System mobilny od Google’a dokonał tego, co Will Caster w Transcendencji — wymknął się poza bity i bajty, aby zmienić rzeczywistość. Wpłynął na wygląd telefonu oraz jego rolę w naszym życiu.
Któż z osób będących świadkami tego, jak telefony nieśmiało wkraczały do Polski mógł przypuszczać, jaki będzie dalszy rozwój tych urządzeń. Zaczynaliśmy od dużych, nieporęcznych i bardzo prostych komórek, a mimo to mieliśmy uczucie, że trzymamy w dłoni przyszłość. Oto na wyciągnięcie ręki był każdy, kto widniał w naszej liście kontaktów, kto mógł odbierać wiadomości tekstowe, i kto akurat był w zasięgu swojej sieci macierzystej. Telefony komórkowe były skazane na sukces, bo spełniały podstawową potrzebę człowieka — możliwość komunikowania się z innymi. Wraz z biegiem lat samotność zastępowały ukradkiem pisane SMS-y i co chwila puszczane sobie sygnałki.
Tamtejsze komórki były urządzeniami tak innowacyjnymi z perspektywy pierwszych użytkowników, że nikomu nie przyszłoby wtedy do głowy, żeby zastanowić się nad ich wyglądem i sposobem wykonania. Ubrana w prostą obudowę, wyposażona w niewielki wyświetlacz oraz klawiaturę numeryczną, komórka miała przede wszystkim spełniać swoją podstawową rolę. Z tego też powodu posługiwano się zupełnie innym, niż obecnie paradygmatem — na pierwszym planie był sprzęt (hardware) i to on determinował funkcjonalność oraz design ówczesnych telefonów.
Telefony komórkowe były skazane na sukces, bo spełniały podstawową potrzebę człowieka — możliwość komunikowania się z innymi.
Wzornictwo podyktowane funkcjonalnością pozwalało na niewielkie alteracje w designie, stąd też pojawiały się pierwsze zmiany. Można było sięgnąć po model z wysuwaną klawiaturą, telefon z portem podczerwieni, Bluetooth lub aparatem. W dalszym ciągu jednak rozwój urządzeń mobilnych w całości opierał się na technologicznym progresie, a wcielanie w życie nowinek sprzętowych popchało system operacyjny i design, często w kierunki, które dzisiaj byłyby nie do przyjęcia.
Specjaliści od wzornictwa produktowego mieli związane ręce i przekształcali tę samą formę, aby znaleźć wyraz dla swojej oryginalności. Tworzyli telefony mające stać się ikoną nowoczesności, innowacyjności i oryginalności, dlatego eksperymentowano z kolorami, kształtem i rozmiarem, ale w gruncie rzeczy podstawowym wykładnikiem pozostawała warstwa sprzętowa: możliwość robienia zdjęć, obsługa WAP-u (zalążek internetu mobilnego), itd. Nie przeszkodziło to w dalszym popularyzowaniu się tych urządzeń, które zaczęły też przenikać do świata kultury masowej. Pojawiały się w serialach i filmach, były wręczane popularnym osobom — wszystko po to, aby się wyróżnić z tłumu.
Na ścieżce funkcjonalności wyrażonej technologią wykształciło się kilka różnych kategorii telefonów komórkowych — fotograficznych (np. seria Sony Cyber Shot), muzycznych (Nokia XpressMusic, Sony Ericsson z serii Walkman), prężnie się rozrastał sektor konsumenta biznesowego. Każdy z tych telefonów wywodził się z tego samego rdzenia, ale posiadał wąską dziedzinę, w której był lepiej wyspecjalizowany, niż inne modele.
Taki rozwój sytuacji miał spore szanse na dalszą kontynuację, gdyby nie pojawienie się systemu Google’a, który zmienił dotychczasowe myślenie o telefonach przenosząc punkt skupienia na oprogramowanie. Odtąd system stał się centrum funkcjonalności, punktem wyjścia definiującym, jakie dany model oferuje możliwości. Od tego momentu nie system podążał za zmianami w wyposażeniu, lecz wyposażenie dopasowano do wymagań systemowych. A ponieważ Android stał się z czasem mocno rozbudowanym oprogramowaniem, wymagał od każdego producenta takiego samego zestawu podzespołów. Poza tym Google wprowadziło rewolucję, ponieważ ujednoliciło rozwarstwiający się rynek mobilny i zmieniło podejście producentów.
Z góry wiadomo było, że w specyfikacji telefonu muszą znaleźć się te same komponenty — odpowiednio duży wyświetlacz, procesor z układem graficznym, pamięć na dane użytkownika itp. Kiedy Android budował swoją pozycję na rynku, producenci głęboko osadzeni w danych przyzwyczajeniach zaczęli ponownie eksperymentować z formą, wielkością przekątnych ekranów oraz dodatkowym zapleczem sprzętowym. Jednakże burza ucichła, kiedy skończyły się możliwości modyfikacji. System operacyjny oparty na dotykowym interfejsie daje nieskończone możliwości dla użytkownika, ale bardzo mało dla inżynierów, którzy wprowadzają zmiany manewrując zapleczem sprzętowym.
