Safari w iPhone’ach jest świetna – szybko ładuje strony, jest funkcjonalna i nie zasypuje nas zbędnymi funkcjami. Jednak nie ma róży bez kolców i pewnie każdy doszuka się w przeglądarce Apple’a jakichś niedogodności. A jako że nie jesteśmy zmuszeni do używania systemowej przeglądarki, zobaczmy, jakie mamy realne dla niej alternatywy.
W sklepie z aplikacjami dla iOS-a znajdziemy dziesiątki aplikacji, które w zamyśle mają służyć jako przeglądarki internetowe i większość z nich aspiruje do tytułu konkurenta Safari. Jednak nie ma co się oszukiwać – w App Store póki co dostępne są cztery pozycje, które naprawdę mogą zastąpić nam przeglądarkę Apple’a. Są to: Chrome, Dolphin Browser, Mercury Web Browser oraz Opera mini. Dodatkowo przedstawiam Coast, która nie tyle może zastąpić Safari, co jest unikatowym, godnym uwagi sposobem na przeglądanie sieci poprzez iPhone’a i iPada.
Zanim jednak przejdziesz do testów, musisz mieć na uwadze, że obecnie dostępne przeglądarki w App Store, choćby nie wiadomo jak bardzo się starały, i tak będą wolniej ładować dane (szczególnie elementy JavaScript) niż Safari. Powodem jest brak dostępu do silnika Nitro JavaScript, którego znajdziemy w przeglądarce Apple’a. Inżynierowie z Cupertino – jak wskazują pliki iOS-a 8 – wkrótce przestaną jednak blokować wykorzystanie NJS, dzięki czemu będzie dostępny on dla wszystkich aplikacji żądających do niego dostępu.
Natomiast jeżeli masz odblokowanego iOS-a, ograniczenie związane z Nitro JavaScript nie musi cię dotyczyć – zainstaluj z Cydii iWebBoost i po kłopocie. Przyspieszą wówczas nie tylko przeglądarki, ale też wszystkie inne aplikacje używające JavaScripta, np. Facebook.
Chrome
Wracając jednak do alternatywnych przeglądarek – Chrome jest absolutnym nr 2 jeżeli chodzi o przeglądarki dla iOS-a w ogóle. Aplikacja korzysta z tego samego silnika co Safari – WebKit – więc ładowanie stron odbywa się dosyć szybko. Z ich przewijaniem czy obsługą różnych gestów multitouch również nie ma najmniejszych problemów – na iPhonie 5 nie ma mowy o jakichkolwiek przycięciach lub slajdowaniu.
Chrome zapewnia pełen standard jeżeli chodzi o nieskomplikowane przeglądarki internetowe: praca na kartach, wspomniana obsługa gestów multitouch, wygodny ekran startowy, dostęp do ulubionych, historii, tryb incognito, a ostatnio nawet system kompresji danych. Najbardziej jednak na korzyść tej przeglądarki przemawia to, że pochodzi ona od Google’a oraz jest dostępna dla wielu różnych platform.
Pochodzenie ze stajni w Mountain View oznacza, że mamy łatwy dostęp do usługi Google Translate. A jeżeli dodatkowo masz zainstalowane w iPhonie inne aplikacje tej firmy, to one wszystkie tworzą wzajemnie przyjemny ekosystem. Przykładowo linki z Gmaila są otwierane w Chromie, a znalezione na WWW filmiki zostaną przekazane do aplikacji YouTube. Oprócz tego, jeżeli korzystasz z Chrome’a na innym urządzeniu, to Google oferuje przyjemną synchronizację danych: ustawień, zakładek, rozszerzeń, a nawet historii.
Chrome dla iOS-a może nie wygląda najpiękniej, ale jeżeli jesteś w stanie to przeboleć, to na pewno będziesz z niej zadowolony. Warto dodać, że przeglądarka Google’a jest bardzo często aktualizowana.
Dolphin Browser
Dolphin Browser zaczynała od robienia furory w Google Play, dopiero potem zawitała do App Store’a. I choć jeszcze kilka lat temu była ona przykrą imitacją przeglądarki, dziś zarówno świetnie działa, jak i dobrze wygląda. Ta zainstalowana na ponad 50 mln urządzeń przeglądarka również nie odstaje od konkurencji biorąc pod uwagę podstawowe funkcje, więc skupię się na tym, co ma Dolphin, a czego nie mają inni.
Nasz delfinek oferuje możliwość korzystania ze specjalncych wzorów – wywołując odpowiednie okno wystarczy „narysować” jakiś gest, któremu wcześniej przypisano konkretny adres, aby przeglądarka od razu po zakończeniu szkicowania załadowała interesującą nas witrynę. Liczba takich gestów jest nieograniczona. Dodatkowo, jeżeli zapłacisz niecałego dolara, będziesz mógł korzystać z funkcji Dolphin Sonar umożliwiającej „dyktowanie” komend przeglądarce, ale wydaje mi się, że jest to zbędny dodatek.
Dolphin Browser oferuje także menedżera pobieranych plików (aby można było je otwierać w innych aplikacjach) oraz pozwala na wiele sposobów dzielić się przeglądanymi obecnie stronami: poprzez funkcję Wi-Fi Broadcast, umożliwiającą przesłanie witryny do innego urządzenia dostępnego w tej samej sieci Wi-Fi, oraz poprzez funkcję Send to Device – „wypychającą” stronę na innym urządzeniu z Delfinkiem.
Autorzy przeglądarki oferują wersję zarówno dla iPhone’ów, jak i odpowiednio zoptymalizowaną pod kątem większych ekranów wersję dla iPadów.
