To naturalne, że kupując smartfona staramy się znaleźć możliwie jak najatrakcyjniejszą i najtańszą ofertę. Warto jednak zachować zdrowy rozsądek w poszukiwaniu cenowych okazji. Na przykład omijając elektroniczne giełdy.
Mimo, iż sklepy internetowe czy stacjonarne regularnie atakują nas ciekawymi promocjami, często uznajemy, że to za mało – bo rabaty są za niskie, bo cena nadal nie przystaje do możliwości oferowanych przez sprzęt. Oczywiście w takim stwierdzeniu nie ma nic złego – sam przed zakupem jakiejkolwiek droższej rzeczy nie tylko staram się zobaczyć urządzenie na własne oczy, ale także szukam oferty, która spełni moje oczekiwania. Jedno jest pewne – w poszukiwaniu nowego sprzętu raczej nie zawędruję na giełdę elektroniczną.
Każda giełda elektroniczna rządzi się swoimi prawami, każda oferuje też różnorodny asortyment. Znajdziemy tu praktycznie wszystko – telewizory, gramofony, kosiarki, młoty pneumatyczne czy lampki na choinkę; nas oczywiście najbardziej interesują smartfony, które aktualnie stanowią lwią część towaru na stoiskach.
Wystawiają się w takich miejscach praktycznie wszyscy – właściciele komisów, domorośli handlarze czy też osoby, które chcą sprzedać użytkowany przez siebie sprzęt. Doświadczenia pokazują jednak, że sporą część sprzedających stanowi dość nachalnie reprezentowana grupa cwaniaków, którzy mają jeden plan: sprzedać sprzęt i umyć ręce od dalszej odpowiedzialności.
Obserwując sytuację, którą zastałem na jednej z dość dużych elektronicznych giełd, można odnieść wrażenie, że istnieją dwa obozy: przedstawicieli sklepów i komisów, którzy oferują smartfony w niezbyt korzystnych cenach, aczkolwiek z wszystkimi koniecznymi dokumentami i gwarancją na sprzęt, oraz wspomnianych już „cwaniaków”, których zaletą jest fakt, iż możemy nabyć sprzęt w zauważalnie niższej cenie. Na tym jednak – jak się okazuje po krótkiej rozmowie – lista dobrych stron się kończy.
Po wypytaniu o specyfikację, cenę tego sprzętu i stan smartfona wystarczy, iż padnie tylko jedno pytanie: „A jak wygląda kwestia gwarancji? Ma pan paragon albo dokument poświadczający kupno?” i rozmowa momentalnie zaczyna przybierać zupełnie inne tony. W jednej chwili dowiadujemy się, że dokumenty „nie wpływają przecież na działanie smartfona„, a paragon „gdzieś się zgubił albo zawieruszył„. Oczywiście, taka sytuacja mogła się zdarzyć, ale kto w dzisiejszych czasach nie robi kopii albo skanów dokumentów potwierdzających zakup? Ano właśnie.
Jeszcze ciekawszych rzeczy dowiadujemy się, wypytując o gwarancję czy też serwis nabywanego sprzętu. Kilkukrotnie zdążyłem się dowiedzieć, że „sprzęt jest w tak dobrej kondycji, że nie będzie konieczna jakakolwiek gwarancja„, co jest oczywiście ze wszech miar absurdalnym stwierdzeniem mającym na celu szybkie zakończenie tematu.
Bardziej wiarygodne stwierdzenia padały od innych oferentów, którzy mówili wprost: „nie mamy papierów, więc gwarancji nie będzie i trzeba szukać sobie samemu serwisu„, albo „jak coś się zepsuje, to proszę do mnie zadzwonić albo podjechać i coś wykombinujemy„. Oczywiście nie trzeba nikogo zbyt długo przekonywać, że tego typu stwierdzenia w 99% przypadków oznaczają: kup ode mnie tego smartfona, ja będę miał kasę, a ty się w przyszłości martw, gdy sprzęt się jednak zepsuje.
Dla doświadczonego i obytego z technologiami człowieka zwrot „lepiej daruj sobie wycieczki na giełdę po nowego smartfona” raczej powinien być oczywistością. Oczywiście z pewnością wśród Was są osoby, które trafiły na uczciwych sprzedawców, jednocześnie nabywając urządzenie w atrakcyjnej cenie. Nie da się jednak ukryć, że te dwa stwierdzenia zazwyczaj nie idą ze sobą w parze i wielu, którzy połasili się na nową „słuchawkę” w niskiej cenie, żałuje tego zakupu. Albo mamy do czynienia ze smartfonem kradzionym, albo z ukrytymi wadami fabrycznymi, albo bez dokumentów, które pozwoliłyby nam skorzystać z okresu gwarancji.
Kupno smartfona na giełdzie to więc ogromne ryzyko. Ryzyko, które rzadko kiedy warte jest jego podjęcia – zwłaszcza, jeśli o mówimy o urządzeniach będących na liście TOP-10 najlepszych telefonów, a więc zwykle stosunkowo drogich. Warto o tym pamiętać, bo ta sytuacja nie tyczy się tylko urządzeń elektronicznych – ileż to już było historii, w których nawet wycieczka z mechanikiem na giełdę samochodową nie gwarantowała tego, że wyjedziemy w pełni sprawnym pojazdem? Jeśli nie chcecie się kiedyś niemiło rozczarować, to omijajcie takie przybytki z daleka. Ja omijam. Na wszelki wypadek.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.