Miałem co najmniej mieszane uczucia, gdy Apple zdecydowało się zerwać umowę ze Scottem Forstallem. To w końcu ten człowiek jest odpowiedzialny za obecny stan iOS, pierwszego prawdziwie innowacyjnego systemu mobilnego, a obecnie drugiego pod względem popularności na świecie.
Niemniej jednak Forstalla już nie ma. Razem z nim stopniowo będzie znikać idea skeuomorfizmu, czyli cyfrowych metafor rzeczywistych przedmiotów i powierzchni, którą Scott zdawał się wręcz uwielbiać. Z jednej strony – jako użytkownik iPhone’a – jestem z tego faktu zadowolony, bo wreszcie powinien wraz z iOS 7 nastąpić lifting. System mobilny Apple zrobił się po prostu nudny pod kątem designu. Jego bazowy projekt nie uległ zmianie od momentu premiery pierwszej słuchawki w 2007 roku.
Po co zmieniać coś, co działa?
Ano po to, by pokazać, że da się to zrobić lepiej i ciekawiej. Że innowacyjność Cupertino nie kończy się na jednym, jedynym układzie. Należy zachować stabilność, ale unowocześnić sam wygląd. Dodać od dawna wyczekiwane funkcje. Może nietrafnie, ale pewne nadzieje pokładam w Jonathanie Ive, głównym projektancie, który obecnie będzie też odpowiedzialny za interfejs OS-a.
Wyczekuję po pierwsze menu szybkich ustawień rodem z Androida. Włączanie i wyłączanie Wi-Fi z poziomu ustawień jest po prostu żmudne, zniechęcające. Po przesiadce z systemu Google’a była to jedna z rzeczy, która najbardziej irytowała. Podobnie zresztą z deaktywacją transferu danych celem oszczędzenia baterii. Szybko tego nie da się zrobić – musisz najpierw odszukać odpowiednie menu, następnie wejść do właściwej sekcji i dopiero tam wyłączyć funkcję.
Kolejna sprawa to potrzeba wyświetlania większej ilości informacji na zablokowanym ekranie. Podobnie jak w powyższym przypadku, da się to osiągnąć po jailbreaku; osobiście jednak wolę pozostać przy oryginalnej wersji systemu, głównie ze względów bezpieczeństwa. Z chęcią zobaczyłbym jednak – oprócz godziny – skromną ikonkę z aktualną temperaturą i choćby pojedynczy wers subskrypcji czytnika RSS. Jedyną możliwością osiągnięcia tego ostatniego jest instalacja, przykładowo, News360 i aktywacja powiadomień push. I nie powiem, że to rozwiązanie należy do najwygodniejszych. Nie należy. Absolutnie.
Nie narzekałbym na pewno na zabezpieczanie hasłem aplikacji i folderu. Paranoikiem nie jestem, ale pliki, programy i zdjęcia związane ze sprawami służbowymi z chęcią schowałbym za czterocyfrowym kodem.
Wyciszanie powiadomień podczas rozmowy to, że posłużę się zapożyczeniem, must-have. Nie mam pojęcia, dlaczego Apple jeszcze tego nie zrealizowało.
Popularność niezależnych klientów pocztowych tłumaczyłem sobie na dwa sposoby – po pierwsze, są bardziej przyjazne dla użytkownika. Po drugie – lepiej radzą sobie z załącznikami. Oryginalna skrzynka pocztowa dla iPhone’a czy iPada w dalszym ciągu woła o pomstę do nieba w tym drugim przypadku. Przejście do opcji, która pozwala na dołączenie pliku, zajmuje sporo czasu, zwłaszcza w przypadku czegokolwiek innego niż zdjęcia i inne pliki multimedialne. Kilka pomysłów na optymalizację przedstawił Rene Ritchie, koncentrując się na przykładach aplikacji Sparrow czy Mailbox. Autor sugeruje również, że zwykła przeglądarka dokumentów (nie plików, bo na to nie ma co liczyć) ułatwiłaby życie użytkownikom iOS.
Wracając na chwilę do alternatyw dla skeuomorfizmu – jak wyglądałby iOS bez tego rodzaju pomysłów? Cóż. Jeśli zostać przy obecnym układzie – nienajlepiej. Na łamach iMore można znaleźć interesujący projekt, przedstawiający wizję ujednoliconego interfejsu. Patrząc na poniższe grafiki zastanawiam się, czy system nie prezentowałby się lepiej po „spłaszczeniu”, po likwidacji gradientów z belek. To poniekąd wizytówka iPhone’ów, ale jednak jest to wizytówka nudna. I przede wszystkim sześcioletnia.
Sens drobnych aktualizacji?
Ostatni update do wersji 6.1 wywołał wśród Was mieszane opinie – i po części to rozumiem, ale tylko po części. Jedynym minusem, z jakim musi liczyć się użytkownik, jest sam proces aktualizacji, który zresztą szczególnie wymagający nie jest. Nie zajmuje dużo czasu. Owszem, może w Europie poprawka nie wniosła wiele nowego (w Stanach zresztą też nie), ale liczy się też zbudowanie pewnego wrażenia. Kolejne funkcje przyjdą przecież (mam nadzieję) z nadchodzącym wielkimi krokami iOS 7.
Apple pokazało, że w dalszym ciągu dba o klientów wyposażonych w niemal czteroletnie słuchawki 3GS i za to należą się im gromkie oklaski. Wprowadzanie drobnych poprawek kosmetycznych w odtwarzaczu, wsparcia dla kolejnych dostawców LTE, „bugfixów” i innych, skromnych usprawnień może nie jest sytuacją idealną, ale w żadnym wypadku nie jest niczym złym. Choćby dlatego, że w 36 godzin po udostępnieniu, iOS 6.1 znajdował się już na 22 procent wszystkich iUrządzeń.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.