Testujemy Moshi Avanti Air: słuchawki, które wyglądają jakby zostały teleportowane wprost ze Złotej Ery Audio! Wszechobecny metal, odważna konstrukcja i … wpadki, które w tej klasie urządzenia nie powinny mieć miejsca.
Jakiś czas temu na łamach gsmManiaka miałem przyjemność testować bezprzewodową ładowarkę (zobacz test Moshi Lounge Q Wireless) od producenta, który stoi za bohaterem dzisiejszej recenzji.
Moshi to marka, która wyraźnie celuje w fanów oryginalnych projektów i wysokiej jakości wykonania. O ile w przypadku ładowarki zadanie nie jest zbyt skomplikowane, to już przeniesienie tych idei do świata nausznych słuchawek bezprzewodowych – tak.
Sprawdzamy, co pozostaje z Moshi Avanti Air po odarciu z designu.
Moshi Avanti Air: specyfikacja
- Zakres częstotliwości: 15 – 22,000 Hz
- Impedancja: 32 Ω
- Rodzaj magnesu: neodymowy
- Średnica przetwornika: 40 mm
- Format przesyłania strumieniowego: SBC, AAC, aptX
- Wersja Bluetooth: 4.2
- Maksymalny zasięg: do 10 m
- Regulacja głośności, odbieranie, kończenie i odrzucanie połączeń
- Pojemność akumulatora: 520 mAh
- Czas odtwarzania muzyki: do 27 godzin przy głośności 50%
- Pełne naładowanie: do 2,5 godziny
- Szybkie ładowanie: 15 min przedłuży działanie słuchawek nawet do 4 godzin
- Obsługa asystenta głosowego
- Akcesoria: przewód USB, etui podróżne
Avanti Air nie są już słuchawkami pierwszej świeżości, o czym świadczy choćby dość leciwa wersja Bluetooth 4.2. Na pokładzie nie zabrakło kodeków AAC i aptX, ale nie ma mowy o aptX HD czy LDAC – to kolejna kwestia, która sprawia, że dostrzegamy różnice pomiędzy Moshi a obecnymi słuchawkami z analogicznej półki cenowej, gdzie poza wyższymi kodekami znajdziemy m.in. ANC.
No właśnie – recenzowany model zaskakuje brakiem redukcji hałasów otoczenia, ale kiedy tylko weźmiemy go do ręki, będzie jasne, że nauszna (nie wokółuszna!) konstrukcja i tak utrudniłaby brakiem jakiejkolwiek pasywnej izolacji jego działanie.
Producent chwali się zastosowaniem przetworników o nazwie XR40, wyposażonych w membrany celulozowe i ukrytych w kompozytowych obudowach z włókna szklanego. O jakość rozmów dbają mikrofony z funkcją Clear Voice.
Dopóki nie wyjrzymy poza technikalia i nie zwrócimy uwagi na design urządzenia, będzie nam trudno zrozumieć, skąd aspiracje Moshi do tak odważnej wyceny Avanti Air, który na oficjalnej stronie kosztuje 329,95 euro!
Moshi Avanti Air: design w stylu złotej ery audio, ale …
Urządzenie otrzymujemy w efektownym opakowaniu, na którego froncie zauważymy dumnie (i słusznie!) eksponowane odznaczenie Red Dot Design Award. Pudełko otwieramy jak księgę: wewnątrz umieszczono etui ze słuchawkami, kabel ładujący i niewielką instrukcję.
Niestety, to wszystko – choć początkowo szukałem jeszcze kabla do połączenia przewodowego, to po spojrzeniu na słuchawki zrozumiałem, że to zbędny trud, bo konstruktorzy nie przewidzieli nic poza Bluetooth. Trudno mi zrozumieć takie podejście: zakładamy, że przez nieuwagę nie podładowaliśmy słuchawek i wówczas zostajemy na lodzie, z gadżetem, który może stanowić efektowne nauszniki…
Moshi składają się jedynie do wewnątrz – muszle nie są odchylane, przez co nie jesteśmy w stanie wyraźnie zmniejszyć rozmiarów słuchawek do transportu poza dedykowanym etui. Warto podkreślić, że etui służące do przenoszenia jest niewielkie i może pochwalić się wewnętrznym usztywnieniem, dzięki czemu nie musimy obawiać się o przypadkowe uszkodzenie Avanti w transporcie.
Mój początkowy zachwyt designem Moshi szybko przygasł i to nie tylko dlatego, że po obejrzeniu słuchawek na żywo można szybko wychwycić źródła inspiracji, którym będzie miks Sennheisera i B&O:
Solidne inspiracje są zawsze w cenie, jeśli idą w parze z równie solidnymi materiałami, jakich użyto do wykończenia urządzenia. O ile metalowi, stanowiącemu podstawę pałąka i zawiasów słuchawek, nie sposób niczego zarzucić, to już ekoskórze na padach i wewnętrznej części pałąka – tak. Jest to niestety tworzywo przeciętnej jakości, przez co zostajemy niemal pozbawieni wentylacji, a odczucie ciepła zostaje spotęgowane.
