Sytuacje, w których gry czy też aplikacje pojawiają się w tym samym momencie zarówno w App Store, jak i w Google Play, należą raczej do rzadkości. A powodów tego stanu rzeczy jest wiele – czasami niekoniecznie racjonalnych.
Faktem jest, iż przytłaczająca większość gier czy programów w pierwszym rzucie pojawia się właśnie na iOS, po czym dopiero w dalszej kolejności mamy do czynienia z premierą wersji na Androida. Czasami na edycję przeznaczoną dla użytkowników sprzętów z systemem Google trzeba czekać dzień, tydzień, miesiąc, a nawet… kilka lat, co pokazuje chociażby niedawny przykład Indigo Lake, czyli bardzo ciekawej survivalowej gry akcji, która trafiła do oferty Google Play po dwóch latach od pojawienia się na iPhone’ach i iPadach, czy też The Room Three – kontynuacji wielkiego hitu, w który na razie mogą grać tylko posiadacze urządzeń z iOS. Dlaczego tak jest?
Wielu deweloperów wskazuje na prosty i najbardziej oczywisty powód, czyli aspekt finansowy. Nie jest tajemnicą, że – pomimo znacznie mniejszych udziałów na rynku – to właśnie użytkownicy sprzętów Apple znacznie chętniej inwestują w gry i aplikacje i pozwalają sobie na piractwo na znacznie mniejszą skalę, niż jest to w przypadku posiadaczy urządzeń mobilnych z Androidem. Oczywiście spory wpływ na to ma fakt, iż system Apple jest po prostu mniej podatny na ingerencję z zewnątrz – łamanie OS-a często nie należy do najprostszych, a wraz z kolejnymi wersjami iOS proceder ten staje się coraz bardziej trudniejszy do wcielenia w życie. W przypadku konkurencji cóż – wystarczy jedynie skopiować odpowiedni plik i właściwie go rozpakować. To jest niejako cena za otwartą architekturę Androida. Jakkolwiek nie zabrzmiało by to kontrowersyjnie, użytkownicy sprzętów Apple traktowani są jako Ci z bardziej zasobnym portfelem i faktycznie, mimo zapewne wielkiego oburzenia posiadaczy tabletów i smartfonów z systemem Google, po ilości zakupów elektronicznych dokonywanych za pośrednictwem App Store, po prostu to widać.
O ile koncentracja na wersji na iOS w odniesieniu do finansów jest jeszcze możliwa do zrozumienia (a i to nie zawsze), to inne tłumaczenia twórców są już po prostu mocno niedorzeczne. Koronnym argumentem w tym przypadku jest niekończąca się opowieść o tym, że stworzenie wersji na obydwa systemy (lub też dodatkowo także na Windows Phone) dla wielu zespołów deweloperskich jest po prostu nie do pogodzenia. To, powiem szczerze, dość pokrętne tłumaczenie, bo czy twórcy wielkich hitów na pecety i konsole regularnie pozwalają sobie na to, by opóźnić poszczególne edycje gier względem innych? Nie – najczęściej na rynku w ten sam dzień ląduje wersja zarówno na komputery osobiste, jak i Xboksa One i PlayStation 4. Owszem – zdarzają się wyjątki reguły, nawet w przypadku najbardziej znanych produkcji i studiów deweloperskich, ale generalnie zawsze mamy wybór. To też dziwi tym bardziej, że systemy mobilne są platformą zdecydowanie prostszą do tworzenia gier niż w przypadku Windowsa czy też konsol. Paradoksalnie – tego typu rozdrobnienie działa także na niekorzyść produkcji po prostu słabych. Jeśli przekonamy się, że gra, która trafiła już na iOS jest po prostu nieudana, to z pewnością nie kupimy jej w wersji na Androida. A w przypadku równoległej premiery jest nadzieja, że uda się nabrać większą ilość osób. Ot, prawa rynku.
Nie można też przecież zapominać o tym, iż proces certyfikacji oraz publikacji gry czy aplikacji w Google Play jest znacznie prostszy, niż w przypadku sklepu Apple. Owszem, może również przez to w sklepie dla użytkowników Androida często panuje solidny bałagan, ale fakt jest faktem – Google nie ma aż takich wymagań względem deweloperów jak Apple. Paradoksalnie więc to właśnie wersja na Androida powinna pojawiać się wcześniej, bo ma przecież znacznie krótszą drogę do przebycia. Jak widać, nie jest to powszechna praktyka.
O tym, że będzie to raczej niekończąca się walka o równość pomiędzy użytkownikami iOS i Androida, nie trzeba chyba nikogo przypominać. Mijają miesiące i lata, a sytuacja niezbyt się zmienia. Może rozwiązaniem byłoby nieco bardziej zdecydowane zamknięcie architektury Androida, choć z drugiej strony wielu uważa tę cechę jako jeden z największych atutów systemu Google. Wtedy też może udałoby się zmniejszyć piractwo, choć moim skromnym zdaniem wszystko powinno zacząć się od deweloperów. To oni powinni nam dostarczać po prostu dobre aplikacje a nie crapy, których przecież mamy na pęczki.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.