Przed tygodniem opublikowaliśmy tekst podsumowujący rok 2013 w segmencie smartfonów. Skoro dokonaliśmy już analizy ostatnich czterech kwartałów, to czas pobawić się w przewidywanie przyszłości: co może przykuwać naszą uwagę w roku 2014? Propozycji jest całkiem sporo – jeśli nie doczekamy się oszałamiających premier i technologicznej rewolucji, to i tak nie będziemy mogli narzekać na nudę.
Czy iPhone 6 może nas zaskoczyć?
Na początek iPhone – premiera tego sprzętu co roku wywołuje spore emocje, więc trudno się spodziewać, by tym razem było inaczej. Plotki na temat modelu z numerem 6 (Apple chyba nie będzie szalało z nazewnictwem) pojawiają się praktycznie od dnia premiery słuchawek 5S oraz 5C. To istny festiwal pogłosek i gdyby wszystkie zostały potwierdzone, na rynek musiałoby trafić przynajmniej kilkanaście modeli smartfonu Apple. Z tym może być problem, więc nie ma sensu pisać o procesorze czy wyświetlaczu.
Zapewne spora część z Was zdaje sobie sprawę z tego, że od dnia premiery iPhone’a 4S pojawiają się opinie, iż smartfony Apple przestają zaskakiwać, że skończyła się innowacja, a działania firmy są coraz bardziej odtwórcze. Część osób przekonuje nawet, iż limit tej odtwórczej pracy wyczerpał się przy modelach zaprezentowanych w roku 2013 – w kolejnym roku musi nastąpić mocne uderzenie, by udowodnić ekspertom, mediom, konkurencji i przede wszystkim rozczarowanym klientom, iż gigant z Cupertino nadal jest w grze. iPhone 6 musi zdominować konkurencję i stać się symbolem rynku mobilnego w przyszłym roku. Możliwe?
Życie uczy oczywiście, że wszystko jest możliwe, ale Apple stoi przed naprawdę dużym wyzwaniem – rynek trzeba zaskoczyć czymś świeżym lub przynajmniej przekonać zdecydowaną większość odbiorców, że jest to świeże i potrzebne rozwiązanie. Tymczasem, trudno stwierdzić, czy producenci mają tu większe pole do manewru. Piszę „producenci”, bo nie jest to jedynie problem Apple – wyścig zbrojeń w wykonaniu ich konkurencji i pakowanie do urządzeń masy niepotrzebnych funkcji ciężko uznać za sensowną ścieżkę rozwoju. Większość firm (a może nawet wszystkie) zderza się teraz z tym problemem. Nie należy wykluczać, iż na kolejny skok technologiczny przyjdzie nam trochę poczekać i nie nastąpi on w ciągu kilku czy nawet kilkunastu kwartałów.
Apple ma twardy orzech do zgryzienia, bo nadal oczekuje się od nich wypełniania funkcji lidera, zaskakiwania odbiorców oraz napędzania branży. Stali się zakładnikami własnego sukcesu i wstawienie do smartfonu nowego procesora, lepszego wyświetlacza oraz poprawa wydajności energetycznej o 15% nie wystarczą, by świat oniemiał. Nie oznacza to jednak, że klienci znikną – ludzie nadal będą kupować sprzęt giganta z Cupertino, nawet bez czynnika „wow”. Nie ulega jednak wątpliwości, że ów czynnik zawsze będzie mile widziany.
Galaxy S5 też nie będzie miał lekko
Sytuacja bardzo podobna do tej opisanej przed momentem: szeroko pojęty rynek oczekuje smartfonu, który wstrząśnie branżą i wskaże nową ścieżkę rozwoju. Jeżeli Samsung chce być liderem sektora mobilnego nie tylko pod względem liczby sprzedanych słuchawek, ale też ich jakości oraz innowacyjności, to musi wyraźnie pokazać, że jest na to gotów, że przejął pałeczkę od Apple i wyprzedził pozostałych producentów. Galaxy S4 nierzadko określano mianem odtwórczego, lekko podrasowanego Galaxy S3, więc oczekiwania wobec piątki są wysokie.