Nie rozumiem też, dlaczego wewnętrzna część pałąka jest tak twarda – fragment, który styka się z głową, powoduje ucisk i konieczność przesuwania słuchawek co kilkanaście minut.
Słuchawki takie jak topowe (choć niewiele droższe od Moshi!) Sennheiser Momentum M3 (test Sennheiser Momentum M3 Wireless) czy przewodowe, ale sporo tańsze Philipsy Fidelio (test Philips Fidelio X3) powodują, że Avanti Air czerwienią się z zazdrości nie tylko przez porównanie brzmienie, ale także jakości materiałów i komfortu użytkowania.
Dwa słowa na temat dedykowanej aplikacji: niby jest, ale … nie działa. Owszem, bez trudu ściągniemy Moshi Bluetooth Audio z Google Play, ale za nic na świecie nie udało mi się jej odpalić na swoim smartfonie (Huawei P30 Pro).
Z tego, co wyszperałem w Sieci, niestety nie jest to jednostkowy problem i nie tylko u mnie aplikacja nie chciała zmienić początkowego ekranu na dalsze. Jednym słowem: nici z zabawy korektorem czy aktualizacji oprogramowania.
Nie mam dobrych wieści dla fanów rozmów telefonicznych: jakość połączenia jest przeciętna, jego głośność również, a dodatkowo moim rozmówcy skarżyli się na wyraźne echo.
Reasumując: bliższe przyjrzenie się Avant Air pozostawia niesmak. Słuchawki słabo trzymają się głowy, wciskane przyciski są trudno wyczuwalne, nauszna konstrukcja powoduje, że zostajemy pozbawieni jakiejkolwiek izolacji od hałasów otoczenia, a pady szybko dają się nam we znaki (twarde, płaskie, potęgujące uczucie ciepła).
Jak brzmi Moshi Avanti Air?
Tak, jak budowa słuchawek po bliższym przyjrzeniu sporo straciła na atrakcyjności, tak również dźwięk (mimo zachęty w postaci obsługi aptX i przetworników, o których z dumą opowiada na swojej stronie producent) nie jest tym, czego można by się spodziewać.
Avanti Air oferują dość zrównoważone, ale pozbawione większej ekspresji brzmienie, które w przypadku współczesnej muzyki wyda się zbyt delikatne i pozbawione jędrnego basu.
To jeden z tych modeli, które lepiej sprawdzą się w jazzie czy starszym rocku, gorzej w popie i elektronice. Niestety, w przypadku bardziej wymagających gatunków zaczynamy odczuwać przeciętną dynamikę, dość wąską scenę, skompresowane brzmienie i zupełny brak tego czegoś, co pozwala bezgranicznie zanurzyć się w muzyce.
Z kolei fani współczesnych brzmień z loudnessowymi naleciałościami odstręczy od Avanti przeciętny bas, który nie ma szans zaistnieć tak, jak w słuchawkach z konkurencyjnego pułapu cenowego (ba! dużo tańsza Jabra 85h zjada je pod tym względem na śniadanie).
Najgorsze jest to, że podobne problemy z mało angażującym dźwiękiem mogą mieć budżetowe konstrukcje, a tu mówimy o modelu wycenionym na grubo ponad 1000 zł …
Czy warto kupić Moshi Avanti Air?
Moje rozważania nad sensem zakupu Avanti Air przerwał sam producent, wyceniając ten model na ponad 300 euro. Zresztą spójrzcie sami na konkurencję, jaką kupimy za podobne pieniądze:
- Sony WH-1000XM4 (w dużych sklepach według Ceneo zapłacimy około 1400 zł)
- Denon AH-GC30 (niespełna 1000 zł według Ceneo),
- Sennheiser Momentum M3 AEBTXL Wireless (około 1450 zł według Ceneo).
Za drogo? Bez trudu znajdziemy sporo tańsze słuchawki, które może nie będą topowo wykończone, ale brzmieniowo i funkcjonalnie zjadają Moshi na śniadanie:
- Jabra Elite 85h (na Allegro zapłacimy za nie nieco ponad 600 zł!),
- Philips TAPH805BK (rekordzista cena-jakość, za którego według Ceneo zapłacimy 400 zł).
Gdyby miał podsumować swoją przygodę z Moshi, powiedziałbym, że niby człowiek wiedział, ale się łudził. Avanti Air kusiły nieprzeciętnym wyglądem i kapitalnym retro projektem, ale suma doświadczeń, jakie oferują, nijak ma się do ich wyceny.
Pal licho, że dźwięk nie jest tak angażujący, jakbym oczekiwał – to słuchawki lajfstajlowe i można przymknąć oko na przeciętne brzmienie. Przede wszystkim nie przekonuje mnie ich konstrukcja, z pałąkiem, który nie zapewnia dobrego trzymania na głowie oraz groteskowo od niej odstaje.
Dodajmy do tego niezbyt wygodne nausznice i braki:
- kodeków wyższej jakości,
- dotykowego sterowania,
- działającej aplikacji,
- ANC,
a okaże się, że Moshi mocno przeszarżowało z ceną.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.