Mercury Browser Pro
Obok takich tytułów jak Chrome czy Dolphin Browser postanowiłem ulokować również Mercury Browser Pro. Choć interfejs aplikacji nie zachwyca (nie najlepiej wyglądają elementy interfejsu, na których wyświetlane są spolszczone etykiety), to na osłodę programiści oferują nam sporo użytecznych „wtyczek”.
Przeglądarka zapewnia obsługę sześciu różnych gestów ułatwiających nawigację, umożliwia „prywatne” przeglądanie, zapewnia menedżera pobieranych plików oraz obsługę skórek graficznych. Wyróżnia ją dostępność wspomnianych wtyczek. Dzięki nim wykonasz kadrowany zrzut ekranu, zablokujesz wyświetlanie reklam, skorzystasz z czytnika QR, zmienisz UserAgenta, wydrukujesz stronę oraz szybko skorzystasz z usługi Google Translate. Ponadto aplikacja współpracuje z Instapaperem, LastPassem, Pocketem oraz Pinboardem.
Autorzy przeglądarki oddają nam do dyspozycji również specjalny system synchronizacji zakładek, który pozwala importować dane nie tylko z innych urządzeń z Mercury Browser, ale także z przeglądarek Chrome i Firefox.
Choć opisując tę przeglądarkę miałem na uwadze jej wersję Pro (kosztującą dolara w App Store), to poza nią można się zaopatrzyć w regularną, bezpłatną wersję, która pozwala korzystać z dwóch kart naraz oraz nie oferuje blokowania reklam.
Opera mini
Gdyby nie ostatnia aktualizacja, Opera mini nie znalazłaby się w niniejszym zestawieniu. Jej najnowsza wersja dostępna w App Store jest jeszcze szybsza od swojej poprzedniczki, a przy tym oferuje nowe funkcje i w końcu nie wygląda jakby była zaprojektowana dla Symbiana.
Wygodny ekran główny z ulubionymi stronami, funkcja Opera Link umożliwiająca łatwą synchronizację danych z innymi urządzeniami oraz tzw. visual tabs zapewniające przejrzysty widok załadowanych kart. Oprócz tego obsługa kodów QR, funkcja odkrywania nowych, ciekawych artykułów, zapisywanie stron do późniejszego przeglądania offline oraz tryb prywatny. To tylko niektóre z funkcji norweskiej przeglądarki. Jednak to coś zupełnie innego sprawia, że mini jest wyjątkowa i zagościła w urządzeniach ponad 300 mln użytkowników na całym świecie – świetny system kompresowania danych.
Opera mini, wykorzystując zewnętrzne serwery, umożliwia kompresowanie przeglądanych stron internetowych, dzięki czemu oszczędzamy czas oraz nawet 90% transferu internetowego. Użytkownik zgłasza żądanie załadowania strony, witryna jest przekierowywana na serwery Opery, tam następuje kompresja i gotowa, znacznie bardziej „pomniejszona” (a przy tym nie mniej funkcjonalna) wersja strony jest wyświetlana na telefonie. Dostępny jest również specjalny „licznik” zaoszczędzonych danych.
Opera mini chyba najlepiej ze wszystkich opisanych tutaj pozycji komponuje się ze stylistyką iOS 7. Ładnie więc wygląda i dobrze działa. Jeżeli więc postawiłeś na tej aplikacji krzyżyk z uwagi na jej długie nieaktualizowanie, to – zapewniam cię – warto jest nacisnąć przycisk Update.
Opera Coast
Jak wspomniałem wcześniej, Coast figuruje w tym zestawieniu nie z uwagi na potencjalne zastąpienie Safari, a jest po prostu na tyle ciekawą aplikacją, że nie sposób nie zwrócić na nią uwagi przy okazji przeglądarkowego zestawienia.
Coast została stworzona przez przez norweską Operę, jednak jej działanie w znaczny sposób różni się od klasycznej Opery Mobile czy Opery mini. Coast przede wszystkim działa w oparciu o silnik WebKit. Przełączanie między poszczególnymi oknami w tej przeglądarce odbywa się wyłącznie przy pomocy gestów. Na próżno szukać tutaj paska adresu – otwieranie stron niezapisanych jako zakładki odbywa się w oparciu o uniwersalne okno wyszukiwania. Nie znajdziesz też w Coast niczego co można by nazwać panelem bocznym czy zakładki z ustawieniami. Możesz wyłącznie załadować interesującą cię stronę i w wygodny sposób przejrzeć jej zawartość. Ewentualnie podzielisz się nią na Facebooku lub ją wydrukujesz przez AirPlay. Tyle.
Niespotkany minimalizm jaki niesie ze sobą Coast, a przy tym odpowiednia użyteczność dają kapitalny efekt. Fakt, nie ma tutaj takich smaczków jak tryb incognito, menedżer pobierania, kompresowanie ładowanych stron czy synchronizacja danych (których w zasadzie jest niewiele) z innymi urządzeniami – w tym przypadku jest to absolutnie zbędne. Coast jest wygodna i po prostu działa. A jeżeli nie wierzycie mi na słowo, radzę przekonać się na własnej skórze. Jak przeczytasz na oficjalnej stronie projektu:
Nie obchodzi nas, co robisz ze swoim czasem. Chcemy tylko upewnić się, że jeśli zechcesz się poobijać, dobrze go wykorzystasz. A nie ma lepszej przeglądarki, by zabić trochę wolnego czasu.
Coast najpierw została udostępniona iPadom, jednak z czasem wydano też wersję dla iPhone’ów, obie działają świetnie. Użytkownicy Androida póki co muszą obejść się smakiem – nic nie zapowiada, aby Coast miała zawitać w najbliższym czasie do Google Play.
A z jakiej przeglądarki Wy korzystacie na swoim iPhone’ach lub iPadach: domyślna Safari, czy może coś z App Store’a?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.