Pamiętacie, jak kilka lat temu, niemal niepostrzeżenie przeszliśmy z typowych „kobył”, ot chociażby Nokii 5510 i pokrewnych jej modeli do świata eleganckich, smukłych kształtów? Wraz z tym procesem powolutku postępowała także i miniaturyzacja poszczególnych składowych urządzeń mobilnych. Co ważne, ta właśnie fala miniaturyzacji nierozerwalnie wiązała się ze wzrostem jakości oraz coraz to lepszą, dającą nam coraz to więcej możliwości, specyfikacją techniczną.
Gdy prześledziłem pokrótce historię swoich telefonów komórkowych, odkryłem, że mimowolnie zatoczyłem pewnego rodzaju koło: po erze dobrze leżących w kieszeniach telefonach komórkowych, poszukując coraz to nowocześniejszych rozwiązań, które zaoferują mi jeszcze więcej funkcji (pomijam tu fakt, że w codziennym użytkowaniu ani ja, ani przeciętny użytkownik nigdy nie zagospodarujemy potencjału 4-rdzeniowego procesora) znowu wylądowałem w tym miejscu, gdzie przy dobrym zamachu byłbym w stanie telefonem dość poważnie uszkodzić jakąś osobę, która stanęłaby mi na drodze. Gdzieś w tym wyścigu gigaherców, cali oraz systemów operacyjnych, powoli zacierają się nam kolejne granice, co dość dobrze obrazuje trend, jaki wszyscy mogliśmy obserwować na targach CES 2013.
Dziwią Cię, szanowny użytkowniku, ekrany o przekątnej rzędu 5 cali? Cóż, w obecnych trendach, najwyraźniej jeszcze po prostu nie dorosłeś do tego typu komórek, jesteś technologicznym dinozaurem, który z łezką w oku wspomina „gigantyczne” ekrany o przekątnej 2.8 cala a najlepiej, to szybko dostosuj się do nowych realiów i kup nasz nowy, 5-calowy telefon!
Wydaje mi się, że ten trend już niebawem może się odwrócić. Przyczyna jest prozaiczna. Za dwa lata wszyscy ci, którzy chcą być na topie nie mogą przecież biegać z 7-9-calowymi tabfonami po mieście, bo gdzieś przecież zaistnieje granica, kiedy bardziej rozgarnięci użytkownicy powiedzą „stop” w wyniku czego wiodący producenci komórek nie zarobią. A na to nie mogą oni sobie pozwolić pod żadnym pozorem.
W jaką stronę skręci branża mobilna? To pytanie niejako z automatu pcha się na usta. Sporo osób uważa, że świat smartfonów naturalnie wyhamuje, osiągając pewną określoną wielkość, dajmy na to 6 cali, która będzie tylko dozbrajana. Tą drogą od kilku lat szło Apple i strategia ta zdawała się sprawdzać dość dobrze. Moim zdaniem, ten scenariusz ma relatywnie małe szanse na ziszczenie się. Pozostaję zwolennikiem efektu wtórnej miniaturyzacji, który pozwoli na dysponowanie nawet i 7-calowym ekranem, który jednak będzie zajmował w kieszeni dużo mniej miejsca, niż obecne 4-calowe smartfony.
Nadzieją na taki stan rzeczy zdają się być giętkie wyświetlacze, nad którymi intensywnie pracuje Samsung a zapewne większa część branży mobilnej również w swoich laboratoriach dopieszcza bliźniacze technologie. Co byście powiedzieli na zwijany, w pełni giętki ekran działający na zasadzie rolki, zamknięty w jednolitej, eleganckiej obudowie, wyposażonej w podstawowe ikony powiadomień? Patrząc na szybkość rozwijania się mobilnych technologii, tego typu scenariusz może zaskoczyć nas wszystkich całkiem szybko.
A jak Waszym zdaniem będzie wyglądał smartfon za jakieś 2-3 lata? Może jednak będziemy usiłowali upchnąć do kieszeni 8-calowe potwory z 16-rdzeniowymi procesorami?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.