Samsung bardzo się starał przejąć od Apple tytuł innowatora i do pewnego momentu to wychodziło. Od jakiegoś czasu coraz bardziej widoczne stają się jednak brak pomysłów i swoista niemoc koreańskiego giganta. Jest liderem sprzedaży, zarabia na tym miliardy dolarów, ale nie wypada przekonująco w roli korporacji, która może być motorem napędowym dalszych zmian. Dało się to zauważyć przy okazji premier produktów Galaxy Gear oraz Galaxy Round, pojawia się pytanie, czy Galaxy S5 przełamie gorszą passę i udowodni, iż Samsung może spokojnie patrzeć w przyszłość?
Sektor smartfonów z pewnością będzie żył także innymi premierami w roku 2014, ale nie ulega wątpliwości, iż największy nacisk zostanie położony właśnie na flagowce Apple i Samsunga. To spore wyzwanie dla obu firm, a przy okazji niezła szansa dla innych graczy – ciąży na nich znacznie mniejsza presja, a co za tym idzie, mają większą szansę na sprawienie niespodzianki. Przekonamy się, czy gigantom uda się wyjść obronną ręką ze starcia z korporacjami szukającymi sobie miejsca w czołówce stawki.
Kolejne smartfony Motoroli mogą wstrząsnąć rynkiem
Smartfony Moto X oraz Moto G uznaję za jedne z najważniejszych produktów roku 2013 na rynku mobilnym. Przejęta przez Google Motorola Mobility poważnie rozbudziła apetyty i bardzo zasadne wydaje się pytanie, czy gigant z Mountain View pójdzie za ciosem? Poszerzanie oferty Motoroli o atrakcyjne, zoptymalizowane smartfony w atrakcyjnej cenie i podlewanie jej sporą dawką marketingu powinno przynieść spodziewane efekty. Google z pewnością stać na podjęcie wyzwania i ma narzędzia umożliwiające zdecydowaną poprawę rynkowych udziałów Motoroli.
Najważniejszą kwestią będzie w tym przypadku gotowość Google do starcia z innymi producentami, nierzadko swoimi partnerami biznesowymi. Wspominałem już o tym w tekście poświęconym smartfonom Moto, ale powtórzę, ponieważ sprawa będzie się klarować właśnie w roku 2014. O ile nowy Galaxy S czy iPhone pokażą, w jakiej kondycji są firmy Samsung i Apple, jak radzą sobie z popytem na innowacyjność, o tyle nowe smartfony Motoroli (lub ich ewentualny brak) dadzą odpowiedź na pytanie, czy Google chce rzucać rękawicę producentom korzystającym z Androida.
Jeżeli korporacja z Mountain View postanowi podbić stawkę i podgrzać atmosferę w branży, to z pewnością doprowadzi to do ważnych zmian w całym sektorze – możliwe, że najważniejszym następstwem tej decyzji będzie wzrost zainteresowania producentów innymi systemami operacyjnymi – to może przyspieszyć pracę nad Tizenem i realizację tego projektu, skłonić graczy do szukania partnera w Microsofcie lub jeszcze innych rozwiązań, które dzisiaj trudno sprecyzować. Duet Motorola-Google zdecydowanie zasługuje na uwagę w roku 2014.
Chińscy gracze potrzebują systemu mobilnego
Odważne kroki Google zapewne nie wywołają popłochu wśród decydentów Apple, bo firma korzysta z własnego systemu. Samsung ma dzisiaj bardzo silną pozycję w branży i może wywierać naciski na internetowego giganta, by ułatwiać sobie działanie w sektorze (dodatkowo firma pracuje nad własnym systemem, co z pewnością nie jest bez znaczenia). Pojawia się jednak pytanie, co z pozostałymi producentami? Zwłaszcza chińskimi, stanowiącymi coraz większą siłę na rynku mobilnym. Brak własnego rozpoznawalnego mobilnego OS może być poważną barierą w samodzielnym rozwoju biznesu, na którym z pewnością będzie zależało gigantom z Państwa Środka. Zdają sobie z tego sprawę władze firm, władze Chin, a także konkurencja.
