Na świecie istnieją dużo większe problemy, niż to, czy Jonathan Ive spłaszczy iOSa, albo to, czy Samsung wreszcie wsadzi do serii Galaxy więcej aluminium. Jedna i druga firma świetnie radzą sobie w zakresie projektowania swoich flagowych urządzeń – i tych mniej flagowych zazwyczaj też.
Niektórzy nie mają tyle szczęścia.
W poprzednim zestawieniu uderzyła mnie wątpliwa uroda niektórych konstrukcji, dlatego ten wpis zdecydowałem się poświęcić w całości designowi, który nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego. Nigdy nie powinien opuścić fabryki. W ogóle nigdy nie powinien powstać w niczyjej głowie.
Virgin Lobster
Nawet Branson może się pomylić.
Lobster pozwalał na darmowy dostęp do mobilnej telewizji, co oczywiście musiało zostać zaznaczone osobnym, paskudnie zlokalizowanym przyciskiem. Nie jestem w stanie racjonalnie uzasadnić jego położenia.
Toshiba G450
Dobry design przychodzi z czasem.
Współcześnie produkowane ultrabooki Toshiby są naprawdę ładne, jednak przeszłość japońskiej korporacji na rynku telefonicznym nie jest już tak świetlista. Za przykład niech posłuży G450, telefon, który wygląda jak zdigitalizowane pudełeczko na szkła kontaktowe.
Nokia 3650
Nie tylko funkcjonalność tu kuleje.
Rozmieszczenie przycisków na klawiaturze skutecznie zminimalizowało szanse na sukces tego specyficznego modelu. Nie pomagała też cena, która w momencie premiery wynosiła ponad 400 dolarów.
Siemens Xelibri
Szybko wycofany.
W tym przypadku nawet producent wiedział, że Xelibri nigdy nie stanie się hitem. W chwilę po wprowadzeniu na rynek, Siemens zdecydował się wycofać produkt ze sprzedaży.
Samsung Cleo
Puderniczka powinna pozostać puderniczką.
Może to rzeczywiście był telefon kierowany do płci pięknej, jednak nawet ta nieszczególnie go chciała.
Złoty telefon z Buddą
Nie. Po prostu nie.
Złoto, aparat, wyświetlacz, możliwość obsługi dwóch kart SIM i więcej religii, niż w połowie świątyń na świecie.
Compulab Exeda
Coś chyba poszło nie tak.
Ten smartfon ma nie tylko 3,5-calowy wyświetlacz, ale też procesor taktowany zegarem 520 MHz, maksymalnie ściśniętą, fizyczną klawiaturę QWERTY i… port ethernetowy.
Pantech Curitel GA400b
Istny koszmar pod każdym względem.
Większość podobnych rankingów bezapelacyjnie wygrywa wyżej zobrazowany Curitel. Swego czasu zastanawiałem się nad etymologią tego słowa i amatorską drogą doszedłem do względnie wiarygodnego wniosku, który jednak nawet w setnej części nie oddaje „uroku” konstrukcji Pantecha.
Rozbijmy je na dwa człony: curi oraz tel. Ten pierwszy może być początkiem angielskiego curious, czyli ciekawy. Połączenie obydwu fragmentów skutkuje więc „ciekawym telefonem” – nikt chyba nie zaprzeczy, że GA400b wzbudza swego rodzaju ciekawość. Problem tylko w tym, że jest to raczej ciekawość niezdrowa.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.