Sprawa polskiej sieci telekomunikacyjnej czwartej generacji (w skrócie 4G) jest, jak się ostatnio okazuje, problemem o tyle palącym, co trudnym i mglistym. Pomysł i wymagania stawiane przed potencjalną siecią 4G powstały w 2008 roku z inicjatywy ITU (International Telecommunication Union, ang. Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny) i od tamtej pory kwestia modernizacji światowej sieci bezprzewodowej wywołuje sporo emocji. Zakładane różnice między 3G a 4G są kolosalne – wystarczy chociażby wzrost samej przepustowości łącza do ponad 100 Mbit/s oraz kilkukrotne zmniejszenie kosztów transferu. Skorzystać z tej technologii mają między innymi telefony nowej generacji – na przykład smartfon HTC Sensation.
Dwa lata później, w październiku 2010 roku, pojawiły się w Polsce informacje, jakoby firma Play miała wprowadzić do swej oferty opcję korzystania z sieci 4G. Mapy zasięgu udostępnione na serwisie Play sugerują bardzo ambitne (nawet jak na szacunkowe) granice i szybki rozwój sieci z miesiąca na miesiąc. W marcu 2011 roku owa opcja potencjalnie objąć miała blisko 79% ludności i 58% terytorium Polski. Miesiące mijają, oferta jest na rynku, Polska szczyci się statusem czwartego kraju na świecie w którym rzekomo wprowadzono technologie 4G, a na Internecie pojawiają się mimo to głosy niezadowolenia. Dlaczego?
Musimy przede wszystkim odrzucić optymistyczne spojrzenie na ten problem i przyjrzeć się szczegółom. Okazuje się bowiem, iż firma Play rzeczywiście przeprowadza upgrade swojej sieci telekomunikacyjnej, lecz nie do poziomu technologii 4G ustalonej przez ITU, a do poziomu HSPA+, który w żadnym wypadku nie jest w stanie wyciągnąć przesyłowości chociażby zbliżonej do 100 Mbit/s (czy nawet, powiedzmy szczerze, połowy tej wartości). HSPA+ pozostaje nadal w trzeciej generacji. Ktoś tu pomylił pojęcia albo zastosował nie do końca zgodny z prawdą chwyt marketingowy. Ale taka już jest natura marketingu – przyciągnąć uwagę konsumenta.
Sprawa usługi 4G oferowanej przez Play to tylko symptom choroby, która trawi rynek telekomunikacyjny naszego kraju. Problem, będący przyczyną tego rodzaju symptomów, jest dużo poważniejszy i głębszy. Nie odkryję Ameryki przytaczając go tutaj. Jest on do bólu prosty i konkretny. Mianowicie jest to brak adekwatnej sieci telekomunikacyjnej pod technologię 4G w naszym kraju. Mówiąc prościej: w Polsce panuje pod tym względem (pod wieloma innymi także, ale to temat na inny dzień) pewne zacofanie. Większość kraju objęta jest od dłuższego czasu zasięgiem sieci 2.5G. Jedynie większe miasta oraz ich najbliższe okolice mogą cieszyć się satysfakcjonującym jak na polskie warunki dostępem do sieci 3G. Zatrważająco wiele jest „białych plam” na mapie telekomunikacyjnej Polski. Nie raz zdarzyła mi się sytuacja, gdy podczas podróży korzystałem z bezprzewodowego dostępu do Internetu i transfer potrafił spaść „na łeb, na szyję” lub całkowicie zaniknąć. Do tego dorzucić należy nierzadko fatalną jakość samej usługi – od obsługi klienta poprzez kolosalne wahania w szybkości pobierania danych, aż po spontaniczne „zrywy”. Doliczając drakońskie limity transferu na miesiąc przy korzystaniu z takich usług, rysuje nam się klarownie przed oczami przykry obraz zaniedbania i zastoju technicznego który trawi komunikację bezprzewodową w Polsce.
Pytanie teraz, jak ten problem rozwiązać? Odpowiedź jest równie „prosta” jak pytanie – zmodernizować infrastrukturę przekaźnikową i postawić nowe instalacje w kolejnych punktach w kraju. Nie można mówić o skoku technologicznym do „ostatniego krzyku techniki” jakim jest 4G, skoro poprzednia generacja nie jest skutecznie rozpowszechniona.
Zasadniczą przeszkodą przy wprowadzaniu technologii 4G jest także polityka dostawców, która zakłada wspomniane wcześniej przeze mnie limity transferu danych na miesiąc. Otóż polityka ta będzie musiała zostać wzięta pod lupę i gruntownie zmieniona przy hipotetycznym upowszechnieniu 4G. Na zasadzie przykładu: internauta dysponujący transferem ponad 100 Mbit/s przy jednoczesnym nałożonym limicie transferu danych równym 100 GB/m-c (głosy oponujące za takim rozwiązaniem pojawiły się już jakiś czas temu w Sieci) jest w stanie wykorzystać w pełni ów limit… w kilka dni (albo nawet szybciej). Zgodnie z polityką dostawców, po przekroczeniu limitu transferu danych, prędkość przesyłowa spada do żenujących 56 kbit/s i wymusza dokupienie dodatkowego pakietu zwiększajacego limit. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego przy tak potężnym łączu. Przypomina to rozpędzenie się luksusowym sportowym samochodem po kilkukilometrowej „autostradzie”.
Aby w ogóle zacząć rozmawiać poważnie na temat 4G i wymarzonej poprawy jakości usług telekomunikacyjnych w naszym kraju, konieczne są zdecydowane inwestycje ze strony dostawców. Reputacja czwartego w kolejności kraju operującego na technologii 4G jest w stanie przyciągnąć zagraniczny kapitał inwestycyjny, zainteresować konsumentów potencjałem rozwiązań bezprzewodowych i generalnie posłużyć jako bardzo pozytywny aspekt ekonomiczny całego kraju. Nie osiągnie się jednak tego wstrzymując rozwój czy mydląc oczy.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.