Chińscy producenci umacniają pozycje na rodzimym rynku, ich działania w skali globalnej stają się coraz bardziej widoczne i zapewne nie zostanie to przerwane w roku 2014. Co więcej, należy się spodziewać intensyfikacji starań o lepsze wyniki. Problem braku systemu/systemów operacyjnych (własnego, niezależnego) nadal jednak będzie aktualny. Rozwiązaniem może być oczywiście dywersyfikacja: jeżeli Google zacznie poważnie wspierać rozwój Motoroli, a Microsoft zrezygnuje z opłaty licencyjnej, to platforma giganta z Redmond stanie się bardziej atrakcyjna. Warto jednak mieć na uwadze, iż nie ma tu mowy o pełnym uniezależnieniu się od innych firm.
Ciekawie brzmią plotki dotyczące ewentualnej kooperacji któregoś z chińskich gigantów (a może nawet więcej niż jednego) z korporacją BlackBerry. Model współpracy wydaje się tu nie tylko jasny, ale nawet atrakcyjny z punktu widzenia obu stron. Nawet jeśli te pogłoski nie doczekają się realizacji, to i tak należy się spodziewać jakichś kroków ze strony chińskich firm. Utrzymywanie przez nie status quo to działanie bardzo krótkowzroczne.
Microsoft przejmuje Lumie i bierze pełną odpowiedzialność
Wątki „platformowo-producenckie” można chyba zakończyć korporacją Microsoft, która w przyszłym roku zamknie proces przejmowania największego oddziału Nokii. Będzie to zamknięcie łatwiejszej części ich projektu – prawdziwe wyzwanie dopiero przed nimi. Chociaż smartfony z Linii Lumia nie sprzedawały się tak, jak mogłaby sobie tego życzyć Nokia i firma nie wyszła dzięki nim z finansowego kryzysu, to nie ulega wątpliwości, iż oferta była budowana sensownie, a ostatnio zostało to potwierdzone licznymi ciekawymi premierami. Microsoft zyskał zatem mocną kartę, ale nie wiadomo, czy zdoła ją wykorzystać.
Przejęcie linii Lumia to początek wydatków, starań i walki o wpływy. Smartfony z tej serii sprzedają się coraz lepiej, ale to nie wystarczy do dalszego rozwoju – gigant z Redmond będzie musiał poważnie inwestować w marketing, obniżać ceny swoich urządzeń przy zauważalnej poprawie ich jakości oraz możliwości. Jednocześnie na Microsoft spadnie pełna odpowiedzialność za wzrost rynkowych udziałów platformy Windows Phone (w roku 2013 była ona współdzielona z Nokią). Są zatem większe możliwości oraz opcja szybszego reagowania na rynkowe zmiany, ale nie można zapominać o drugiej stronie medalu.
Warto wspomnieć, iż obecna sytuacja na rynku mobilnym sprzyja poczynaniom Microsoftu – jeżeli firma zdecyduje się jeszcze na zniesienie opłaty licencyjnej, to ich system mobilny może cieszyć się dużym zainteresowaniem, a jego rynkowe udziały nadal będą dynamicznie rosnąć. Potencjał jest zatem spory – za kilka kwartałów przekonamy się, jak amerykański gigant go wykorzystuje.
Fablety nadal w natarciu
Jeszcze kilka lat temu pojęcie fabletu nie istniało. Pierwsze szerzej omawiane i rozpoznawalne urządzenie tego typu, czyli Galaxy Note co prawda wywołał spore zamieszanie na rynku, ale nie brakowało opinii, iż jest to zwykła fanaberia, a zainteresowanie dużymi smartfonami należy uznać za chwilową modę. Dzisiaj można śmiało stwierdzić, że były to chybione założenia – linia Galaxy Note świetnie się rozwija (mam tu na myśli m.in. liczbę sprzedawanych urządzeń), a większość producentów poszła w ślady Samsunga (na dobrą sprawę, wyjątek w czołówce producentów stanowi Apple).
