oferujący wsparcie apki i kapitalne, klarowne brzmienie,
- Tronsmart Force 2 (recenzja Tronsmart Force 2), przeznaczony dla fanów bardziej rozrywkowego zestrojenia.
Tak, wiem – żaden z nich nie jest „inteligentny” nawet w ćwierci tego, co oferuje Roam – ale zastanówmy się przez chwilę, co zostaje ze specyficznej mocy Sonosa bez Wi-Fi?
Kiedy zabieramy urządzenie w plener (a taka jest przecież natura tego głośnika!) tracimy przewagę w postaci aplikacji i zostaje to, co oferują konkurenci – czyli połączenie przez Bluetooth.
Roam pozbawiony supermocy Sonosa staje się świetnym celem choćby dla Ankera, który kusi podobnym dźwiękiem i dwukrotnie niższą ceną.
Oba przywołane głośniki (zwłaszcza Anker) zaoferują dobre brzmienie, trzeba jednak powiedzieć wprost, że to Sonos będzie grał tak, jak oczekiwalibyśmy od urządzenia za 800 zł.
Amerykański potentat odnalazł klucz do dobrego dźwięku i jeśli masz ciepłe wspomnienia z modelem One (albo używasz go ciągle), Roam będzie dla Ciebie świetnym uzupełnieniem systemu.
Czy Roam będzie ciekawym biletem wstępu do ekosystemu Sonos dla osób, które chcą zacząć z nim przygodę? Przy całej sympatii dla tego głośniczka mam wrażenie, że lepszym rozwiązaniem byłby w takiej sytuacji One, który – choć wyłącznie stacjonarny – zaoferuje pełniejsze i potężniejsze brzmienie.
Uwaga: podobno za chwilę ma pojawić się aktualizacja, która usprawnia przełączanie pomiędzy rodzajem połączenia – jeśli będzie tak w istocie, śmiało możecie dodać do oceny co najmniej jedno oczko.
Sonos Roam to ciekawe urządzenie o ponadprzeciętnym dźwięku i podobnej cenie. Warto pamiętać, że z pełni możliwości aplikacji skorzystamy jedynie z Wi-Fi, natomiast w trybie Bluetooth charakterystyczne rozwiązania marki stają się niedostępne.
Mimo to, Roam kusi klarownością i siłą brzmienia, kompaktowymi rozmiarami, działaniem autokalibracji, pakietem opcji w trybie Wi-Fi – jeśli tylko cena nie stanowi dla Was problemu, to mobilny głośnik, który wyrasta ponad konkurencję w swojej klasie i gabarytach.
ZALETY
|
WADY
|
Ceny Sonos Roam
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.