Przed kilku dniami na blogu pisałem o przygotowywaniu się Androida do obsługi ogromnej rozdzielczości 4K i rozpoczynającej się modzie na upychanie w 4-calowych ekranach niewyobrażalnej ilości pikseli. Jednak czy to tak naprawdę jest nam potrzebne? Czy aby nie zachłysnęliśmy się trendem, który nie jest nawet potrzebny, lecz problematyczny?
Jakiś czas temu Apple zaprezentował iPhone’a 4 z ekranem Retina o rozdzielczości 640 x 960 pikseli. Przekątna tego ekranu wynosi 3,5 cala, więc w takiej sytuacji otrzymujemy zagęszczenie pikseli rzędu 326 PPI (pixels per inch – pikseli na cal). Dzięki temu użytkownik nie widzi na ekranie pikselozy – przede wszystkim tekst jest bardzo wyraźny. Jak twierdził niejeden recenzujący: ekran-żyleta.
Apple wyznaczył trend, który sukcesywnie zaczęły podłapywać inne koncerny. W ekrany telefonów zaczęto pakować coraz więcej pikseli, a dziś okazuje się, że komuś do głowy uderzył pomysł na upchnięcie w telefonie czy tablecie rozdzielczości 3840 × 2160 pikseli. Mało kto natomiast zdaje sobie sprawę z tego, że postępowanie tej mody nie jest absolutnie nikomu potrzebne, a i są środowiska, którym ładowanie milionów pikseli do telefonów bardzo utrudnia pracę i odbija się to na użytkownikach. Nie sposób też nie zauważyć, że przez megalomanię producentów użytkownicy oszaleli na punkcie pikseli, dając niejako wyraz swojej hipokryzji.
I tak nie zauważysz różnicy
Według niektórych badań i obserwacji, ludzkie oko generalnie nie jest w stanie identyfikować różnić w zagęszczeniu pikseli powyżej 300 PPI. W dużej mierze zależy to od kąta widzenia, odległości czy jasności ekranu, ale granica ta jest raczej nieprzekraczalna. A mimo to, kierując się naprawdę nie wiadomo czym, producenci wypuszczają telefony, u których zagęszczenie pikseli przekracza nawet 450PI.
Marnotrawienie mocy telefonu
Poza tym pomijamy pewną bardzo ważną rzecz – te ogromne rozdzielczości i ich skalowanie musi coś obsługiwać. Obecny software nie jest aż tak wymagający, aby trzeba było zamieszczać w telefonach specyfikacje zbliżone do specyfikacji komputerowych. Jednak jeżeli mamy do czynienia z rozdzielczościami HD lub większymi, to skalowanie odpowiednich dla nich obrazów jest czynnością bardzo obciążającą procesory graficzne. Korzystanie z wysokich rozdzielczości sprawia, że znaczna część mocy obliczeniowej telefonów jest poświęcana nie na bezpośrednio działanie aplikacji, ale np. na obsługę animacji czy skalowanie obrazu.
Zużycie energii
Idąc za ciosem, nie zapominajmy o tym, na co tak często ostatnio narzekamy. Podświetlanie milionów pikseli to najbardziej energożerny proces w telefonach, a producenci wcale nie dążą do tego, aby dać nam większe akumulatory. Panuje bardzo niezrozumiała dla mnie moda na coraz cieńsze urządzenia i upychanie pod klapkami rozmaitych niepotrzebnych elementów. A przecież można by się ich pozbyć, zwiększyć o dwa milimetry grubość urządzenia i dzięki temu mielibyśmy kolejny tysiąc mAh więcej. Telefoniczne koncerny nie dysponują żadną technologią, która znacznie wydłużyłaby czas pracy naszych baterii, za to lokuje się w telefonach kolejne miliony pikseli, a potem użytkownicy się dziwią, że ich nowe zabawki nie są w stanie wyciągnąć z jednego naładowania akumulatora więcej niż 5 godzin pracy. Takie „postępy” powinny iść w parze z rozwojem technologii związanych z bateriami, a tak się nie dzieje.
Fragmentacja
Ogromne rozdzielczości to także niewyobrażalny problem dla deweloperów. Przez to, że producenci sięgają po coraz bardziej zróżnicowane rozdzielczości, a przede wszystkim je zwiększają, na rynku pogłębia się zjawisko software’owej fragmentacji. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić jak bardzo zwiększa się ilość prac do wykonania nad aplikacją gdy trzeba ją zoptymalizować pod kątem setek różnych rozdzielczości. Kupę roboty mają też graficy, którzy muszą tworzyć w Photoshopie kilkadziesiąt takich samych grafik w różnych rozdzielczościach, aby delikwent pobierający aplikację z Google Play nie marudził, że na jego super nowym telefonie aplikacja X wygląda paskudnie.
Rosnące rozmiary aplikacji
A zastanawiałeś się nad tym, dlaczego gry na telefony rozmiarami dorównują pozycjom komputerowym? W dużej mierze odpowiadają za to duże rozdzielczości ekranów. Gry muszą być do nich dopasowane, ponieważ w innym wypadku stosowanie takich silników jak Unreal Engine byłoby bezsensowne. Natomiast im większa rozdzielczość ekranu, tym grafiki do niej dopasowane zajmują więcej miejsca i trzeba je ściągnąć, nawet jeżeli korzysta się ze średnio zaawansowanego telefonu.
Marketingowa bańka
Producenci zafiksowali się na punkcie liczby pikseli, a my to łyknęliśmy. Dziś analizowanie ekranów pod kątem kontrastów, odwzorowania kolorów, jasności czy kątów widzenia to sprawa drugorzędna. Najpierw mydli nam się oczy współczynnikiem PPI – im większy, tym lepiej. A wielkie koncerny, widząc jak bardzo nam się to podoba, co chwilę chwalą się wykorzystywaniem coraz lepszych specyfikacji w telefonach czy tabletach. A im większe wartości występują, tym bardziej użytkownicy na takie urządzenia są łasi, zwłaszcza jeżeli te wartości są lepsze niż u konkurencji.
To przykre, ale mało kto jest świadomy, że te niebotyczne ilości megaherców mają przede wszystkim udźwignąć ogromne rozdzielczości ekranów i związane z nimi procesy. Rozdzielczości, których wcale nie potrzebujemy.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.