Apple Watch spektakularnie ochronił przed śmiercią pewnego 54-latka. Zegarek poprawnie wykrył bardzo niebezpieczną chorobę serca, która w krótkim czasie mogła doprowadzić do zgonu.
Dobrych wiadomości nigdy za mało, prawda? Przed nami kolejna historia ze smartwatchem Apple w roli głównej. Tym razem jest ona naprawdę spektakularna.
Cała sprawa miała miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie 54-letni David Last otrzymał od swojej żony zegarek w prezencie urodzinowym.
Sprzęt od razu wychwycił nieprawidłowości – wskazał, że tętno spoczynkowe jego posiadacza wynosiło zaledwie 30 uderzeń na minutę. Taki wynik udało się zarejestrować zegarkowi wielokrotnie.
Prawidłowy wynik powinien wskazywać natomiast od 60 do 100 uderzeń na minutę – różnica jest więc diametralna. Zaskoczony użytkownik stwierdził, że zapewne sprzęt jest wadliwy.
Po dłuższym zastanowieniu Last postanowił jednak wybrać się do lekarza – w ten sposób trafił do kardiologa, który skierował go na szereg badań. To, co spotkało mężczyznę w szpitalu, zaskoczyło wszystkich – łącznie z medykami.
Apple Watch wykrył blok serca
Okazało się bowiem, że podczas 48-godzinnego badania EKG serce mężczyzny zatrzymało się aż 138 razy w 10-sekundowych odstępach. Sprawcą niebezpieczeństwa okazał się bezobjawowy blok serca trzeciego stopnia. Taki stan mógł w każdej chwili zakończyć się nagłą śmiercią.
Mężczyzna w trybie natychmiastowym przeszedł operację ratującą życie – lekarza wszczepili mu rozrusznik serca. Można więc śmiało powiedzieć, że jego życie uratował smartwatch, który zaalarmował o problemie. Mężczyzna nie miał bowiem żadnych objawów swojej choroby.
Moja żona ciągle powtarza, że uratowała mi życie i nie myli się. Gdyby nie kupiła mi zegarka Apple Watch na urodziny, nie byłoby mnie tutaj. Zawsze będę jej za to wiecznie wdzięczny. Poza ładowaniem, teraz zawsze mam go na sobie.
– dodaje mężczyzna
Przeczytaj również
Europejska premiera Huawei Watch D. Jego funkcje zwalają z nóg (i cena też)
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.