Wczoraj obejrzałem nowego Jamesa Bonda. Jako wieloletni fan serii nie jestem do końca usatysfakcjonowany No Time To Die, a dobrych momentów było tyle, co w specyfikacji Nokii XR20. Kilka. Zapraszam do mojej absolutnie-nie-recenzji.
Recenzji nowego Jamesa Bonda w sieci znajdziesz dziesiątki, a ten tekst na pewno nie jest jedną z nich. Krytyk filmowy ze mnie taki, jak z Nokii lider rynku smartfonów w 2021 roku. Chciałbym jednak podzielić się kilkoma wrażeniami z seansu i debiutu Nokii w roli oficjalnego telefonu najpopularniejszego szpiega wszech czasów.
Materiał zawiera spojlery na temat treści filmu No Time to Die.
No Time To Die to najsłabszy Bond dla fana nowych technologii
Po wczorajszym seansie zabrałem się do czytania recenzji dostępnych w sieci i czasami miałem wrażenie, że oglądałem inny film. Niemal wszyscy zgodnie twierdzą, że Bond nie jest już niezniszczalną maszyną do zabijania, ale człowiekiem, którego kule się imają. Wydaje mi się, że podczas sceny na wyspie tego-głównego-złego wyszli do toalety i zostali tam na 15 minut, bo montaż wyglądał na żywcem wyjęty z Johna Wicka.
Gdyby to nie był Bond, to nie miałbym tego za złe. Lubię kino akcji i wszechobecna rozpierducha mi nie przeszkadza. Cała sekwencja z wejściem do wieży kontrolującej wrota prowadzące do podziemnego kompleksu 007 rozdaje headshoty jak mój rówieśnik w Counter Strike’u z dwoma aimbotami – w czasach gimnazjum. Jeśli to nie jest niezniszczalna maszyna do zabijania, to nie wiem, kto nią jest.
Dla dopełnienia obrazu brakowało mi jedynie, by – kompletnie bezbarwny na tle tajemniczego kapelusznika z filmu Goldfinger – zaufany tego-głównego-złego zginął przy pomocy ołówka. To trzeba zobaczyć samemu, polecam – głównym bohaterem sceny znowu jest oko, a frazes rzucany przed Bonda bardzo mnie rozbawił, choć raczej nie był to zamierzony przez twórców efekt.
Dlaczego tak uparłem się na tego-głównego-złego? Bo Rami Malek, który bardzo podobał mi się w Mr. Robot czy filmie o zespole Queen, tutaj kompletnie zawodzi. Pewnie aktorsko wypada dobrze, nie znam się na tym i nie zamierzam oceniać jego warsztatu. Jestem tylko prostym widzem, dla którego pokerowa twarzy Madsa Mikkelsena z Casino Royal była szczytem przeciwnika dla 007.
Nokia sponsorem, Bond – egzekutorem
No dobra, to tyle o samym filmie, który moim zdaniem i tak fajnie zobaczyć. Co z tą Nokią? Na początku filmu bohaterowie korzystają wyłącznie z prostych modeli i rozumiem ten zabieg. Tłumaczyłem go sobie na dwa sposoby – po pierwsze, to retrospekcja (choć tylko sprzed 5 lat, więc nie do końca trafiona z wyborem urządzenia). Po drugie, Bond chciał zniknąć, więc smartfon kolekcjonujący wszystkie dane o użytkowniku raczej nie jest szczęśliwym wyborem.
Jak pewnie wiecie, smartfonem Bonda została Nokia XR20, czyli pierwszy odporny telefon od fińskiego producenta. Nie chcę tu się jakoś szczególnie wyzłośliwiać, bo ostatecznie sponsor to sponsor. Wzmocniona obudowa i tak lepiej pasuje do arsenału gadżetów 007, niż pozostałe modele w ofercie Finów. No właśnie – gadżety.
Z każdym kolejnym filmem Bond coraz mniej bazował na gadżetach. Pamiętacie, gdy Pierce Brosnan sterował swoim samochodem z poziomu znacznie mniej zaawansowanego Sony Ericssona? W tej części fani technologicznej strony Bonda nie mają czego szukać. Ot, zegarek z impulsem elektromagnetycznym, urządzenie do śledzenia czy wspomniane bioniczne oko – to wszystko.
Podsumowując, nowy Bond nie był dla mnie filmem dla fanów, cóż, Bonda. Współpraca z Nokią natomiast została koncertowo zmarnowana dla gadżeciarza, bo ich smartfon jest dobrze wyeksponowany tylko w… jednej scenie. Tak – James użył go wyłącznie do tego, żeby zadzwonić. I będąc szczerym, to nie jestem nawet pewien, czy była to XR20, bo coś nie do końca pasował mi wygląd aparatu.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.