Wczoraj, 21 czerwca, w Słupsku miało miejsce dość specyficzne zdarzenie. Zaczęło się bowiem od kradzieży telefonu – ani to nowe, ani szczególnie nadzwyczajne. Dopiero później historia nabrała tempa, kiedy to złodzieje postanowili upłynnić swój łup.
Dyżurny Komendy Miejskiej dostał zgłoszenie o popełnieniu przestępstwa; mieszkanka na jednym z przystanków autobusowych stwierdziła, że odłożyła telefon na murek znajdującej się nieopodal niej. Na chwilę. Odwróciła się – a komórka zniknęła. Jak czytamy w MMTrójmiasto, kobieta była przekonana, że kradzieży dokonało dwóch mężczyzn stojących w pobliżu, którzy już wcześniej wydali się poszkodowanej podejrzani.
Gdy na miejsce przyjechała policja rozpoczęto ustalanie przebiegu wydarzeń. Jeden z funkcjonariuszy zdecydował się zadzwonić na numer telefonu kobiety, po czym usłyszał w słuchawce dwa męskie głosy, należące do wspomnianych wcześniej mężczyzn.
Starali się oni, cytując MMTrójmiasto:
gorączkowo odkryć sposób na zakończenie połączenia. Bez skutku, choć oni sami musieli być przekonani, że się udało (…)
Pozostając na linii postanowili wybrać się do pobliskiego lombardu. Policja, tymczasem, złożyła wizytę we wszystkich możliwych placówkach w okolicy. W jednej z nich pojawili się złodzieje. Wyjątkowo zresztą zaskoczeni widokiem funkcjonariuszy.
Mężczyźni usłyszeli zarzuty kradzieży. Każdemu grozi „pięcioletnia przerwa od używania telefonów komórkowych”.
Źródło: MMTrójmiasto
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.