Wielu użytkownikom przypadły do gustu większe ekrany oraz możliwości, jakie zapewnia takie rozwiązanie. To np. dobry sprzęt do konsumpcji treści. Znacznie lepszy od smartfonu z ekranem 3,5-4 cala. Jednocześnie produkt ten może stanowić alternatywę dla mniejszego tabletu. Niedawno pojawiły się prognozy, z których wynika, iż w roku 2014 sprzedanych zostanie więcej fabletów niż małych tabletów. To bardzo prawdopodobny scenariusz, gdy weźmie się pod uwagę zainteresowanie producentów omawianym segmentem rynku – przecież znaczną część flagowców stanowią dzisiaj modele z dużymi lub nawet bardzo dużymi ekranami.
Rok 2014 z pewnością przyniesie nam kolejne spore smartfony Samsunga, Sony, LG, HTC oraz chińskich producentów. W tym przypadku popyt i podaż wzajemnie się nakręcają. Będzie przybywało osób trzymających przy uchu sprzęt pokaźnych rozmiarów, a widok ten przestanie zaskakiwać. Jednocześnie bardziej widoczny stanie się wpływ na pozostałe segmenty rynku mobilnego – oprócz przywołanych już tabletów, dokonają się także zmiany w sektorze smartfonów.
Będą fablety, będą wersje mini
Zainteresowanie fabletami (tabfonami) wzrośnie, ale nie zdominują one rynku. Wynika to m.in. z niechęci sporej części klientów do dużych telefonów. Smartfon z 4-4,5-calowym ekranem jest dla nich rozwiązaniem idealnym i pożądanym. Jednocześnie nierzadko ludzie ci chcieliby korzystać z produktów flagowych, wyposażonych w dobrej jakości podzespoły, dopracowanych. Pisząc krótko: nie znika zainteresowanie topowymi urządzeniami, ale w mniejszym wydaniu. Odpowiedzią na te potrzeby mają być flagowce w wersji mini.
Takie rozwiązanie nie jest oczywiście czymś świeżym, a tym bardziej innowacyjnym – Samsung sprawdzał je już w roku 2012, w roku 2013 podobne kroki wykonali inni producenci. Nadal jednak bardziej przypominało to eksperymenty niż zdecydowane kroki, których celem miałby być jasny podział oferty. W roku 2014 może się to zmienić i flagowce z dopiskiem „mini” na stałe zagoszczą w branżowej rzeczywistości. Otwarta pozostaje jednak kwestia ich związku z flagowcem.
Napisałem przed chwilą, iż nie brakuje klientów, którzy chętnie kupiliby topowy model, ale z mniejszym wyświetlaczem. Wersje mini z oferty Samsunga czy HTC nie są jednak zmniejszonymi flagowcami – zmieniono nie tylko ich rozmiar, ale też podzespoły (na słabsze). Inne rozwiązanie (flagowiec mini to faktycznie mniejszy flagowiec) postanowiło sprawdzić Sony. W roku 2014 zapewne nadal będą testowane różne opcje budowania oferty, ale w omawianej kwestii sytuacja powinna zacząć się klarować.
Elastyczne ekrany, wygięte smartfony
Samsung Galaxy Round oraz LG G Flex – te dwa modele z pewnością narobiły sporo szumu w roku 2013. Oba smartfony są wygięte (choć w różny sposób) i mają stanowić zapowiedź poważnych zmian w biznesie mobilnym. Chociaż dzisiaj urządzenia można uznać za przerost formy nad treścią i zwykłe udziwnienie, to omawiając je, należy już wybiegać w przyszłość. Początkowo sam podchodziłem do wygiętych smartfonów bardzo sceptycznie, ale z czasem zmieniłem zdanie i patrzę na to, jak na eksperyment i formę oswajania klientów z postępującymi zmianami.