Bazując na tym samym schemacie sprzętowym, producent miał dwa wyjścia — polepszać specyfikację lub eksperymentować z designem. Okazało się, że oba kierunki są właściwe, bo wydajniejsze podzespoły dawały konkurencyjność na rynku, lecz bez odpowiedniego designu, telefon niknął w coraz to większej ilości dostępnych modeli. Gdyby nie charakterystyczne kolory, eleganckie kształty i dbanie o ergonomię użycia, telefon ma nikłe szanse, żeby przebić się przez zalew telefonów opartych o Androida.
Dlatego też doczekaliśmy czasów, kiedy design zaczyna mieć wartość nadrzędną nad pozostałymi cechami, czasami nawet kosztem pewnych wad konstrukcyjnych (jak nagrzewanie się telefonu czy podatność na wyginanie). Kiedy jednak zdamy sobie sprawę z tego, że telefon stał się nieodłącznym elementem naszego życia — centrum rozrywki, encyklopedią wiedzy i narzędziem do komunikowania się – zmiany priorytetów wydają się naturalną częścią ewolucji telefonów. Obudowa pozwala wyrazić to kim jesteśmy i jaki mamy gust.
Producenci doskonale o tym wiedzą – zaczęto pracować nad gabarytami, sięgać po coraz ładniejsze materiały i projektować telefony, które stają się obiektem pożądania nie dlatego, że posiadają aparat czy głośniki stereo, a właśnie stylową obudowę. Zmiany te dotknęły dwóch sektorów rynku mobilnego — smartfonów z najwyższej i ze średniej półki cenowej. Tutaj można spotkać się z reprezentantami pokazującymi, że design w obecnych czasach jest naprawdę istotny, gdzie zamiast plastiku wykorzystywane jest ładnie wyglądające szkło zespolone w całość aluminiową ramką. Zaprasza się też do współpracy artystów — np. Sony poprosiło Andrzeja Pągowskiego, artystę grafika (autora plakatów) o stworzenie serii etui, aby pozwolić swoim klientom jeszcze bardziej wyróżnić się na tle zwolenników innych marek. Ten sam producent może pochwalić się tym, że jego telefon pojawia się w najnowszym filmie o Bondzie.
Nie jest to wielkie zaskoczenie, że zjawisko product placementu nadal istnieje. Choć wydaje się mnóstwo pieniędzy na reklamę, to ładny telefon znacznie łatwiej wkomponować w akcję filmu lub serialu, a stąd szybko trafi do widzów (czyt. potencjalnych klientów). Wystarczy spojrzeć na przykład głośnego „House of Cards”, gdzie dotychczas królowała marka Apple, aby w ostatnim sezonie otworzyć się na produkty Samsunga i Lumii, nakreślając tym samym rozkład sił na rynku amerykańskim (Underwood pozostaje wierny urządzeniom Apple, podczas gdy jego oponenci korzystają z Lumii oraz Samsungów).
Znacznie rozsądniej temat rozstrzygnięto w przypadku Bonda, który pozostaje wierny jednej marce. Wykorzystana Sony Xperia Z5 Compact nie musi konkurować z innymi produktami, a przy tym kusi piękną obudową. Agent 007 może przy tym cieszyć się telefonem nie tylko ładnym, lecz także wodoszczelnym i odpornym na kurz; bo jak się okazuje, nie każda decyzja w sprawie designu jest podyktowana wymaganiami Androida. Niektóre — jak wodoszczelność lub ładowanie bezprzewodowe — mają na celu wzmocnienie konkurencyjności, bo jak wiadomo, gusta bywają różne i samo poleganie na designie może być zdradliwe. Najczulej odczuła to marka HTC, która wzorując się na Apple’u stworzyła model A9 — piękny, ale pozbawiony oryginalności.
Smartfony stale są obecne w pop kulturze, ale zamiast funkcjonowania jako odrębny byt pojawiający się zarówno w sferze życia gwiazd, jak i przeciętnych obywateli, zmieniły sposób funkcjonowania mechanizmu dochodzenia do sławy. Teraz, dzięki powstałym mediom społecznościowym opartym na wykorzystaniu filmów i zdjęć, niemal każdy z dnia na dzień może stać się celebrytą. I choć trudno wyzbyć się post-modernistycznego piętna, gdzie największe gwiazdy zaczynały od nagrywania coverów lub tworzenia filmów o podobnym schemacie, tylko po to, żeby zaistnieć w sieci, zmiany jakie nastąpiły na rynku mobilnym odbiły się na każdym aspekcie życia.
Niewykluczone, że producenci inwestując w rozwój designu sami zacieśniają sobie pętelkę na szyi. Wszakże inwestują pieniądze w ten aspekt telefonów, który jest mocno związany z trendami, a te jak się okazuje są bardzo zmienne. Znikają tak szybko, jak powstają. Kiedy jednak trafi się w dziesiątkę i uzyska naprawdę piękny produkt, ma on szansę na zdobycie statusu kultowego. A takiego orderu, jak pokazuje przykład Nokii 3310, nigdy się nie traci.
Artykuł sponsorowany, powstał przy współpracy z Sony Polska.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.