Niedawno opublikowaliśmy tekst, dotyczący nieoczekiwanego przejęcia Motoroli przez Google. Temat ten w znacznym stopniu „pobudził” branżowych ekspertów i skłonił ich do ponownego prześledzenia relacji w sektorze IT. Sporo osób zauważyło, iż w niedalekiej przyszłości możemy być świadkami kolejnej wielkiej transakcji – wykupienia Nokii przez Microsoft. Sprawa wisi w powietrzu już od kilku miesięcy, ale dopiero po odważnym ruchu Google, zaczęła ona nabierać rumieńców.
Na początku zaznaczę, iż niniejszy tekst powstał w oparciu o wpis Bena Rooney’a, umieszczony na blogu The Wall Street Journal oraz komentarz do tego artykułu, pochodzący z serwisu Astera.ru. Mogę jednak z czystym sumieniem napisać, iż dzielę się także swoimi przemyśleniami, które trapią mnie już od dobrych kilku miesięcy 😉 Wróćmy jednak do tematu przewodniego – czy Microsoft i Nokia są sobie potrzebne? A jeśli tak, to kto zyska więcej na zapowiadanym przez niektórych ekspertów przejęciu?
We wstępie należałoby wspomnieć, iż temat wykupienia Nokii przez Microsoft należy póki co do sfery spekulacji analityków i dziennikarzy branżowych. Zainteresowane firmy nie potwierdzają tych rewelacji i starają się trzymać z dala od wywołanej niedawno dyskusji (choć wypadałoby określić ten temat mianem odgrzanego – o ewentualnym przejęciu mówiło się sporo już w I kwartale 2011 roku, zaraz po podpisaniu umowy o partnerstwie strategicznym). Być może mamy jednak do czynienia z celowym odwracaniem uwagi całego rynku i swoistą ciszą przed burzą.
Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy po przejęciu Motoroli przez Google, Microsoft ma jeszcze inne wyjście, niż wydanie miliardów dolarów na fińskiego producenta telefonów? W tekście poświęconym Motoroli pisałem, iż gigant z Redmond prowadził rozmowy z Motorola Mobility, dotyczące włączenia firmy w struktury największego na świecie producenta oprogramowania. Korporację zarządzaną przez Steve’a Ballmera ubiegła jednak korporacja z Mountain View, dla której był to ostatni dzwonek przed zbliżającą się wojną patentową. Tym samym Microsoft przegrał ważną bitwę i raczej nie może sobie pozwolić na dalsze straty. O ile oczywiście założymy, że decydenci z Redmond poważnie myślą o konkurowaniu z gigantami rynku w perspektywie najbliższych lat.
Niedawno informowałem Was, iż zaraz po ogłoszeniu decyzji o przejęciu Motoroli przez Google, akcje Nokii zaczęły zyskiwać na wartości. W ciągu jednego dnia ich cena podskoczyła o ponad 10%. W obliczu nieustannych spadków na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy jest to prawdziwy ewenement. Czy tę sytuację da się jakoś racjonalnie wytłumaczyć? Oczywiście, że tak – inwestorzy wyszli z bardzo prostego założenia: jeśli będąca w słabej formie Motorola została kupiona przez Google, to czemu Nokia miałaby się nie doczekać podobnego biegu wydarzeń? Warto wspomnieć, iż papiery wartościowe RIM także podrożały, choć nie były to tak spektakularne wzrosty, jak w przypadku fińskiego producenta.
Skoro wiemy już, dlaczego akcje Nokii podrożały, to nasuwa się kolejne pytanie – kto mógłby przejąć fińską legendę i po co? Oczywistą odpowiedzią jest tu Microsoft. Na pierwszy rzut oka wydaje się to nielogiczne. Po co gigant z Redmond miałby kupować Nokię skoro na początku roku obie firmy podpisały umowę, dotyczącą szeroko zakrojonej współpracy? Przecież niedługo mamy zobaczyć owoc tej współpracy w postaci smartfonów Nokii z mobilnym systemem operacyjnym Windows Phone 7.
Ben Rooney bardzo klarownie opisał to zagadnienie:
Microsoft ma już Nokię w kieszeni. Po co zatem Steve Ballmer miałby się decydować na zakup tak problematycznej firmy? Wystarczy spojrzeć na rozmiary tej korporacji. Mimo iż Nokia straciła sporo na wartości (akcje potaniały o 45%), to i tak jej kapitalizacja wynosi 14 mld dolarów. Jeśli weźmiemy przy tym pod uwagę, iż Microsoft, idąc śladem Google, będzie musiał poważnie przepłacić za swój zakup, to niewykluczone, iż przejęcie będzie kosztowało amerykańskiego giganta 30 mld dolarów. Jak za firmę, która przechodzi ostry kryzys, nie jest w stanie konkurować z najlepszymi i szybko traci rynkowe udziały, jest to spory wydatek.
I nie sposób nie przyznać w tym miejscu racji autorowi wpisu. Jednak analityk firmy Enders Analysis, Benedict Evans, inaczej patrzy na tę sprawę:
Jedyną przyczyną, dla której Microsoft mógłby kupić Nokię, jest chęć uprzedzenia konkurencji i zablokowanie podobnych posunięć z ich strony.