Firmy nie są jeszcze gotowe na tworzenie bardzo elastycznych urządzeń, w przyszłym roku z pewnością nie zobaczymy telefonu, który będzie można zwinąć albo kilka razy złożyć (bez szkody dla jego funkcjonowania). Takie rozwiązania mogą się jednak pojawić z czasem (sporą rolę powinny w tym procesie odegrać prace nad grafenem), a klienci muszą być tego świadomi. Firmy mają oczywiście swój interes w takim uświadamianiu – w oczach klientów jawią się jako innowacyjni gracze.
Prognozy wskazują, iż w roku 2014 będzie przybywać wygiętych smartfonów. Zapewne spadną ich ceny, zwiększy się, dostępność, do gry wejdą nowe korporacje. Możliwe, że zrealizowany zostanie scenariusz, jaki znamy z rozwoju segmentu tabfonów: ciekawostka przerodzi się w branżową rzeczywistość i wielki biznes. W przypadku wygiętych urządzeń skala zmian może być nawet większa, a docelowo stanie się to dominującym trendem na rynku. W kolejnych kwartałach przekonamy się, czy na wspomniane przemiany faktycznie gotowa jest większa liczba producentów i użytkowników.
Czas czytników biometrycznych
Rok 2013 przyniósł nam kilka smartfonów z czytnikami biometrycznymi. Najbardziej rozpoznawalnym jest z pewnością iPhone 5S wyposażony w Touch ID, czyli system rozpoznawania odcisków palców. Rozwiązanie to ma wprowadzać wygodę, zwiększać bezpieczeństwo i stanowić symbol innowacyjności. Wiele wskazuje na to, iż w roku 2014 kolejni producenci (wśród nich Samsung) wprowadzą do swoich urządzeń mobilnych czytniki biometryczne. Celowo nie piszę wyłącznie o mechanizmach rozpoznających linie papilarne, ponieważ to zaledwie jedna z opcji – inne przewidują skanowanie oka, budowy twarzy czy sprawdzanie głosu użytkownika. A na tym nie koniec (w dłuższej perspektywie wspomina się nawet o testach DNA).
Jedni uważają wprowadzane zmiany za korzystne, ponieważ ułatwiają i przyspieszają one obsługę sprzętu – nie trzeba już zapamiętywać haseł, a nierzadko też wielokrotnie ich potwierdzać – wystarczy np. położyć palec na telefonie i po sprawie. Szybko i bezpiecznie, bo przecież każdy ma inny układ linii papilarnych. Drudzy przekonują, że nie ma zabezpieczeń idealnych, a czytniki biometryczne są pomysłem bardzo kontrowersyjnym, ponieważ użytkownik przekazuje urządzeniu zbyt dużą wiedzę na swój temat. Problem byłby mniejszy, gdyby owe dane pozostawały wyłącznie w telefonie – trudno jednak, mimo zapewnień producentów, uwierzyć w to, iż owe informacje nie trafią do firm czy organów państwowych. To rodzi podejrzenia, być może całkiem słuszne, że jesteśmy świadkami kolejnego etapu inwigilacji.
Czytniki biometryczne mogą wywoływać spore kontrowersje, ale to nie sprawi, że producenci nie zaczną ich wykorzystywać na masową skalę w swoich smartfonach, tabletach, czy sprzęcie ubieralnym. Zwłaszcza, iż w oczach wielu potencjalnych klientów jawią się one jako symbol nowoczesności. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Czas na Wasze propozycje i komentarze – co przyciągnie naszą uwagę w segmencie smartfonów w roku 2014?
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
Dzieci nie ma, w kosmosie nie był, nie uprawia alpinistyki ani innych sportów ekstremalnych, za to od lat dzieli się z maniaKalnymi CzytelniKami swoimi przemyśleniami na temat biznesowej strony sektora IT. Teksty Maćka znajdziecie również na łamach bloga Antyweb.
Chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Pisz na redakcja@techmaniak.pl. Być może i Twój wpis znajdzie się wśród maniaKalnych felietonów.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.