Zatem będzie to forma obrony. Zdaniem analityka, Microsoft zderzył się właśnie z poważnym zagrożeniem. W czasach, gdy świat zaczyna rezygnować z komputerów osobistych w ich tradycyjnym znaczeniu, korporacja musi rozwijać własną platformę mobilną. W ciężkim położeniu znalazła się także Nokia, która ewidentnie „zagapiła się” w trakcie wyścigu na rynku smartfonów. Teoretycznie rzecz ujmując, firmy mogłyby się świetnie uzupełnić i szybo dogonić obecnych liderów rynku.
Zapewne każdy Czytelnik zdaje sobie sprawę z tego, że Nokia przeżywa obecnie poważny kryzys. Mimo iż fińska firma nadal pozostaje największym na świecie producentem telefonów, to jej rynkowe udziały topnieją w oczach. W segmencie smartfonów Finowie utracili pozycję lidera już jakiś czas temu. Walka o drugą pozycję toczy się z południowokoreańskim Samsungiem. Azjatycki koncern zmaga się z oskarżeniami korporacji z Cupertino, dotyczącymi łamania prawa patentowego, ale nie składa przy tym broni i podbija kolejne regiony, kojarzące się do niedawna z dominacją fińskiego producenta. Na użytkowników Nokii spoglądają już łapczywie decydenci z HTC, Huawei, czy ZTE, a także wielu mniejszych producentów, pragnących opanować rynki w krajach rozwijających się. Dla zobrazowania złej sytuacji w Nokii wystarczy wspomnieć, iż straty firmy wyniosły w II kwartale blisko 700 mln dolarów.
Decyzje szefów Nokii wskazują jednoznacznie, iż firma wiąże swą przyszłość z platformą WP7. Ale nikt nie może zapewnić inwestorów, że ta strategia okaże się słuszna. Dlatego korporacja nieustannie traci na wartości. Wspominany już Benedict Evans przekonuje, iż tendencja ta nie ulegnie nagle zmianie i firma będzie tanieć z każdym dniem. A to może przysporzyć fińskiemu producentowi potencjalnych nabywców. Czy nowy właściciel okaże się wielkim przyjacielem Microsoftu i będzie kontynuował politykę firmy, polegającą na ścisłym sojuszu z korporacją z Redmond? Niekoniecznie.
Steve Ballmer i zarząd największego na świecie producenta oprogramowania zapewne biorą pod uwagę taki rozwój wypadków i zdają sobie sprawę z tego, iż nie mogą dopuścić do realizacji takiego scenariusza. Zablokowanie prac nad WP w takim momencie oznaczałoby praktycznie koniec tej platformy. Wracamy zatem do pytania: czy Microsoft może sobie pozwolić na przejęcie Nokii przez inną firmę? Aby zapewnić platformie Windows Phone lojalność ze strony Nokii, a sobie samemu i inwestorom spokojny sen, Steve Ballmer będzie musiał przejąć fińską korporację.
Mogłoby się wydawać, iż sprawa jest oczywista i Microsoft szykuje już pieniądze na tę wielką transakcję. Analitycy są jednak bardzo ostrożni w tej kwestii – jedni podchodzą do przejęcia dość sceptycznie, a inni mówią wprost, że do zakupu nie dojdzie. Są jednak i tacy, dla których fuzja jest kwestią kilku najbliższych miesięcy. Ci ostatni podkreślają, że Google i Microsoft już od kilku lat dążą do konkurowania w gałęzi hardwearu na rynku mobilnym. Korporacja z Mountain View znacznie przybliżyła się do celu po przejęciu Motoroli. Czy tą samą drogą pójdzie Microsoft?
A co ze wspomnianymi wątpliwościami? Dlaczego niektórzy analitycy wykluczają opcję przejęcia? Jednym z głównych argumentów jest tu kiepska (przynajmniej ostatnimi czasy) renoma Nokii. Ludzie masowo rezygnują z ich sprzętu i raczej nie zanosi się na to, by szybko wrócili. Do Microsoftu wiele osób także pała mieszanymi uczuciami. W ciągu ostatniej dekady firma poważnie straciła na wartości, co świadczy o stagnacji w szeregach Microsoftu. Analitycy zastanawiają się zatem, czy dwie firmy z problemami po fuzji staną się świetnie działającym mechanizmem? I tu dochodzimy do innej ważnej kwestii – mentalności. Specjaliści podkreślają, iż Finowie i Amerykanie bardzo się pod tym względem różnią. W Microsofcie i Nokii rządzą zupełnie inne zasady. Rozwinęły się tu różne kultury korporacyjne. Różnice te z pewnością wpłynęłyby na możliwości zintegrowania obu firm (podobne wątpliwości wzbudza wśród niektórych analityków możliwość scalenia Google i Motoroli).
Projekt nie jest jednak skazany na niepowodzenie – wystarczy, że znajdzie się charyzmatyczny lider, który będzie w stanie wykorzystać atuty obu marek. Konsolidacja sił może zapewnić sojusznikom napływ nowych klientów. Wzmocnienie jest też ważne z innego powodu – Nokia i Microsoft stworzyłyby wielkie portfolio, stanowiące prawdziwy koszmar dla Samsunga, Apple, czy Google. Jest to niezwykle istotne w czasach, gdy o przyszłości firm, a nawet całych rynków nie decyduje już innowacyjność, elastyczności, czy udany marketing, lecz liczba i znacznie posiadanych patentów.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.